Dokładałem wszelkich starań, aby bezceremonialnie nie wpatrywać się w Gwen, ale ilekroć przesuwałem wzrok w jej kierunku, przyłapywałem ją na udawaniu, że wcale na mnie nie patrzy. Kwestionowałem, czy to nie wyłącznie moje chore urojenia i po prostu nie wmawiam sobie, że dziewczyna zwraca na mnie uwagę, bo przecież wcześniej niczego tak nie pragnąłem, jak tego, aby w końcu przestać być dla niej obojętnym.
Zauważyłem, że nie wyglądała na wesołą. Zresztą ciężko było jej się dziwić – Ruby z Grace zajęły się chłopakami, sterczącymi nad ich głowami z puszkami piwa w rękach i średnio zwracały uwagę na cokolwiek innego poza adoracjami w ich wykonaniu. Jeden młokos próbował zagadywać również i Gwen, nie zniechęcając się ani trochę przez nietęgi wyraz jej twarzy.
Sam byłem niepocieszony, że Harper i jej koleżaneczka non stop świergotały przy moim uchu, starając się zaangażować mnie w ich rozmowę. Przytłaczał mnie cały ten zgiełk i jazgot. Zamiast się wyluzować, czułem się bardziej podminowany niż przed przyjściem tutaj. Jednak przede wszystkim z równowagi kompletnie wytrąciła mnie obecność Gwen; to ona zatrzymała mnie w tym miejscu.
Nie tak powinno to wyglądać. Nie powinienem pozwalać, aby posiadała taką kontrolę nad moją osobą; jasne, że nie miała świadomości, w jak wielkim stopniu na mnie wpływała – to ja odpowiadałem za swoje zachowanie i byłem przy tym niesamowicie żałosny.
Wytrzymałem pół godziny, nim oświadczyłem rozczarowanej Harper, że wracam do domu.
– Miło, że mnie tutaj zaprosiłaś, ale to nie moje klimaty – rzuciłem na pożegnanie, puszczając mimo uszu jej pretensje. Byłem zły, że z premedytacją przemilczała tak istotną dla mnie kwestię, bylebym tylko się zjawił na tym ognisku.
Wstając z miejsca, rzuciłem okiem na kawałek pniaka naprzeciw mnie, aby ten ostatni raz zobaczyć twarz Gwen – w końcu nie będę widzieć jej przez calutkie dwa miesiące – jednak najwyraźniej w ciągu tych kilku minut, kiedy nie patrzyłem w tamtą stronę, dziewczyna zdążyła dokądś pójść.
Odrobinę zdezorientowany rozejrzałem się dookoła, próbując nie wyglądać przy tym jak skończony desperat. Jej koleżanki wydawały się nie być ani trochę zmartwione jej nieobecnością, więc może po prostu dała im znać, że gdzieś idzie. Ale to nie moja sprawa, zganiłem się w myślach, ruszając do przodu.
Odnalazłem wąską dróżkę, prowadzącą do asfaltowej jezdni i patrząc pod nogi, zacząłem przemierzać ciemność, która powoli ustępowała światłom latarni, wyłaniających się zza koron drzew.
Poczułem zadowolenie – postępowałem słusznie, nareszcie troszcząc się o swoje zdrowie psychiczne i nie poddając się naciskom własnych emocji. Czasem odpuszczenie, mimo że wolałoby się zrobić coś zupełnie odwrotnego, było najlepszym wyborem.
Gdy uniosłem głowę, zyskując pewność, że nie potknę się o nierówny teren, mój cały samozachwyt wyparował, a wszystkie wcześniejsze owacje, jakie kierowałem pod swój adres, zniknęły, jakby ktoś gwałtownie wyciągnął z kontaktu kabel od radia.
Wszystko dlatego, że przy krawędzi ulicy stała ona. Trzymała w dłoniach telefon, ale nie spoglądała na jasny wyświetlacz, zaabsorbowana odgłosami mojej obecności – szelestem wysokiej trawy, po której stąpałem oraz trzaskiem nadepniętej przeze mnie gałęzi.
Oboje się dostrzegliśmy, momentalnie zamierając bez ruchu. Tego wieczoru moim jedynym celem było zrelaksowanie się i uspokojenie własnych myśli, a w zamian za to dostałem rozszerzony pakiet nerwów, stresu oraz arytmii serca. Tak dobrze mi szło; chciałem tylko wrócić do domu.
Gwen zacisnęła wargi i odwróciła wzrok, skupiając się na powrót na ekranie swojego smartfona – ja natomiast nie wiedziałem, co robić. Zaszumiało mi w uszach, mój żołądek się ścisnął, a z moich dłoni odpłynęła cała krew, przez co od nadgarstków po końcówki palców czułem jedynie lodowate mrowienie. Zawrócić się? Wyminąć ją bez słowa? Przecież nie mogłem jak ofiara losu tak tam stać, wbity w ziemię.
CZYTASZ
Zapaść
RomancePróżność i egoizm powoli wyniszcza nastoletnie życie pewnego chłopaka oraz życia niegdyś bliskich mu ludzi. Wiele rzeczy zmienia się, gdy jednego deszczowego wieczoru los stawia na jego drodze osobę, odbiegającą zachowaniem od innych rówieśników, z...