Nazajutrz w szkole wszyscy już wiedzieli, że wyraziłem chęć zjawienia się na domówce u Grace. Nikt jednak nie miał pojęcia, co mnie do tego skłoniło, ale niektórym dało to pole do spekulacji, zwłaszcza tej żeńskiej części, nie tylko z mojego rocznika – pewnie znowu mam zamiar imprezować, umawiać się na randki i spotykać z dziewczynami. A może szukam kogoś na stałe? A może teraz jest ta szansa, aby ze mną pogadać i udowodnić mi swoją niesamowitą osobowość? Wszystkie miały to wręcz wypisane na twarzy, gdy mijałem je na korytarzu. Oczywiście z wyjątkiem Gwen, która, co prawda, zerkała w moją stronę, ale bez takiego zainteresowania. Zwracałem uwagę, czy rozmawia w ogóle z Finnem i jak często sięga po telefon – z zadowoleniem odnotowałem, że ani jedno, ani drugie nie dzieje się w ogóle. Chłopak musiał coś sobie ubzdurać, bo jak na moje, nie szło to w żadnym kierunku, a na pewno nie w tym „dobrym".
W sobotę rano znalazłem swojego ojca w kiepskim stanie. Leżał na kanapie cały blady, a na stoliku piętrzyły się szklanki, jedna nawet leżała rozbita na podłodze. Zmroziło mnie, kiedy pomagałem mu usiąść, a jego ciężkie ciało prawie w ogóle ze mną nie współpracowało.
– Chyba... chyba się czymś zatrułem – jęknął, gdy trochę oprzytomniał, a woń wódki z jego ust uderzyła mnie naprawdę mocno. Nawet w takiej kondycji chciało mu się dalej kłamać i próbować mydlić mi oczy.
– Ile żeś wczoraj wychlał? – warknąłem ze ściśniętym żołądkiem. Pewnie łoił całą noc, aż samo go odcięło.
– Wino, ale tylko trochę – stęknął, gdy jego głowa nareszcie znalazła się w pionie.
– Wina może tak, ale wódkę wlewałeś w siebie litrami. I to tej najtańszej, jak menel.
Ojciec żywiej zareagował na moje ostatnie słowo; otworzył szerzej oczy, ale poza tym na nic więcej nie było go stać.
Dobrze, że zaczął się weekend, inaczej musiałbym dzwonić do jego pracy i ściemniać, że tata potrzebuje kolejnego urlopu na żądanie. Podejrzewałem, że jeszcze w poniedziałek będzie czuć się beznadziejnie, ale poza fatalnym samopoczuciem i zjadającym go sumieniem, fizycznie jakoś się pozbiera.
– Idź się wykąp – rozkazałem oschle.
Zacząłem zbierać puste szklanki, a wtedy dostrzegłem rządek przeźroczystych butelek „schowanych" za kanapą. Przełknąłem gorycz, boleśnie narastającą w moim gardle i bez słowa komentarza dokończyłem sprzątanie. Nie powiedziałem nic, ale w mojej głowie kotłowały się najgorsze wyzwiska oraz określania, jakimi nikt nigdy nie powinien nazywać swojego ojca. Były to epitety wulgarne i obrzydliwe, układające się w nieskończoną, bezwstydną wiązankę, rozsadzającą mnie od środka. Wpadłem w taki gniew, że miałem ochotę wrócić do salonu i przyłożyć temu człowiekowi w twarz tak mocno, jak jeszcze w swoim życiu nie dostał.
Powstrzymało mnie od tego uporczywe miauczenie Kotki, która zjawiła się pod moimi nogami, z zadowoleniem ocierając się o nie swoim grzbietem. Ona niczego nie rozumiała, nie wiedziała, co się dzieje, całymi dniami wylegiwała się na słońcu i czekała, aż ktoś ją nakarmi, a potem znów wracała spać. Zupełnie tak jak mama w ostatnich dniach jej życia.
Podniosłem zwierzaka z ziemi i przytuliłem go do piersi. Kotka pozwoliła mi przyłożyć policzek do swojego jedwabnego futra tylko na kilka sekund, zanim zaczęła się irytować. Postawiłem ją z powrotem na podłodze, póki jeszcze nie zdążyła mnie podrapać, po czym wyciągnąłem z lodówki opakowanie szynki z indyka i skubiąc plastry na małe kawałki, wrzucałem je do jej miski.
Wróciłem do swojego pokoju, padając twarzą na łóżko. Miałem ochotę zniknąć. Najlepiej bezboleśnie i spokojnie – we śnie, ale chciałbym, aby był to przyjemny sen. Żeby chociaż ten jeden raz przyśniło mi się coś miłego i dobrego, tak na zakończenie tego wszystkiego.
CZYTASZ
Zapaść
RomancePróżność i egoizm powoli wyniszcza nastoletnie życie pewnego chłopaka oraz życia niegdyś bliskich mu ludzi. Wiele rzeczy zmienia się, gdy jednego deszczowego wieczoru los stawia na jego drodze osobę, odbiegającą zachowaniem od innych rówieśników, z...