Pewnie masz rację

515 25 3
                                    

Peter całą drogę myślał o niej. Jacie, ona też go kocha. A przynajmniej ma nadzieję, że to prawdziwe uczucie. Nie mógł być tego pewien, co go trochę dręczyło. Wiedział teraz wszystko, co go tak bardzo o niej interesowało, ale chyba lepiej by mu się żyło bez tej wiedzy. Co ta dziewczyna musi przechodzić...

Oglądała widok z okna jeszcze przez chwilę. Kąciki jej ust mimowolnie się podnosiły na myśl, co się stało przed chwilą. Rany, ona się zakochała. I to tak naprawdę. Niestety, jej chwilowy spokój przerwały wyrzuty sumienia, że emocje tak bardzo ją poniosły. Widziała, że dziewczyny nie były zbytnio zadowolone tamtą sytuacją. Walić Tony'ego, ale Natasha i Wanda... Bardzo je lubiła, więc chciała je jak najszybciej przeprosić, co również było dla niej nowością. 

Ubrała na siebie czarną bluzę z kapturem, z napisem Whatever it takes 'Cause I love the adrenaline in my veins, I do whatever it takes i niebieskie mom-jeansy. Wyszła z pokoju. Gdy drzwi windy się zatrzymały, serce zaczęło jej walić jak szalone. Weszła do środka i wybrała numer piętra. W salonie zastała tylko Starka z kolejną szkocką w ręku. 

- Tak, tak, powinienem się wziąć w garść, jestem alkoholikiem, nie radze sobie z emocjami, ale wiesz co, mam to gdzieś. 

- Super, gratuluję - odezwała się Sophie. Tony natychmiastowo się odwrócił słysząc jej głos. Obejrzał ją od góry do dołu i z powrotem wrócił do picia szkockiej. - Zgaduję, że Natasha i Wanda sobie poszły gdzieś daleko od Ciebie, bo mają cię dosyć.

- Pewnie masz rację. 

- Czyli tak jak zawsze - odpowiedziała i znowu udała się w stronę windy, aby znaleźć Nat.

- Nie, nie zawsze masz rację - powiedział, a ona nie zatrzymała się, na co tak bardzo liczył. - Nie miałaś racji mówiąc, że się cieszę, że Cię nie wychowywałem. Znaczy, nie wiem jak to by było, ale mogę się przekonać jak to będzie teraz. Wiem na pewno, że to co teraz pije, jest słabsze niż zawsze i... - nie zdążył dokończyć, a z jego buzi wylatywały wymioty. Średnio to wygląda na słabsze niż zazwyczaj. A jeżeli mówi prawdę, to trochę się go robi żal. Sophie tego nie widziała. W momencie ,,Znaczy, nie wiem jak to by było" pojechała windą na piętro, gdzie Wanda miała swój pokój. 

Słyszała, że rozmawia z Natashą. Zapukała. Po chwili drzwi się otworzyły.

- O wilku mowa - powiedziała Maximoff otwierając drzwi. 

- Ja... - zaczęła powoli Sophie. Czuła, jak żołądek jej się ściska. Patrzyła na podłogę próbując wydusić z siebie jakieś słowa. Wanda złapała ją za rękę i zaciągnęła do pokoju. Zamknęła drzwi. Na łóżku leżała Natalia. 

- Coś się stało? - zapytała z troską Romanoff. Teraz patrzyła na Sophie z jeszcze wielkim wyrzutem sumienia.

- Nie... Znaczy, tak... Chciałam was... - próbowała zacząć od nowa. Zrobiło jej się gorąco.

- Usiądź sobie - powiedziała Wanda. Usiadły razem na łóżku, Sophie po środku. 

Dziewczyna podciągnęła rękawy bluzy i kontynuowała.

- Byłam zła na Tony'ego i nie chciałam mówić takich rzeczy o was... W sumie to nie przemyślałam za bardzo tego, co chcę powiedzieć, ale jest mi po prostu głupio...

- Czy to co mówiłaś jest prawdą, czy naprawdę tak uważasz? - zapytała Nat. - Szczerze.

- Tak... Przepraszam, jeżeli was jakoś uraziłam, ale...

- Sophie, nie musisz nas przepraszać - powiedziała Wanda. - Nie jesteśmy złe, tylko martwimy się o Ciebie. To jest po proste trochę przykre, gdy ktoś mówi, to, co ty powiedziałaś. Dla Natashy Czerwony Pokój był okropny i nigdy by nie chciała tam wrócić, a ty... 

- Ja wiem, że to dziwne i w ogóle... Ja się tu nie umiem odnaleźć. Dziwnie się czuje, wiedząc, że mieszkam w tym samym budynku co Tony. Cały czas tutaj płaczę albo jestem na maksa wściekła i sobie z tym nie radzę. To dla mnie za dużo. Chciałabym się zmienić i zacząć wszystko od początku, najlepiej już teraz, ale obawiam się, że nigdy z tego nie wyjdę.

- Sophie, od kilku lat nie należę do Pokoju, a mimo to wciąż mam z stamtąd koszmary i wszystko pamiętam, każdy trening, każde zlecenie... - mówiła Nat.

- Nie chodzi mi o to - Romanoff popatrzyła się na nią pytająco. - Czy ja kiedyś przywyknę do emocji, do swobody, do tego, że jeżeli ktoś przechodzi obok mnie, to niekoniecznie chce mnie zabić, zabijamy razem albo ja mam go zabić, tylko jak gdyby nigdy nic sobie idzie. Przecież ja nigdy nie wrócę do tej normalności.

- To będzie prostsze niż Ci się wydaje. Fakt, nie wszyscy ludzie są godni zaufania, ale z czasem na pewno uzyskasz przekonanie, że nie ma co od razu ich dusić. 

- A co jeżeli tak się nie stanie? - stanęła na przeciwko nich. - A z resztą, walić obcych ludzi. Co jeżeli będę zmuszona mieszkać z wami i już zawsze żyć w gronie superbohaterów i agentów, a nie będę miała zaufania do was? To będzie totalnie bez sensu, jak całe życie spędzę w zamknięciu, bo może coś ode mnie chcecie.

- Jedyne, czego od Ciebie chcemy, to żebyś przynajmniej spróbowała zacząć od nowa - powiedziała Wanda i spojrzała na plaster naklejony na nadgarstku. - I przede wszystkim, żebyś się oduczyła żyć zasadami przeszłości. Domyśliłam się od razu po co Peterowi plastry. 

- Tak, już mi mówił, że nie powinnam i że zawsze mogę się komuś wygadać... Ale to nie jest takie łatwe.

- A propo Petera... - zaczęła Nat z chytrym uśmieszkiem. - Co robił u Ciebie w nocy?

Sophie: Spójrz mi w oczy || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz