Pięć dni dzielących Boże Narodzenie od sylwestra zawsze są tym niewygodnym okresem w roku, kiedy właściwie nie wiadomo co ze sobą zrobić. Niby na coś czekasz, ale wiesz, że po tej „magicznej" nocy w zasadzie nie zmieni się nic z wyjątkiem daty, mimo że zegar wybijający północ powinien otworzyć portal do nowego rozdziału.
Moja relacja z Gwen sprawiała, że styczeń, a może i reszta nadchodzących miesięcy, nie rysowała się niezgrabnym śladem grafitu tępego ołówka jak dotychczas. W moim życiu panował bałagan, jednak patrzyłem przed siebie z jakąś nieokreśloną nadzieją.
Ignorowałem obecność ojca tak samo, jak on ignorował moją, co okazało się dość nietypową sytuacją, ponieważ zawsze po swoich akcjach starał się jakoś wkupić do moich łask, przynajmniej odrobinę. Tym razem odniosłem wrażenie, że się poddał. Ja także się poddałem; nie mogłem dłużej udawać – nienawidziłem go, a bronienie się przed tym uczuciem w niczym mi nie pomagało. Żałowałem tylko, że noworoczne życzenie o „wyparowaniu" jego alkoholizmu, było całkowicie nierealne.
Do domu Harper miał zawieźć nas tata Gwen. Nie oponowałem ani nie pokazywałem po sobie zdenerwowania, że na te kilkanaście minut zostanę zamknięty z nim w blaszanej pułapce, w której zyska możliwość sypania pytaniami, dopóki nie poczuje się usatysfakcjonowany. „Oczywiście, że nie będziemy pić alkoholu" – wyrecytowałem w głowie, myśląc przy okazji o tych wszystkich butelkach z wyskokowymi napojami, które załatwił nam brat Roberta. „Zioło? Nikomu z nas by to nie przyszło w ogóle do głowy!" – zapewniłem wyimaginowanego pana Greena, widząc także oczyma wyobraźni kupione przez Victora bletki do zwijania jointów.
Rodzice Gwen rzekomo nie robili większych problemów co do tej nocy; najwyraźniej uznali, że zabronienie jej uczestnictwa w sylwestrowej zabawie byłoby irracjonalne – zwłaszcza jak posiada się już te siedemnaście lat. Plus odpowiedzialnego chłopaka, który kilkukrotnie stawiał się przed nimi, pokazując swoje maniery i spokojne usposobienie. Może mi ufali?
Ostatni raz zerknąłem w lustro, nieudolnie chcąc przekonać samego siebie, że nie wyglądam w tej czarnej koszuli jak kelner, a młody mężczyzna, ubrany stosowanie do okazji, po czym założyłem kurtkę oraz czapkę i wyszedłem z domu, prosto do zaparkowanego przed moim domem suva Greenów.
Kiedy tylko otworzyłem drzwi auta, Gwen się do mnie uśmiechnęła. Wyglądała pięknie – na tyle, ile mogłem zobaczyć w nikłym świetle samochodowej lampki. Nigdy nie widziałem jej w tak mocnym makijażu, o ile można było tak nazwać brązowy cień na powiekach oraz starannie wyrysowane na nich kreski; mimo wszystko make-up ani trochę nie zasłonił jej urody.
Pan Greene przywitał mnie – jak mi się zdawało – z lekko wymuszonym entuzjazmem i ruszył przed siebie, rzucając okiem na ekran nawigacji, prowadzącej pod wskazany adres. Ku mojemu zdziwieniu nie odezwał się podczas drogi ani razu, a ciszę tłumiło radio. Pewnie wiedział, że jego pytania i tak nic by już nie dały; klamka zapadła.
Gdy zatrzymaliśmy się na końcu jednej ze schludnych uliczek, ojciec Gwen zerknął na mnie przez ramię i mimo że przypomnienie skierowane było do jego córki, to ja otrzymałem długie, poważne spojrzenie:
– Pierwsza w nocy i jesteś w domu. Dokładnie w takim stanie, w jakim cię tutaj teraz przywiozłem.
– Oczywiście – odpowiedziała szybko dziewczyna i błyskawicznie wyskoczyła z auta.
– No i bawcie się dobrze! – zreflektował się mężczyzna po sekundzie.
– Szczęśliwego Nowego Roku – odparłem, uznając, że też wypada się odezwać.
Chwyciłem Gwen za rękę i kuląc się z zimna od niemal arktycznego powiewu, jaki owionął nasze sylwetki, ruszyłem w górę alejki, prowadzącej do posesji Kingstonów.
CZYTASZ
Zapaść
RomancePróżność i egoizm powoli wyniszcza nastoletnie życie pewnego chłopaka oraz życia niegdyś bliskich mu ludzi. Wiele rzeczy zmienia się, gdy jednego deszczowego wieczoru los stawia na jego drodze osobę, odbiegającą zachowaniem od innych rówieśników, z...