6. Trauma przeźroczystych butelek

244 37 13
                                    

Nazajutrz w szkole wszyscy już wiedzieli, że wyraziłem chęć zjawienia się na domówce u Grace. Nikt jednak nie miał pojęcia, co mnie do tego skłoniło, ale niektórym dało to pole do spekulacji, zwłaszcza tej żeńskiej części, nie tylko z mojego rocznika – pewnie znowu mam zamiar imprezować, umawiać się na randki i spotykać z dziewczynami. A może szukam kogoś na stałe? A może teraz jest ta szansa, aby ze mną pogadać i udowodnić mi swoją niesamowitą osobowość? Wszystkie miały to wręcz wypisane na twarzy, gdy mijałem je na korytarzu. Oczywiście z wyjątkiem Gwen, która, co prawda, zerkała w moją stronę, ale bez takiego zainteresowania. Zwracałem uwagę, czy rozmawia w ogóle z Finnem i jak często sięga po telefon – z zadowoleniem odnotowałem, że ani jedno, ani drugie nie dzieje się w ogóle. Chłopak musiał coś sobie ubzdurać, bo jak na moje, nie szło to w żadnym kierunku, a na pewno nie w tym „dobrym".

W sobotę rano znalazłem swojego ojca w kiepskim stanie. Leżał na kanapie cały blady, a na stoliku piętrzyły się szklanki, jedna nawet leżała rozbita na podłodze. Zmroziło mnie, kiedy pomagałem mu usiąść, a jego ciężkie ciało prawie w ogóle ze mną nie współpracowało.

– Chyba... chyba się czymś zatrułem – jęknął, gdy trochę oprzytomniał, a woń wódki z jego ust uderzyła mnie naprawdę mocno. Nawet w takiej kondycji chciało mu się dalej kłamać i próbować mydlić mi oczy.

– Ile żeś wczoraj wychlał? – warknąłem ze ściśniętym żołądkiem. Pewnie łoił całą noc, aż samo go odcięło.

– Wino, ale tylko trochę – stęknął, gdy jego głowa nareszcie znalazła się w pionie.

– Wina może tak, ale wódkę wlewałeś w siebie litrami. I to tej najtańszej, jak menel.

Ojciec żywiej zareagował na moje ostatnie słowo; otworzył szerzej oczy, ale poza tym na nic więcej nie było go stać.

Dobrze, że zaczął się weekend, inaczej musiałbym dzwonić do jego pracy i ściemniać, że tata potrzebuje kolejnego urlopu na żądanie. Podejrzewałem, że jeszcze w poniedziałek będzie czuć się beznadziejnie, ale poza fatalnym samopoczuciem i zjadającym go sumieniem, fizycznie jakoś się pozbiera.

– Idź się wykąp – rozkazałem oschle.

Zacząłem zbierać puste szklanki, a wtedy dostrzegłem rządek przeźroczystych butelek „schowanych" za kanapą. Przełknąłem gorycz, boleśnie narastającą w moim gardle i bez słowa komentarza dokończyłem sprzątanie. Nie powiedziałem nic, ale w mojej głowie kotłowały się najgorsze wyzwiska oraz określania, jakimi nikt nigdy nie powinien nazywać swojego ojca. Były to epitety wulgarne i obrzydliwe, układające się w nieskończoną, bezwstydną wiązankę, rozsadzającą mnie od środka. Wpadłem w taki gniew, że miałem ochotę wrócić do salonu i przyłożyć temu człowiekowi w twarz tak mocno, jak jeszcze w swoim życiu nie dostał.

Powstrzymało mnie od tego uporczywe miauczenie Kotki, która zjawiła się pod moimi nogami, z zadowoleniem ocierając się o nie swoim grzbietem. Ona niczego nie rozumiała, nie wiedziała, co się dzieje, całymi dniami wylegiwała się na słońcu i czekała, aż ktoś ją nakarmi, a potem znów wracała spać. Zupełnie tak jak mama w ostatnich dniach jej życia.

Podniosłem zwierzaka z ziemi i przytuliłem go do piersi. Kotka pozwoliła mi przyłożyć policzek do swojego jedwabnego futra tylko na kilka sekund, zanim zaczęła się irytować. Postawiłem ją z powrotem na podłodze, póki jeszcze nie zdążyła mnie podrapać, po czym wyciągnąłem z lodówki opakowanie szynki z indyka i skubiąc plastry na małe kawałki, wrzucałem je do jej miski.

Wróciłem do swojego pokoju, padając twarzą na łóżko. Miałem ochotę zniknąć. Najlepiej bezboleśnie i spokojnie – we śnie, ale chciałbym, aby był to przyjemny sen. Żeby chociaż ten jeden raz przyśniło mi się coś miłego i dobrego, tak na zakończenie tego wszystkiego.

ZapaśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz