Rozdział 2

369 22 20
                                    


Smukłe świerki wyglądają niczym dostojne panny młode, stawy i jeziora stają się zwierciadłami, w których przegląda się niebo, pola pokrywa biała pierzyna skrząca się w promieniach słońca, a z dachów domów zwieszają się diamentowe naszyjniki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Smukłe świerki wyglądają niczym dostojne panny młode, stawy i jeziora stają się zwierciadłami, w których przegląda się niebo, pola pokrywa biała pierzyna skrząca się w promieniach słońca, a z dachów domów zwieszają się diamentowe naszyjniki.

Kto raz poznał taką zimę, nie pogodzi się z inną, w której zapłakane deszczem dni zlewają się ze sobą, lodowaty wicher mozolnie pcha nad głowami ciężki, szary płaszcz i tylko czasem zdarza się cud: na niebie, hen, hen wysoko, tam gdzie nie docierają sowy, pojawiają się zupełnie inne chmury, z których na ziemię sypią się białe płatki. Potem chmury znikają, przegnane wiatrem i na błękitnym niebie pojawia się tak utęsknione słońce.

Wyglądało na to, że właśnie tego dnia zdarzył się cud. W nocy na dworze musiało być naprawdę zimno, dzień zapowiadał się słonecznie i dlatego mróz namalował tego ranka rysunki na szkle. Wyglądały jak przepiękne pawie pióra... lub liście paproci, wygięte lekko, jakby czesał je wiatr, obsypane srebrem z domieszką błękitu nieba i żółci, jakby całowało je słońce. Gdyby to był Paw, byłby to najpiękniejszy, najdumniejszy Patronus na świecie. W rogu okna czubki liści przechodziły ni to w kwiaty o wdzięcznych płatkach, ni to w miriady gwiazd o idealnie symetrycznych ramionach, równocześnie twardych jak diamenty i tak nietrwałych, że wystarczyło mocniejsze chuchnięcie na zmrożoną szybę, przytknięcie ręki od środka i roztapiały się i spływały po niej niczym łzy.

Alex przesunęła palcami po wdzięcznej łodydze, aż do samego końca, po raz kolejny spojrzała na zegar i lód w jej sercu stwardniał jeszcze bardziej.

Osiem miesięcy temu o tej samej porze na Alex Rayleigh został wykonany wyrok.

Od tego momentu de facto jej życie powinno się skończyć. Powinna stracić duszę, powinna przestać czuć, rozumieć, myśleć. Powinna stać się rośliną, czymś niewiele różniącym się od tej paproci na szkle. Pustą muszlą wypłukaną przez morze. Nie stało się tak tylko za sprawą Francuzów, którzy ocalili ją od tego koszmarnego losu, poświęcając w zamian za nią inną kobietę.

Lecz dla Alex to nie ten wyrok miał znaczenie, lecz zupełnie inny. Wydany i wykonany kilka dni wcześniej przez człowieka, którego kiedyś do szaleństwa kochała, a potem wydawało się jej, że do szaleństwa nienawidziła.

Och, jeszcze wtedy nie wiedziałaś, czym jest nienawiść.

Wtedy tylko jej się wydawało, że go nienawidzi. Nadzieja nadal w niej żyła i wystarczyło jego jedno skinienie, jeden dotyk, by miłość wybuchła w niej na nowo. Choć nie trwała długo.

Alex mogła zrozumieć, że przeciw niej walczył, że ją pokonał w tak okrutny sposób i oddał w ręce Aurorów... mogła zrozumieć, że przeciw niej zeznawał. To wszystko mogła mu wybaczyć w imię właśnie tej miłości.

Lecz kilkanaście dni później ta miłość i ta nadzieja zostały zdeptane, unicestwione na zawsze, kiedy mężczyzna jej życia pocałował inną. Zrobił to z czystą premedytacją, by ją zranić i... zabić.

Tom III - HGSS Cień Ćmy ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz