Rozdział 16

231 18 33
                                    

Chancerel i Francis aportowali się przed dużą, elegancką kamienicą już jakiś czas temu, schronili przed ulewą w przestronnej bramie prowadzącej aż na podwórze na tyłach i cierpliwie czekali

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Chancerel i Francis aportowali się przed dużą, elegancką kamienicą już jakiś czas temu, schronili przed ulewą w przestronnej bramie prowadzącej aż na podwórze na tyłach i cierpliwie czekali.

Choć jeśli chodziło o Francisa, jego cierpliwość zaczynała się wyczerpywać. Pod wieloma względami nigdy nie należał do cierpliwych, tak samo jak z pewnością nie należał do dyplomatów.

- Nie podoba mi się to - wyburczał, spacerując powoli z rękoma splecionymi z tyłu. – Mam nadzieję, że nie poniosło ją do znajomych

- Nie ma to jak być młodym – w uśmiechu Chancerela można było doszukać się odrobiny nostalgii. – Poczekajmy jeszcze trochę.

Francis wyjrzał na zewnątrz, zadarłszy głowę rzucił okiem na ciężkie chmury i zawrócił. Burze też mu się nie podobały. Zwłaszcza te zimą.

Ponieważ Magichitekt, który stworzył Strefę Projektu dla De Laine'a spędzał urlop gdzieś z rodziną, nie mogli zabrać go w południe na Spacer. Po krótkim namyśle obaj starsi czarodzieje wybrali się na obiad do Chancerela, by omówić to, co Francis dotychczas ustalił. I kiedy zastanawiali się, czego jeszcze należałoby się dowiedzieć, niemal równocześnie uznali, że należy porozmawiać z Anne. Przedziwny „cukierek", o którym mówiła Dorze mógł okazać się zwykłym dropsem nasyconym eliksirem uspokajającym, albo... clou tej sprawy.

Z racji swojego stanowiska Francis miał dostęp nie tylko do adresów Mugoli, lecz i czarodziejów, więc bez trudu sprawdził, gdzie mieszka Anne i po piątej zjawili się pod jej domem.

Chancerel kolejny raz rzucił na swoje dłonie zaklęcie pozwalające posługiwać się magią bez użycia różdżki, schował ją do kieszeni i oparł się o ścianę przy wejściu na klatkę schodową.

- Lepiej chodź tutaj. Przecież mamy wychodzić razem?

Mrucząc coś do siebie pod nosem Francis podszedł do przyjaciela i stanął w drzwiach.

Dokładnie na czas.


Ponad ich głowami przetoczył się kolejny grzmot, w tym samym momencie rozległ się trzask i tuż koło nich aportowała się Anne. Chancerel oderwał się prędko od ściany, ale młoda kobieta nie zwróciła na niego uwagi.

- Monsieur Marchand! – zawołała, uśmiechając się na widok Francisa.

Stary czarodziej przez chwilę przyglądał się jej wyraźnie zaskoczony, aż jego twarz rozjaśnił błysk rozpoznania.

- Moje dziecko...

- Anne Durand – podsunęła mu Anne. – Z Biura Aurorów.

Francis wybuchnął śmiechem i poklepał się w czoło.

- No właśnie miałem wrażenie, że skądś się znamy!

Anne podeszła do Szefa Amnezjatorów i wyciągnęła mocno przed siebie rękę na powitanie. To był taki jej mały fortel by uniknąć całowania połowy Bastylii. Choć znów wcale by nie protestowała, gdyby przyszło się jej tak przywitać z Gawainem Robardsem...

Tom III - HGSS Cień Ćmy ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz