19. Może ta dziewczyna jest moją karmą

135 25 7
                                    

Nie pamiętałem, jak znalazłem się w swoim pokoju. Nie pamiętałem nawet, czy mój tata jakoś zareagował, kiedy wróciłem i czy w ogóle spostrzegł moją obecność. Nie wiedziałem, czy spałem, czy straciłem przytomność, ale obudziłem się wraz z pierwszymi promieniami słońca, wychylającymi się żałośnie zza chmur. Bolała mnie cała twarz, a gdy podniosłem głowę, zobaczyłem na poduszce zaschnięte plamy krwi. W jednej sekundzie uderzyły mnie wszystkie wspomnienia minionego wieczoru i mój kark oraz plecy oblał zimny pot.

Gwen. Była świadkiem, jak Robert rzucił się na mnie z furią zaraz po tym, gdy Denise przyznała mu się, że go ze mną zdradziła. Mój Boże, pomyślałem. Wszystko się spierdoliło.

Sięgnąłem po swój telefon, zaglądając w rejestr połączeń. Dzwoniłem do Gwen czterdzieści osiem razy – o północy, o pierwszej trzydzieści, o pierwszej pięćdziesiąt, o drugiej, o drugiej dziesięć... Żadne połączenie nie zakończyło się powodzeniem. W skrzynce nadawczej widniał mój spam wiadomości, wszystkie o podobnej treści, w których na przemian przepraszam i błagam o rozmowę.

Usiadłem na łóżku, a w mojej głowie zakręciło się na tyle mocno, że nie miałem wyjścia – musiałem pobiec do łazienki zwymiotować. Prawie nic wczoraj nie jadłem, więc próba zwrócenia z siebie czegokolwiek skończyła się jedynie długą modlitwą nad sedesem, po której dźwignąłem się na rękach, chwytając umywalki i ostrożnie przemyłem w niej twarz, krzywiąc się z bólu przy każdym nawet najdelikatniejszym dotyku. Spływająca woda była zabarwiona brudnym czerwono-brązowym kolorem. Przejechałem językiem po swoich zębach, upewniając się, czy wszystkie są na miejscu oraz czy żaden się nie rusza, a następnie zacisnąłem swoje usta, rejestrując spore rozcięcie na dolnej wardze.

Zwlekałem ze spojrzeniem w lustro, lecz w końcu zmusiłem się, by podnieść wzrok. Nie przypominałem siebie, jednak nie spodziewałem się, że moje odbicie okaże się aż tak pokiereszowane – moja twarz była zaczerwieniona, poraniona oraz opuchnięta, jakbym zszedł przed chwilą z ringu, zapominając podczas walki o trzymaniu gardy i pozwalając swojemu przeciwnikowi, aby po prostu mnie zmasakrował. Ale o dziwo, to nie było ważne.

Istotna kwestia leżała gdzieś indziej; gdzieś poza zasięgiem moich rąk, którymi mogłem cokolwiek zdziałać w przypadku fizycznej rany, lecz nieprzydatnymi w sytuacji, w jakiej właśnie się znalazłem. Na powrót zrobiło mi się słabo, gdy przed moimi oczyma pojawił się konkretny i wyraźny obraz – odstręczenie, wymalowane na twarzy Gwen, kiedy dotarło do niej, co zrobiłem Robertowi. Nie byłem pewien, czy mój umysł pod wpływem adrenaliny nie zniekształcił poszczególnych wycinków tej retrospekcji, ale miałem wrażenie, że pamiętałem dość wyraźnie bijące od niej rozczarowanie – jakby oczekiwała, że ją zawiodę i pomyślała jedynie: „Okej, więc w końcu się stało".

Wróciłem do pokoju, kładąc się z powrotem na łóżku i ponawiając swoje mierne próby skontaktowania z Gwen. Jej telefon okazał się wyłączony, więc od razu zostałem przekierowany na pocztę głosową. Nie mogłem sobie przypomnieć, czy wczoraj nagrywałem jej jakieś wiadomości, ale zrobiłem to – prawdopodobnie – po raz kolejny:

– Proszę, odezwij się do mnie. Chcę ci to wszystko wyjaśnić. Błagam. Popełniłem głupi błąd, to było... To zupełnie nic nie znaczyło. Nie mogę znieść myśli, że okazałem się takim idiotą. Proszę, musimy porozmawiać.

Zamilkłem na kilka sekund, prawie szalejąc z rozpaczy oraz braku możliwości usłyszenia jej głosu, jej odpowiedzi, zobaczenia jej reakcji. Rozłączyłem się i zamknąłem oczy.

Chyba pierwszy raz w życiu pomyślałem o tym, że byłem złym człowiekiem. Sam ściągnąłem na siebie tragedię; nie szanowałem ludzi, bawiłem się nimi i odpychałem ich od siebie, kiedy to okazywało się dla mnie wygodne. Przed oczyma stanęli mi Denise, Harper, Robert, Victor... Ale to były tylko najświeższe akcje.

ZapaśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz