Brać ją!

394 26 6
                                    

- Panno Robitallie, autopilot już ustawiony - oznajmił Jarvis.

- Świetnie, zaraz wsiadam. Byłoby miło, jakbyś zebrał jakieś dwie pielęgniarki. Nie wiadomo co tam się z nimi stało - powiedziała nastolatka szykując broń. Pasek z nożami na udo, bransoletki z prądem, cichy pistolet, granaty dymne, laser przecinający metal, linka w pasku.

- Już się robi.

Minęło sześć minut. Statek właśnie wznosił się w powietrze. Pielęgniarki siedziały na małych plastikowych krzesełkach i o czymś rozmawiały. Sophie uczesała na głowie dwa warkocze. Rozciągnęła się trochę i umieściła pasek z nożami na drugim udzie. Zauważyła, że powoli zbliżają się do pola, pod którym była umieszczona tajna baza.

- Jarvis, będę już wyskakiwać, przejdę trochę przez las, żeby mnie od razu nie zauważyli. Masz pełną kontrolę nad statkiem, tylko wyląduj gdzieś niedaleko.

- Oczywiście. 

- Życzymy powodzenia - odezwała się jedna z pielęgniarek, gdy Sophie wyskakiwała z samolotu.

Nie wzięła spadochronu. Trudno, już się nie wróci. Uszykowała linkę. Gdy przekroczyła linię korony drzew wypuściła ją, zaczepiając się o czubek z jednej z choinek. Zatrzymała się po środku drzewa. Powoli opuściła się w dół. Odpięła linkę i pobiegła w stronę chatki.

Malutki, drewniany domek stojący na samym środku pola kukurydzy. Z komina leciał dym. Słabe, żółte światło migotało przez okno. 

Sophie padła na kolana i przeczołgała się do domku. Otworzyła drzwi. Stał tam jeden ochroniarz. Miał własnie strzelać do Sophie, ale ona poraziła go prądem i zniszczyła krótkofalówkę. Zniszczenie krótkofalówki powinno być zawsze na pierwszy miejscu. 

Na przeciwko drzwi wejściowych były inne, równie stare i brzydkie. Otworzyły się z wielkim piskiem. Za nim stało dwóch innych ochroniarzy. Również poraziła ich prądem i zniszczyła komunikatory. 

Kolejne drzwi. Te prowadziły do małej kuchni, w której nie było nikogo. Żadnych innych drzwi nie było, ani szafy. Spod lodówki wystawała tylko mała metalowa rączka. Kto wymyślił przejście pod lodówką? Trochę czasu zajęło jej odsunięcie sprzętu. Pod nią faktycznie było przejście, prowadzące do... kolejnego przejścia. Ludzie, ileż można? 

Szła korytarzem z metalowymi ścianami i rurami na wierzchu. Wszędzie było pełno pajęczyn i mrówek. Jedna mała żarówka oświetlała kilkudziesięciometrowy korytarz. Stanęła pod wielkimi metalowymi drzwiami.

Na górnej połowie było lustro weneckie. Schyliła się. Wyjęła mały nożyk i otworzyła nim dwa zamki. Drzwi prawie się otworzyły. Jedyne co trzeba było wtedy zrobić, to zeskanować oko. Nie ma czasu na wydłubanie oka jednemu z tamtych ochroniarzy, więc po prostu rozwaliła czytnik. Drzwi się otworzyły. 

Weszła do pomieszczenia z pistoletem w ręku. Zastała jedynie kilku nieprzytomnych agentów Hydry. Usłyszała czyjeś głosy.

- Przykro mi Stark, ale tym razem nie wygrasz - odezwał się jakiś mężczyzna. - Panowie, reaktor. 

Sophie pobiegła w stronę łuku w pokoju. Zanim było jeszcze inne pomieszczenie. To tam właśnie byli tamci mężczyźni oraz Avengers. Steve i Wanda przykuci do kaloryfera. Tony, któremu właśnie wyciągali serce. I Natasha leżąca na podłodze z raną od postrzału na nodze.

- Ej! - krzyknęła. Wszyscy automatycznie się odwrócili. - To, że ty nie masz serca, nie oznacza, że możesz zabierać je innym. 

- Czy ja Cię powinienem znać? - zapytał facet z niemieckim akcentem. Był ubrany inaczej iż wszyscy. Miał mundur we wzór moro, a inni agenci byli ubrani cali na czarno z kamizelkami na klatce piersiowej, kasku na głowie i przylegających okularach. Mieli też strzelby w rękach. 

- Nie, raczej nie. A teraz przepraszam panów, ale mam zadanie - powiedziała, po czym zaczęła walkę.

Postrzeliła w nogę faceta, który grzebał coś przy reaktorze Tony'ego.

- Brać ją!

Armia ludzi z Hydry ruszyła na nastolatkę. Normalnie odwaliła by jakąś popisówe, trochę ich poddusiła i postrzeliła prądem, ale teraz nie ma na to czasu. Wskoczyła na najwyższego z mężczyzn. Wyjęła z paska dwa noże, po czym wbiła mu je w szyję. Gdy padał na ziemię, ta zeskoczyła na kolejnego i przebiła mu krtań. Jakiś koleś z tyłu zepchnął ją w tył. Upadła na plecy, co tylko ją rozwścieczyło jeszcze bardziej.

- Dziewczyn się nie tyka - zrobiła lekki uśmieszek, po czym szybko wstała. Kopnęła dwóch mężczyzn w brzuch, poraziła prądem, wbiła nóż w serce i zabrała się za kolejnych. Jednemu skręciła kark, drugiemu złamała nogę, poraziła prądem i udusiła na końcu, a dalej tylko pistolety i noże. Tony przyglądał się jej walce z wielkim wrażeniem. Na początku był dumny, co ona potrafi, ale potem posmutniał, że z jego winy ta dziewczyna spędziła kilkanaście lat na takim bezinteresownym zabijaniu. 

Został jeden, wbiła mu nóż w brzuch, potem poraziła prądem po szyi i przekręciła ostrze. Do pomieszczenia wbiegła kolejna drużyna. Zaczęli na nią wbiegać. Było ich dwunastu, wszyscy atakowali naraz, ale nie ma czasu. Sophie ustawiła bransoletkę na promienie dźwiękowe. Nad nimi była lampa, tak stara i beznadziejna jak w szkołach. Podskoczyła, podniosła rękę do góry i wystrzeliła dźwiękowym promieniem. Szkło rozbiło się natychmiastowo, a lampa już miała spadać. Sophie prawdopodobnie tez by się coś stało, w końcu była na samym środku, ale ktoś zaciągnął ją do tyłu. Faceci oberwali lampą, która leżała teraz na podłodze. Kilku mężczyzn upadło również, bo byli za blisko, podczas gdy dziewczyny wystrzelała promień dźwiękowy. Został tylko jeden facet. Sophie wzięła pistolet i postrzeliła go w krtań. Miała się właśnie odwracać, żeby zobaczyć, kto ją wyciągnął z tłumu mężczyzn, ale w tym momencie oberwała czymś po szyi.

Natychmiastowo przestała cokolwiek słyszeć po za przeraźliwym piskiem. Obraz przed oczami zaczął jej się zamazywać. Poczuła przechodzący od szyi dreszcz, który zaczął rozchodzić się po jej całym ciele. Straciła czucie w nogach i upadła. Nie mogła powiedzieć ani jednego słowa. Dotknęła dłoni prawą stronę szyi. Spojrzała na nią. Była czerwona, ale nie wiedziała już, czy od rany, czy to była krew agentów. Zemdlała.

- Ups, chyba mi się wymsknęło - powiedział Niemiec. Stark na te słowa postrzelił go promieniem ze skafandra.  

- Co jej się stało? - zapytała Natasha, kulawo podchodząc do nastolatki.

- Jeden z tych kryształków wbił się w jej skórę... Musimy ją stąd zabrać. Dzwonie po Fury'ego. 

- Spróbuję obudzić Steve'a i Wandę.

Po chwili kilka agentów T.A.R.C.Z.Y. wparowało do tajnej bazy Hydry. Zabrali Avengers i ukradli dane. 

- Daj mi ją Stark. Zaniosę ją do waszego statku, tam się nią zajmą pielęgniarki. 

Dwie agentki pomogły Tony'emu dojść do ich statku. Jarvis ustawił autopilot na wieżę Avengers. Jedna pielęgniarka badała właśnie Kapitana.

- Jezus Maria... - zaniepokoiła się druga. -  Połóżcie ją na podłodze, spróbuję coś z tym zrobić. Kate, przydasz mi się!


Sophie: Spójrz mi w oczy || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz