Jak Tarzan w dżungli

642 33 6
                                    

O dwudziestej pierwszej Sophie zeszła do salonu. Miała nadzieje, że znajdzie tam coś do jedzenia. Była potwornie głodna.

- Ummm, pizza - powiedziała z rozkoszą, zabierając ze stolika jeden karton średniej pizzy capriciosa i wracając z powrotem w stronę windy, z której wcześniej wyszła.

- Ej! Ktoś ci pozwolił? - spytał Stark.

- A ktoś mi zabronił? - odpyskowała, po czym dodała - Macie tu jakąś siłownie albo sale do treningów?

- Czternaste piętro. Nie idź tam teraz, bo znając życie nakruszysz wszędzie tą pizzą. 

- Masz roboty od sprzątania, kilka okruchów by Ci nie zaszkodziło. Ale nie ma sprawy, przyjdę tam innym razem. 

Wróciła do pokoju. Pudełko z pizzą rzuciła na biurko, drzwi zamknęła na klucz i zdjęła bluzę. Zaczęła jeść i myśleć nad misją. Sprawdziła za pomocą Jarvisa, czy nikt z nich nie wrócił na miejsce spotkania, a potem uszykowała rzeczy na jutrzejszy trening. Nie trenowała, ani nie ćwiczyła od... miesiąca? 

- Jarvis? - odezwała się. - Czy w sali do ćwiczeń może grać muzyka?

- Tak, panno Robitallie. 

- Świetnie. 

Przebrała się w piżamę i wzięła kolejną książkę. 

- No dobra... To dzisiaj może... Szeptem? No, zobaczymy.

Usiadła na łóżku, oparła się o ścianę, przykryła kołdrą i zaczęła czytać. Kilka godzin i po wszystkim. Szczerze, to chciałaby, że Patch nie został tym całym Aniołem Stróżem, ale cóż, są jeszcze trzy inne części, może się coś zmieni. Odłożyła książkę, zgasiła lampkę i już miała zamykać oczy, gdy usłyszała jakieś stukanie w okno. Podeszła bliżej. Deszcz. Przeszły ją ciarki.

Na całym świecie są dwie rzeczy, których Sophie się boi : Hydry i burzy.

Z Hydrą, to była dosyć długa historia, jedna z wielu misji, ale burza, była dla niej chyba jeszcze gorsza niż jakakolwiek mordercza i terrorystyczna agencja. Czerwony Pokój był w końcu umieszczony w chmurach. Sam deszcz nie był aż tak zły, ale gdy waliły pioruny wszystkie wręcz modliły się o to, by nagle znalazła się jakaś misja. Gdyby tylko jeden z nich uderzył w Pokój miałyby wielki problem. Raz trafił, a wtedy nawet jeszcze nie był w chmurach.

Sophie miała pięć lat. Była noc, spały. Rozległ się huk. Potem wszędzie był ogień. Nie miały jak uciec, Dreykov kazał im wyjść mimo tego, że muszą przeskoczyć nad ogniem. Wiele z nich nabyło wtedy ogromne blizny. Ciężko było w końcu przeskoczyć przez ogień, tym bardziej, że był wszędzie, dziewczyny się dusiły z powodu dymu, no i miały po pięć lat. Nabyły traumę. Każda z nich. 

Na szczęście dzisiaj miał być tylko deszcz. Sprawdziła na chyba wszystkich możliwych stronach, gdzie tylko pokazywali prognozę pogody. Obejrzała nawet telewizje, żeby się upewnić. Nic nie wskazywało na pioruny. Ona mimo to stwierdziła, że nie idzie spać. Tak dla bezpieczeństwa. 

Za zegarku zobaczyła, że jest już w pół do czwartej. Przebrała się w czarne dresy, obcisły, sportowy top, wzięła torbę i poszła na salę treningową. 

- Jarvis, włącz jakąś muzykę. Podobno lepiej się przy niej trenuję - poprosiła.

- Już się robi - odpowiedziała sztuczna inteligencja. Po chwili w pokoju było słychać piosenkę Another One Bites The Dust Queen.

Dziewczyna spięła włosy w wysoki kucyk i zaczęła trening. Trochę walki z hologramami, trochę ćwiczeń na celność, potem coś po ciemku, na koniec trochę boksu. 

Sophie usiadła na podłodze przy swojej torbie. Wzięła łyk wody z butelki i wstała.

- Dobra Jarvis. To teraz coś dobrego do baletu, ale nie z baletu. Wiesz, taka zwykła piosenka, dynamiczna. 

Stanęła na środku sali wsłuchując się w  początek piosenki wybranej przez Jarvis'a - Demons od Imagine Dragons. Wzięła głęboki wdech i zaczęła taniec. Na początku zwykłe machanie nogami w górę i w dół, w lewo i w prawo, ale po refrenie się zaczęło prawdziwe cudo. Robiła tyle szybkich ruchów, ale wyglądały tak lekko. Skakała strasznie wysoko, rzucała się po podłodze. Rany. Strasznie szybki ten balet. To chyba nie tylko balet. Mieszała go nieco ze sposobem sztuk walki. Piosenka się skończyła, dalej padło na So What P!nk. Ona wciąż tańczyła. Miała zamknięte oczy, a jej ruchy wciąż były piękne, lekkie, ale szybkie. Nawet nie zauważyła, że do sali wszedł Steve ze swoją torbą. Gdy i ta piosenka się skończyła, zatrzymała się. 

- Jarvis, są tu jakieś drążki do akrobacji? - spytała, a w odpowiedzi z sufituj, podłogi i ścian wylazło kilka. Były również jakieś koła. W tle słychać było klaskanie.

- Nie wiedziałem, że umiesz tańczyć - powiedział Steve stojąc w drzwiach.

- Każdy z Pokoju umie. Dowodzi nami w końcu Rosjanin, to u nich popularne. A ja łącze to z walką. Sam balet jest totalnie nudny - poszła się napić i sprawdzić godzinę. Za trzy godziny zaczynała lekcję. Dzisiaj miała wyjątkowo późno.

- Od której tu jesteś?

- Byłam tu przed czwartą. 

- A myślałem, że to ja zawsze wstaje pierwszy.

- Ja nawet nie spałam - powiedziała. Miała właśnie kontynuować swój trening, ale odwróciła się jeszcze do Steve'a i spytała - Co tutaj robisz, masz jakąś sprawę?

- Nie, tylko przyszedłem poćwiczyć, ale idę już do drugiej sali - odpowiedział przestając się opierać o drzwi.

- A, okej - powiedziała i pobiegła szybko do drążka. 

To co tym razem robiła, było jeszcze lepsze. Milion obrotów, salt, wszystko co się tylko dało. Najpierw na ten drążek, potem na ten, tutaj przeskok przez koło, tutaj przeskok nad kołem. Jak Tarzan w dżungli. Steve na początku patrzył ze zdziwieniem, ale potem odszedł. 

Po pół godzinie dziewczyna wyszła z sali, udając się do pokoju. Przebrała się w ciuchy do szkoły, spakowała plecak i weszła do salonu. Nikogo nie było, tylko kilka kawałków pizzy z wczoraj. Sophie zasiadła na kanapie i zaczęła jeść. Potem wybrała się na przystanek. Tym razem poszła od razu pod klasę. Byli tam już wszyscy, łącznie z Parkerem, który gdy ją zobaczył szybko wstał i zabrał gdzieś Neda mijając ją tak szybko, że poczuła lekki przypływ wiatru. Uśmiechnęła się lekko. Usiadła obok MJ. 

Na chemii nauczycielka stwierdziła, że źle usiedli i chce ich rozsadzić po swojemu. Sophie trafiła na siedzenie z Peterem. Nie była z tego zadowolona. Siedzieli w ostatniej ławce, bo Peter tak zażądał, a pani koniecznie chciała ich ze sobą, żeby nie rozmawiali. Sophie nie była wysoka. Właściwie była jedną z niższych osób. Ledwo co miała 160 centymetrów wzrostu, więc przy nim była bardzo malutka, a do tego nic nie widziała z tablicy, przez wyższe osoby siedzące z przodu. 

Przez całą lekcję się do niej nie odzywał, nawet na nią nie patrzył. Udawał, że jej nie widzi, czy co? Lepsze to, niż szpiegowanie po szafkach. Dobrze wiedzieć, że licealistów tak łatwo nastraszyć.


Sophie: Spójrz mi w oczy || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz