29. Rodzina Lee

2.7K 62 6
                                    


Wyszedłem z mieszkania Xin i ruszyłem w nieznanym mi kierunku. Ulice były oświetlone przez jasne neonowe szyldy. Nie miałem telefonu, ponieważ moja EX szybko i dość sprawnie się go pozbyła. Zacząłem myśleć o chłopakach, którzy teraz pewnie umierali z strachu szukając mnie. Musiałem dać im jakiś znak, że żyje. Sprawdziłem moją bluzę i na szczęście miąłem z sobą portfel.
Wszedłem do pierwszego lepszego sklepu całodobowego i wziąłem paczkę chipsów i butelkę jakiegoś alkoholu. Zapłaciłem za to kartą i wyszedłem przed budynek.

Chciałem się upić, zapomnieć o tym co się działo jeszcze kilka minut temu.
Wiedziałem dokładnie, że chłopaki znajdą mnie po transakcji, którą wykonałem. Usiadłem na krawężniku przy drodze i otworzyłem butelkę.

Upiłem jeden łyk i skrzywiłem się czując ostry gorzki i nieprzyjemny smak. Przegryzłem go chipsami, ale po chwili odrzuciłem opakowanie na bok i zabrałem się za butelkę. Nie myślałem już o gorzkim smaku chciałem zapomnieć o tym co zrobiłem i o tym co miało stać 28 września. Jak to będzie wyglądało, kiedy wrócę do domu. Jak mam się przy niej zachowywać. To przecież jest niemożliwe. Moje sumienie pod wpływem wypitych procentów zaczęło jeszcze silniej pokazywać mi to na co się zgodziłem. Chciałem to zapić, zapomnieć o wszystkie i pozbyć się tego uczucia pustki, która wdarła się w moje serce widząc to piekielne zdjęcie.

Tylko dlaczego ja się tym w ogóle przejmuję ona jest tylko pracownikiem no dobra może jest przyjaciółką, ale nic więcej wiec, dlaczego to mnie tak strasznie boli.

Opróżniłem już całą butelkę alkoholu a przede mną pojawiło się światło reflektora samochodowego. Nie wiem co sobie myślałem w tym monecie, ale podniosłem się z chodnika i chwiejnym krokiem ruszyłem w jego stronę. Potem była tylko ciemność i pisk opon rozpędzonego auta, które zaczęło hamować. Za to co zrobiłem powinienem umrzeć.

Zemdlałem.

Otworzyłem oczy będąc w pokoju hotelowym. Nie pamiętałem jak się tutaj znalazłem, głowa bolała mnie niesamowicie a każdy ruch, który próbowałem wykonać kończył się jej bólem. Byłem sam co nie ulęgało wątpliwości głucha cisza dla jednych jest zbawieniem a dla innych jest przekleństwem. Dla mnie była przekleństwem ponieważ pozwalała mi myśleć.

W końcu po długiej walce z ciałem udało mi się podnieść, ale o ile głowa zaczęła jako tako funkcjonować to żołądek odmówił posłuszeństwa. Jak z procy wyskoczyłem z łóżka i zacząłem biec do łazienki. Wpadłem do pomieszczeni i od razu zwróciłem cała zawartość żołądka. Czułem się jak największy śmieć jak nic nie wata wyrzuty i wypluta przez życie guma.

Podszedłem do lustra, ale nie mogłem patrzeć na swoje odbicie docierało do mnie powoli na co się zgodziłem i jak to wszytko ma wyglądać jeszcze kilka dni będę z nią mieszkała potem co tak zniknie. Po prostu jej nie będzie przy mnie.

Co ja najlepszego zrobiłem? Co na to chłopaki? A SunHyuk, przecież to dziecko się załamie.

[V]- Hyung żyjesz tam? - zapukał do łazienki
- Tak nic mi nie jest zaraz przyjdę. - Wytarłem szybko łzy z policzka. – Nie mogą się o tym dowiedzieć.
[V]- Jesteśmy w salonie.
- Mhmm dobra.
Doprowadziłem się jakoś do porządku i ale jeszcze musiałem wymyśleć jakąś sensowną wymówkę dla chłopaków, a sumienie zżerało mnie od środka. Postanowiłem powiedzieć mi prawdę, ale pominąć szantaż związany z T/I. Nie chce, żeby wiedzieli o tym co zrobiłem, bo będą próbowali ja obronić a to może skończyć się tragicznie dla nich.

Cała piątka siedziała na kapnie i fotelach w salonie. Ich miny były pełne ciekawości, co się tak właściwie stało.
[J]- Czyś ty do reszty zgłupiał, mogłem cię wczoraj przejechać? Po co żeś nachlany łaził po ulicy!?
- Sorry no.
[J]- Sorry tylko tyle masz mi do powiedzenia. Co się w ogóle wczoraj stało co? Kto cię porwał i jak uciekłeś?
- Muszę wam mówić.
[RM]- Musisz sam twierdziłeś ze traktujemy się jak rodzina wiec daj.
- Jezu no to była Xin Rui Qi moja zmarła była narzeczona. Porwała mnie dla czystej zabawy chciała dowiedzieć się jak żyję a i to ona jest tą świrniętą babą od tego trupa.... jak on miał...a... Kai. Załatwiłem z nią tą sprawę i da nam spokój. Wiec panowie została nam tylko rodzinka Lee i możemy wraca do domu. Stęskniłem się za synkiem i trzeba Sugę odciążyć z opieki nad nim.
[V]- Tylko za małym tęsknisz?
- No tak a za kim jeszcze mam tęsknić?
[JK]- Za T/I?
- Nie to pracownica i tyle nikt ważny dla mnie.
[V]- Ashh jaki ty jesteś ślepy Hyung. - mruknął do siebie, ale usłyszałem to
- Tae zadzwoń do prezesa Lee i umów spotkanie pojedziesz tam ze mną skro masz dużo do powiedzenia i jesteś spostrzegawczy.
[RM]- Kto jeszcze jedzie z tobą.
- Kook i V. Reszta ma wolne zabawcie się trochę.
[V]- Dzwonię na którą chcecie to spotkanie.
- 20:30 muszę wyleczyć kaca.

Pojechaliśmy w trójkę do willi państwa Lee a raczej pana Lee, bo jego żona jak wierzyć plotką uciekła z kraju zupełnie tak jak T/I. Jak już wiedziałem z jakiej rodziny się wywodzi wszystko stawało się dla nie jaśniejsze. Musze przyjrzeć się dokładnie sytuacji i ocenić czemu ona w ogóle uciekła.

Zaparkowaliśmy samochód przed schodami willi i jak gdyby nigdy nic poszliśmy do wejścia. Po posiadłości kręciło się kilkoro ochroniarzy. Napakowani goście rodem z Amerykańskiego dennego filmu o gangsterach w lekko przyciasnych garniturach wyglądali po prostu śmiesznie.

Posiadłość była ogromna i oświetlona w całości choć mogę się założyć, że nawet w 1/12 pokoje nie była zamieszkana. Podeszliśmy od drzwi a te jakby na zawołanie się otworzyły. Weszliśmy niepewnie do środka, gdzie uderzył nas przepych. Pozłacane klamki były tu chyba najtańszą rzeczą. Na ścianach wisiały obrazy, które zapewne nie pochodziły z legalnego źródła. Marmurowe schody ciągnęły się przez pół holu dodając miejscu dostojności.

Z schodów właśnie schodził mężczyzna w średnim wieku. Ubrany w brązowy garnitur z wąskimi okularami na nosie. Miał może około 56 lat. Czarne, lecz miejscami siwawe włosy lśniły w w świetle lamp, jego postura dość masywna pokazywała jego status społeczny. Jak na swój wiek odznaczał się jednak dużą dozą władzy, która wręcz była dominująca i przytłaczała gości i pracowników.

V wraz z Kookim lekko skulili się na dźwięk jego ciężkiego i masywnego głosu, przy którym nawet głos Tae był delikatny jak głosik małego chłopca.

[Lee]- Witam drodzy panowie jak miło że jesteście.
- Witam jestem Jung Hoseok. A to moi przyjaciele.
[Lee]- Witam panów. Zapraszam na kolacje omówimy szczegóły.
- Dobrze niech będzie.

Poszliśmy do jadalni, która była bardzo bogato zdobiona a potrawy były z tradycyjnej chińskiej kuchni wszystko wyglądało wręcz idealnie. Dziwiłem się, dlaczego wiec T/I uciekła z domu jednak już za chwilę miąłem się o tym przekonać będąc na ocznym świadkiem prawdziwego horroru rezydencji Lee.

❤️💜❤️💜❤️💜❤️💜❤️💜❤️💜❤️💜
Miłego dnia.

OpiekunkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz