Myślałam, że ty...

377 24 11
                                    

Sophie przebudziła się w swoim łóżku, w wieży. Czuła się okropnie. Wszystko ją bolało i wciąż niewyraźnie widziała. Stęknęła.

- Jarvis? - powiedziała. Wtedy usłyszała, jak okropnie słaby i cichy ma głos. Nie była w stanie powiedzieć nic głośniej, a co dopiero krzyknąć. 

- Dzień dobry panno Robitallie. Jak się pani czuję? - odpowiedziała sztuczna inteligencja.

- Gdzie jest Natasha?

- Wszyscy Avengers siedzą teraz w salonie i odpoczywają. Jak się pani czuję?

- Chyba... źle - powiedziała, po czym wstała z łóżka i kierowała się w stronę drzwi, co sprawiało jej wielką trudność. Nadal była bardzo słaba. 

- Zawiadomić Avengers o pani wstaniu?

- Nie, idę do nich teraz. Myślę, że zauważą.

- Ale pielęgniarki zakazały pani wstawać.

- Nie było mnie przy tym. Po za tym już wstałam.

Jarvis się już nie odzywał. Nastolatka zostawiła otwarte drzwi od pokoju. Idąc do windy cały czas trzymała się ściany. 

Wybrała piętro. Drzwi otworzyły się na salonowym piętrze. Wzrok wszystkich przeniósł się na nią. Ona jednak spojrzała na stojącego do niej plecami bruneta. Czy to...

- Peter? - zapytała. Nastolatek odwrócił się. Tak, to był on. Uśmiechnął się ze swoim cudownym błyskiem w oczach. Sophie poczuła wielką ulgę. Chciała się uśmiechnąć, ale nie miała siły. Puściła ścianę. Próbowała podbiec do chłopaka, aby rzucić mu się na ramiona, ale wciąż nie miała wystarczająco siły, a jej nogi po prostu nie chciały iść. Przewróciła się po jakiś dwóch metrach. Usiłowała wstać.

- Poczekaj, pomogę Ci - powiedział, po czym podszedł do niej i pomógł jej wstać. Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Dziewczyny przytuliła go w ramionach, a potem podniosła nogi i obwinęła je dookoła jego bioder. Wtuliła się w niego, po czym rozpłakała się.

- Myślałam, że ty... - zaczęła szeptem.

- Nie musisz nic mówić, już spokojnie, jestem tu - powiedział odwzajemniając jej uścisk. Z tyłu było słychać szepty Avengers ,,jak słodko, uroczę". Nie ruszali się przez chwilę. Peter w pewnym momencie zorientował się, że dziewczyna śpi. - Ee... Zasnęła.

- Zanieś ją do pokoju. Cztery piętra wyżej, numer dwadzieścia dwa - powiedział Tony. Parker od razu wszedł do windy i wybrał odpowiednie piętro. Położył dziewczynę na łóżku tak ostrożnie i powoli, jak tylko dał radę. Przykrył kołdrą i sam usiadł na brzegu. Jacie, jak ona ślicznie wygląda jak śpi, pomyślał.

Patrzył na nią przez chwilę. Poprawił jej włosy, żeby nie zakrywały twarzy. Wtedy zobaczył ranę na szyi. Wyglądała jeszcze gorzej, niż w momencie jej powstania. Dookoła szwów powstał fioletowy siniak wielkości pięści. Na ten widok po plecach przeszły go ciarki. W końcu stwierdził, że położy się koło niej. Przekręcił się na lewy bok i przesunął się bliżej nastolatki.

Po około dwudziestu minutach Sophie znowu się przebudziła. Leżała na plecach i rozglądała się po lewej stronie pokoju. 

- Żyjesz? - zapytał nagle Peter.

- Póki co - odpowiedziała przekładając wzrok na niego. - A ty? Bo jakoś wczoraj myślałam, że nie, ale dzisiaj nie jestem pewna. 

- Żyję. Tam w magazynie to, jak się pewnie możesz domyśleć, nie byłem ja, tylko jeden z Agentów Hydry. Ale wszystko widziałem. Naprawdę się przejęłaś.

Sophie: Spójrz mi w oczy || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz