Zajechałem pod dom, wciąż nabuzowany, chociaż na pewno nie w takim stopniu, co te siedemnaście minut temu, kiedy wyjeżdżałem ze szkolnego parkingu. Skłamałbym mówiąc, że nie wiedziałem, co we mnie wstąpiło – oczywiście, że wiedziałem. Finn zasłużył sobie na to wszystko, a nawet na wiele więcej, ale teren szkoły nie był miejscem, w którym powinienem zaczynać bijatykę.
Nim wysiadłem z auta, przejrzałem się raz jeszcze w górnym lusterku. Rozcięcie na mojej dolnej wardze nie było aż takie duże, w zasadzie wyglądało, jakbym sam się przez przypadek ugryzł. Bardziej od tego bolał mnie nadgarstek, w którym coś chyba mi jednak gruchnęło, kiedy odpychałem od siebie Dawsona. Poruszyłem nim, krzywiąc się odrobinę. Miałbym więcej krzepy, gdybym nie zrezygnował z miejsca w szkolnej drużynie; regularne treningi pozwoliłyby mi bardziej pokiereszować tamtego idiotę.
Dopiero kiedy stanąłem na podjeździe i mimochodem spojrzałem przed siebie, dostrzegłem, że nieopodal naszego chodnika zaparkowane jest jakieś nowe auto, którego wcześniej tu nie widziałem, a raczej kojarzyłem każdy wóz naszych sąsiadów. Po chwili konsternacji srebrny samochód wydał mi się odrobinę znajomy, więc szybko odpuściłem sobie zabawę w analizę, kto może być jego właścicielem.
Wchodząc do domu, od razu usłyszałem dobiegające z salonu dwa męskie głosy i przystanąłem w przedsionku, żałując, że nie otworzyłem drzwi ciszej – wtedy nikt nie zanotowałby mojej obecności, a tak obie osoby ucichły, jakby spłoszyły się moją obecnością.
– Hektor? – zawołał ojciec zza ściany.
Niby kto inny wszedłby tu jak do siebie? – pomyślałem cierpko.
– Tak – odkrzyknąłem i przemierzyłem tę parę metrów, dzielących mnie od dużego pokoju.
Kiedy wyłoniłem się zza drewnianej framugi, mój wzrok spoczął na Ericku, siedzącym na jednym z fotelów naprzeciw mojego ojca. Nie ukrywałem, że jego widok mnie zaskoczył – nigdy nie składał nam niezapowiedzianych wizyt, tym bardziej, gdy nie było ku temu żadnej okazji, a to poniedziałkowe popołudnie na pewno nie należało do wyjątkowych.
– Cześć, młody – przywitał się wujek i posłał mi, jak na moje oko, odrobinę wymuszony uśmiech. Podobnie zresztą tata – wykrzywił swoje usta w czymś na kształt półuśmiechu.
Coś musiało się stać, uznałem. Erick nie przyjechałby tutaj z Wirginii bez powodu.
– Co jest? – zapytałem, przerzucając wzrok pomiędzy jednym a drugim mężczyzną.
– Co z twoją wargą? – Ojciec momentalnie zwrócił uwagę na niewielki czerwony ślad na moich ustach, ignorując moje pytanie.
– Nic – bąknąłem nieprzekonująco. – Może to jakaś opryszczka.
Na krótką chwilę zapadła cisza i wszyscy przyglądaliśmy się sobie nawzajem w dziwnej niezręczności. Przez tę aurę niepokoju zyskałem pewność, że w czymś im przeszkodziłem – w czymś, o czym nie chcieli, abym wiedział.
– No dobra – westchnął nagle Erick, uderzając dłońmi o swoje kolana. – Na mnie już czas, może uda mi się jeszcze dojechać do domu na kolację.
– Miło, że wpadłeś – ożywił się nagle ojciec. – Jak będziesz znów w okolicy załatwiać jakieś kontrakty, to koniecznie wpadaj.
– Jasne.
Obaj podnieśli się ze swoich miejsc, wymieniając ze sobą nienaturalne spojrzenia. Zdezorientowany stałem w miejscu, obserwując ten dziwny teatrzyk i ani przez sekundę nie wierząc, że za tym wszystkim nie kryje się jakieś drugie dno. Może Olivia zachorowała? Albo Chloe?
CZYTASZ
Zapaść
RomancePróżność i egoizm powoli wyniszcza nastoletnie życie pewnego chłopaka oraz życia niegdyś bliskich mu ludzi. Wiele rzeczy zmienia się, gdy jednego deszczowego wieczoru los stawia na jego drodze osobę, odbiegającą zachowaniem od innych rówieśników, z...