🐾Rozdział 21🐾

2.3K 118 16
                                    

~ Melissa ~

Nadszedł ten czas.

Peter wraz z Cole'm poszli do magazynu po sprzęt i inne rzeczy, natomiast ja przygotowywałam łóżka. Derek leżał w pokoju z Luną i pocieszał go, a tak właściwie to bardziej pocieszał siebie. Przez całą noc praktycznie nie spał i jest to w sumie problem. Do zabiegu powinien być zdrowy i wyspany.

Pościeliłam i przygotowałam dla siebie miejsce. Muszę teraz szybko przemyśleć parę spraw.

Zabieg muszę przeprowadzić sama, ponieważ nie ma tu innego medyka, bądź kogoś kto się na tym zna. To jest już wyzwanie, ponieważ nigdy nie przeprowadzałam transfuzji krwi. Jedyne co, to czytałam o niej. Znam całą teorię, ale nie wiem czy uda mi się ją przełożyć na praktykę.

Czytałam wiele książek o tym zabiegu. Są dwa rodzaje transfuzji krwi: autologiczna i homologiczna. Podobno autologiczna jest dużo prostsza i bezpieczniejsza, ponieważ jest to przetaczanie krwi pacjenta. Natomiast homologiczna, to przetaczanie krwi pochodzącej od kogoś innego.

Muszę przygotować potrzebne mi przyrządy, czyli stojak z kroplówki, wenflon oraz worek z krwią. Aby ta krew była jak najbardziej świeża, muszę pobrać ją Derekowi tuż przed podaniem jej Lunie. W książce było opisane, że trzeba tą krew dokładnie zbadać, jednak ja już badałam krew alfy. Jest w bardzo dobrym stanie i ma odpowiednią ilość składników potrzebnych do pomocy w regeneracji omegi.

Najgorsze jest jednak to, że trzeba będzie cały czas patrzeć i badać Lunę. Nie można odstępować go na krok. Zabieg ten jest bardzo niebezpieczny i jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, mogą być z tego bardzo groźne powikłania, na przykład wysoka gorączka oraz zaburzenie krążenia, bądź przeciążenie krążenia, co może prowadzić nawet do śmierci.

Nie mogę na to pozwolić, dlatego muszę być czujna. Poproszę również Petera, aby był ze mną i nie pozwolił mi zemdleć, bo tak też może się stać. Tyle stresu i wszystkiego..

- Jesteśmy! - krzyknął Cole i wraz ze starszym weszli do pokoju przynosząc mi wszystko o co ich prosiłam.

- Jesteście najlepsi. - uśmiechnęłam się lekko - A teraz rozłóżcie wszystko. - dodałam i pokazałam im gdzie co ma stać.

Szybko się uwinęli i Cole wyszedł, mówiąc że zabiera potrzebny tlen. No cóż, z jednej strony ma rację, ponieważ im więcej osób jest w pomieszczeniu, tym się robi duszniej.

Rozkazałam becie sprowadzić tutaj Dereka i Lunę. Nie byłam na sto procent pewna, czy wszystko pójdzie dobrze, ale musimy spróbować. Inaczej omega umrze w jeszcze większych cierpieniach.

Po chwili zobaczyłam Alfę Stada, a na rękach trzymał prawie nieprzytomną omegę. Wyglądał okropnie, chude, wiotkie ciało, które nie przyjmowało już prawie żadnych składników odżywczych, oczy podkrążone, na brzuchu, twarzy i rękach pełno blizn, a nogi wiotko zwisały. Zrobiło mi się wręcz niedobrze na ten widok. Chciało mi się płakać i krzyczeć, ale wiedziałam, że nie mogę.

Muszę być silna.

- Połóż go tutaj, a ty połóż się obok. - rozkazałam i już po chwili oboje leżeli na wskazanych miejscach - Ok.. Najpierw muszę pobrać ci krew. Cały jeden worek. Musisz się rozluźnić i najlepiej nie panikować, ponieważ gdy skończę będziesz bardzo osłabiony. To normalne. Serce musi odpompować tą krew, którą zabiorę. - wytłumaczyłam Derekowi i przygotowałam worek oraz potrzebne narzędzia.

Młodszy pokiwał głową i westchnął spoglądając na sufit. Wiem, że jest mu ciężko. Nie dlatego, że misi to zrobić, tylko że w ogóle trzeba ten zabieg przeprowadzić. Do tego wszystkiego obwinia się za to co nasza Luna przeszła. Nie rozumiem tego, bo to nie jest ani trochę jego wina. Peter mówił, że mu przejdzie, jednak on nadal się obwinia.

Pocieszyłam chłopaka, że wszystko będzie dobrze i zaczęłam pobieranie. Wbiłam igłę w skórę alfy, a następnie można było zobaczyć ciemno-czerwony płyn przemieszczający się do specjalnego worka.

- Nie myślałem, że kiedyś będziesz ratował komuś życie w taki sposób. - powiedział Peter i złapał siostrzeńca za rękę.

- Dla niego zrobię wszystko. - odparł alfa głęboko i równo oddychając.

Starszy uśmiechnął się i spojrzał na mnie. Odwzajemniłam lekko gest i wróciłam do sprawdzania krwi.

Muszę być czujna..

Po jakiś dziesięciu minutach worek był pełny, więc zakończyłam pobieranie. Wyjęłam igłę, zrobiłam mały opatrunek i dałam Derekowi zimny okład na głowę.

Podeszłam z workiem do łóżka gdzie leżał Luna. Wyglądał jakby całe szczęście i życie z niego uciekło. Marny, młody chłopiec, który może nie przeżyć do jutra. Pogłaskałam go po głowie i pocałowałam w czoło. Powiesiłam worek na podstawie od kroplówki i przygotowałam wenflon. Po chwili wszystko było gotowe, więc zaczęłam zabieg.

Wbiłam przyrząd, z bardzo dużą precyzją, prosto w żyłę. Nie wiedziałam za bardzo czy na pewno dobrze robię, ale w książce właśnie tak to wyglądało.

Krew zaczęła się przetaczać. Luna chyba zasnął, ponieważ jego oddech był spokojny i równy, a powieki zamknięte. Trochę mnie to uspokoiło, jednak wiem, że nie mogę od niego odejść. W każdej chwili może się coś stać.

- Będzie dobrze. Musi być. - powiedział Peter kładąc rękę na moim ramieniu.

Odwróciłam się do niego i wtuliłam w tors. Obiecałam, że będę silna, jednak nie było to możliwe. Rozpłakałam się i nie umiałam tego zatrzymać. Emocje przejęły nade mną kontrolę, choć nie powinny. Starszy od razu odwzajemnił gest i pocałował mnie w głowę. Bardzo brakowało mi teraz bliskości. Chciałabym zapomnieć o tym, że przeprowadzam zabieg, który albo uratuje Lunę, albo go zabije.

Jego życie jest w moich rękach..

Staliśmy tak kilka minut. Niestety musiałam wrócić wzrokiem do chłopaka i sprawdzić czy wszystko dobrze. Odwróciłam się i wszystko była tak jak przed chwilą, z tą różnicą, że było troszkę mniej krwi w worku.

- Jestem tu. Nic się nie stanie. Pomogę ci jak tylko mogę. - pocieszał mnie i objął od tyłu.

- Idź pilnuj Dereka. Jemu też coś może się stać. - poleciłam i wyrwałam się delikatnie z uścisku, a następnie usiadłam na krześle obok łóżka omegi.

Peter zrobił jak mówiłam i usiadł obok łóżka siostrzeńca. Przeczesywał mu włosy i gadał jakieś miłe słowa, mówiąc że z Luną wszystko dobrze. Alfa też mało co kontaktował. Był osłabiony i to było normalne. Spojrzałam znowu na omegę.

Wszystko będzie dobrze..

###

Zabieg trwał cztery godziny. Aktualnie Luna leży na łóżku i śpi, a jego stan jest stabilny. Derek siedzi przy nim i nie zamierza go opuścić. Peter wraz z Theo pomagają mi sprzątnąć wszystko.

- Na pewno wszystko się udało? - spytał ponownie Alfa Stada.

- Tak, Derek. Wszystko poszło po naszej myśli. - uśmiechnęłam się do niego - teraz trzeba dać mu odpocząć i pozwolić by się obudził. - dodałam myjąc plamy krwi na podłodze.

- Jesteś niesamowita. - powiedział po chwili Theo - Dobry z ciebie medyk.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się szerzej i z pomocą Petera wstałam do pozycji stojącej.

Starość nie radość.

- Teraz będzie już tylko lepiej. - odparł Peter przyciągając mnie do pocałunku.

- Tak. Obyś miał rację. - odpowiedziałam i wtuliłam się w niego.

^^^^^^^^^^

Proszę o recenzję tego rozdziału! ----->>

(Przepraszam za błędy)

Miłego czytania na Wattpadzie♡♡

My Alpha // [18+] (A/B/O)✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz