1. To tylko kolejna kiepska impreza

777 66 70
                                    

„Serce twoje stało się wyniosłe z powodu twej piękności, zanikła twoja przezorność z powodu twego blasku. Rzuciłem cię na ziemię, wydałem cię królom na widowisko."

– Upadek króla Tyru, Stary Testament, Księga Ezechiela, 28,17


Impreza z okazji zakończenia wakacji w domu Denise Addison była ostatnim miejscem, w jakim miałem ochotę znaleźć się w ten sobotni wieczór. Większość moich znajomych cieszyła się wizją domówki, ostatniej szansy na beztroskie spędzenie czasu przy piwie i muzyce, zanim wrócimy do River Hill High School i rozpoczniemy przedostatni rok szkoły średniej.

Gdy tylko przekroczyłem próg posiadłości w Brookeville, gdzie z głośników dudnił popowy jazgot, a zgraja nastolatków biegała z telefonami, robiąc sobie zdjęcia, miałem ochotę cofnąć się do auta i pojechać z powrotem do domu. Może gdybym zdecydował się upić, znieczuliłbym się na nieprzyjemny klimat tej durnej „prywatki", jednak oprócz tego, że nie chciałem tu być, nie chciałem również żłopać tego taniego alkoholu, aby na siłę stwarzać iluzję w swojej głowie, że dobrze się bawię.

Jedyne, czego chciałem, to odizolować się od nienaturalnego życia towarzyskiego, w jakie non stop byłem wpychany. Jeszcze piętnaście miesięcy temu zapewne świetnie wpasowałbym się w ten tłum dzieciaków, opowiadając żarty, podrywając dziewczyny i paląc skręty na balkonie. Następnego ranka walczyłbym z kiepskim samopoczuciem, ale mimo wszystko entuzjazmowałbym się wraz z innymi na grupowym czacie, jak cudownie było poprzedniej nocy.

Zgadzało się jedno – następnego ranka na pewno będę walczył z kiepskim samopoczuciem, lecz bynajmniej nie przez używki. Po śmierci mojej matki wiele się zmieniło. Problem alkoholowy ojca nasilał się z każdym tygodniem, w domu panowała coraz gorsza atmosfera, widmo bezkresnego bezsensu roztaczało się przede mną rozleglej niż kiedykolwiek, a stany depresyjne przygniatały moją klatkę piersiową niemal po każdym przebudzeniu, zanim jeszcze zdążyłem otworzyć oczy.

Wytrzymałem może z godzinę, aż przestałem walczyć ze znudzeniem i dyskomfortem. Machnąłem tylko ręką w stronę Roberta, mojego znajomego z czasów, kiedy wszystko wydawało się być jeszcze normalne, w tym nasza przyjaźń, po czym ruszyłem w stronę drzwi. Nikt mnie nie zatrzymywał, bo nikomu nie obiecałem, że zostanę. Miałem tylko przyjść „przekonać się, że będzie fajnie" i samemu zadecydować, czy posiedzę ze wszystkimi dłużej.

Robert był osobnym tematem, który pogłębił moją zapaść w trwające nieustannie przygnębienie. Nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie mógł o tym wiedzieć i nie chciałem, żeby wiedział. Choć nie miało to dla mnie już żadnego istotnego znaczenia, zrobiłem coś, czego nigdy by mi nie wybaczył; coś, czego żaden przyjaciel nie powinien nigdy wybaczać przyjacielowi i mimo że nie byliśmy ze sobą już tak blisko, myśl o tym, że mógłby kiedyś dowiedzieć się, co zaszło między mną a jego dziewczyną, w pewien mocno zakrapiany dla mnie wieczór, budziła we mnie spięcie. Próbowałem wtedy tylko w jakiś sposób się pocieszyć – nieskutecznie, a jakżeby. Wiedziałem, że podobałem się Denise, odkąd tylko Robert nas sobie przedstawił i wykorzystałem sytuację, zdając sobie także sprawę z tego, że dziewczyna ulegnie.

Wyszedłem z dudniącego muzyką domu, nie zważając zupełnie na fakt, że leje jak z cebra. Nieśpiesznym krokiem szedłem w stronę swojego auta, dziękując sobie w duchu za to, że nim tutaj przyjechałem i dzięki temu mogłem ulotnić się z imprezy w dowolnym momencie.

Kiedy usiadłem za kierownicą, poczułem się odrobinę lepiej z dala od tych wszystkich ludzi i zgiełku. Odpaliłem silnik i ruszyłem z miejsca, delikatnie naciskając stopą na pedał gazu, wystarczająco, aby auto zaczęło powoli wlec się przed siebie.

ZapaśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz