Nie staraj się być dobrym ojcem.

526 30 10
                                    

Zrobiła pierwsze nacięcie. Drugiego nie zdążyła, ponieważ żyletka została jej zabrana przez sieć Petera. Położył ją na komodzie.

- Peter, oddaj mi to, proszę - mówiła przez łzy.

- Nie, nie pozwolę Ci tego robić. To nie powinien być sposób, który Ci pomaga.  - powiedział klękając przed nią.

- Gdybyś był na moim miejscu...

- Krzywdy inną krzywdą nie naprawisz.

- To i tak nie jest najgorszy sposób.

- O czym ty... - nie zdążył dokończyć, a dziewczyna już mu wyjaśniała. Zdjęła koszulkę z ramienia i pokazała blizny po strzałach z pistoletu. Potem podwinęła nogawkę w spodniach. Uda miała całe w śladach po oparzeniach i nie wyglądało to jak po rozgrzanym oleju z patelki, a raczej po zwykłym ogniu. Następnie pokazała jeszcze poharatane ręce od nadgarstka aż do łokcia. Patrzył się na nią z przerażeniem, ale ona dołożyła do tego coś jeszcze. Zamoczyła ręce w szklance z wodą i obmyła szyję. Po bokach było widać czerwone kreski. Przetarcia po sznurze. Zapłakana jeszcze bardziej spojrzała Peterowi w oczy, a on przytulił ją w pasie - Sophie...

Wtuliła się w niego. 

- Uczyli w ten sposób, że mamy być bezwzględne i bezuczuciowe, bo uczucia i litość tylko nas osłabiają, więc oni nie okazywali tych cech w stosunku do nas... Jedna rana, za jedno okazane uczucie...

- Tutaj nikt Ci nie zabrania ich okazywać. Uczucia nie są słabością, bez nich bylibyśmy jak roboty. Jeżeli coś Ci gnębi możesz mi to powiedzieć, nie musisz sprawiać sobie więcej bólu. 

Po chwili ciszy Parker wstał i poszedł po papier. Wytarł jej nadgarstek, z którego wylewała się krew. Zrozumiał już wszystko, nad czym wcześniej się zastanawiał. Sophie jest Wdową. Stąd zna Avengers, umie walczyć i jest taka... inna.

- Gdzie masz plastry? - zapytał.

- Nie mam - odpowiedziała szybko.

- Jak to nie masz? To co z tym robisz zazwyczaj?

- Czekam aż samo skończy lecieć albo zostawiam na noc. Rano jest już po wszystkim. 

- Musimy Ci skołować jakiś plaster. Na dole pewnie coś mają.

- Nie zejdę tam. Nie chce, po tym co im wykrzyczałam...

- To pójdę sam, poczekaj tu - już miał wychodzić, ale wrócił się i podszedł do komody. Zabrał z niej dwie żyletki, jakie znalazł i poszedł. Wyrzucił je do śmietnika na korytarzu. Ona czekała i cały czas wycierała nadgarstek.

Peter wybrał losowe piętro. Wszedł do salonu. Siedzieli tam wszyscy Avengers, nawet Tony. Nikt nie wiedział co powiedzieć, wszyscy po prostu podpierali głowy rękami i tak siedzieli. Odwrócili się w jego stronę, gdy usłyszeli odgłos otwierającej się windy.

- Em... Cześć, eee... Nie chce przeszkadzać, ale macie może jakieś plastry? - zapytał patrząc na Wandę.

- Tak. Tak, mamy, poczekaj chwilę - odpowiedziała brunetka i podeszła do barku wyciągając z jednej z szuflad pudełko plastrów. Dała mu je do ręki.

- Dziękuje bardzo - Parker już kliknął przycisk otwierania drzwi.

- Coś się stało Sophie? - zapytał Tony wstając z fotela. 

- Ee... Nie ważne, pan i tak by już jej za wiele nie pomógł - odpowiedział szorstko, a winda ruszyła w górę. 

Wszyscy patrzyli teraz na Starka wyciągającego z lodówki szkocką. Usiadł przy barku, otworzył ją i wypił całą za jednym razem. Po chwili rzucił nią o podłogę, a szkło poleciało po całej podłodze.

- To jest twój pomysł na rozwiązywanie problemów Stark? - spytał Steve.

- To nie jest rozwiązywanie problemu. To jest... - próbował coś wymyślić Tony. 

- Zapominanie o problemach? - dokończył Bruce.

- Można tak to nazwać. 

- Szkoda, że Sophie nie zna tego sposobu. Ona nie zapomina, o czym doskonale wiemy. 

- Tony, to twoja córka i... - zaczął Steve próbując powiedzieć kolejną bohaterską gadkę.

- Ona nie chcą nią być! Za wszelką cenę chciała ukryci ten fakt przed wszystkimi innymi. Nawet te jej przyjaciółki nie wiedziały, a zna je tyle lat. Jak ja mam to wszystko naprawić, skoro ona by chciała wszystko załatwić poprzez zabicie mnie?!

- Nie dziwie jej się - powiedziała Natasha.

- Co proszę? - powiedział wściekło Tony podchodząc do niej.

- Nie dziwie jej się. Naprawdę. Gdy sama uciekłam z Pokoju potrzebowałam wsparcia i je dostałam od Bartona, potem jeszcze wy staliście się moja rodziną. A my co jej daliśmy? Książki, zakaz wychodzenia z wieży i możliwość kłamania, mordowania i śledzenia dla kogoś innego niż Dreykov - w salonie zapadła cisza. - Nie zmienimy przeszłości. Nigdy nam się to nie uda. Jedyne co możemy, to ulepszać przyszłość. Nie staraj się być dobrym ojcem. To ci nie wyszło, a ona już zawsze to będzie miała Ci za złe, ale możesz stać się po prostu... No nie wiem... Przyjacielem? 

Tony odwrócił się od niej i poszedł po kolejną szkocką. Wszyscy Avengers się rozeszli po reszcie wieży lub i poza nią. 

- Mam nadzieję, że pomoże. W razie czego dali całe opakowanie - powiedział przyklejając plaster na nadgarstek Sophie.

- Dziękuje Peter. Naprawdę, będę Ci wdzięczna do końca życia.

- Bez przesady, jakoś na pewno mi się odpłacisz. Niestety, ale muszę już lecieć. May wydzwania do Neda kiedy będę.

- Czemu do Neda?

- Jak to on mówi... O, jest moim ,,człowiekiem w centrali", więc załatwił mi to, że dzisiaj niby śpię u niego, żeby May się nie martwiła, a teraz coś nakręcił, że niby się kąpałem, ale już wracam. 

- Chyba ma rację, lepiej, żeby się nie martwiła. 

- Tak... No dobra, to... Spadam.

Peter założył na twarz swoją maskę i otworzył okno na oścież, żeby z niego wyskoczyć. 

- Peter... 

- Tak? - odwrócił się wystając zza okna. Sophie podeszła do niego. Podniosła maskę do góry odsłaniając jego usta, po czym lekko je musnęła. - Wow... Em... Wow...

- Chyba już Ci się odpłaciłam - powiedziała, po czym z powrotem się pocałowali.

Peter złapał ją za talię, a ona oparła swoje ręce o jego ramiona, a potem szyję. Po chwili Sophie odsunęła swoje usta i spojrzała mu w oczy. Próbowali zachować w miarę poważne miny, ale zaraz zaczęli się śmiać, nie wiedząc nawet z czego.

- Weź sobie kup jakąś pomadkę nawilżającą czy coś, bo masz tak suche usta, że zaraz zaczną ci pękać - powiedziała Sophie.

- Twoje już zaczęły - odpowiedział Peter.

- Liz nie będzie zazdrosna? - zapytała.

- Póki co zależy mi tylko na tobie - Peter przysunął się bliżej niej, aby znowu ją pocałować, ale ona zrobiła krok w tył.

- Przepraszam bardzo, ale co ma oznaczać to ,,póki co"? - powiedziała dla żartu.

- Nic, po prostu zamknij oczy.

Ich usta z powrotem złączyły się w pocałunku. 

- Musze już iść - powiedział i przeniósł wzrok na nadgarstek dziewczyny. - Obiecaj mi, że już nigdy się nie skrzywdzisz, a w razie czego zadzwoń do mnie. Ze mną nigdy nic Ci się nie stanie.

- Obiecuję - dała mu ostatniego buziaka, tym razem w policzek. - Uważaj na siebie.

- Się rob... - chciał dokończyć, ale nastolatka w tym momencie odepchnęła go w tył, a on wyleciał z okna i szybko przyczepił sieć do dachu jakiegoś budynku. - Obiecaj mi, że ty też mi nic nie zrobisz!

- Przyrzekam - szepnęła wciąż się uśmiechając i zamknęła okno. 

No, to teraz by się przydało przeprosić Natashe i Wandę. Właściwie to wszystkich Avengers.

Sophie: Spójrz mi w oczy || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz