Epilog

207 28 10
                                    

Gwen

„Pierwszym warunkiem szczęścia jest rozsądek"

– Sofokles

Hektor Lowery był kimś, z kim wspólna relacja wydawała się trudna oraz burzliwa. Odniosłam takie wrażenie już na samym początku, gdy po raz pierwszy zobaczyłam jego przyjemnie niesymetryczny uśmiech oraz czekoladowe oczy, w których błyszczały na przemian smutek i złośliwość, a później czułam to za każdym razem, kiedy na mnie spoglądał z przenikliwą życzliwością, mimo że chwilę temu słuchałam historii o tym, jak łamał serca innym dziewczynom; jak na oczach zrozpaczonych chłopaków, przykładał usta do ust ich sympatii, ponieważ miał w sobie więcej odwagi niż jego beznadziejnie zakochani rówieśnicy, którym następnie śmiał się w twarz.

Oczywiście – pierwsze chwile naszej zacieśniającej się znajomości były piękne, ponieważ zazwyczaj takie są, w dodatku ignorowanie czerwonych flag, jakie wyłapuje nasze intuicja, przychodzi z dziecinną łatwością. Często szukamy usprawiedliwień czyichś zachowań, zakładając, że inni byli w błędzie, nie rozumiejąc tej osoby tak dobrze jak my.

Zresztą można by pomyśleć, że to tylko przeszłość. To tylko zagubiona jednostka, którą spotkały przykre rzeczy, rzutujące na jego postrzeganie świata. To tylko nieliczne skazy, zdobiące piękną osobowość, nadające się do odrestaurowania, niczym lakier auta. To tylko kolejny nieszczęśliwy chłopiec, jakich pełno w romantycznych opowieściach.

Jednak ja nie chciałam należeć do dziewczyn z romantycznych opowieści.

Nie zależało mi na szukaniu związku. Kiedy po raz pierwszy znalazłam się w poważniejszej relacji z chłopakiem – z pozoru zaangażowanym, oddanym, troskliwym oraz czułym – uznając, że łączy nas coś więcej, on wycofał się zaraz po tym, gdy w końcu ściągnęłam przed nim ubrania. Nie mogłam uwierzyć, że po tych wszystkich wspólnych momentach, wszystkich pasjonujących rozmowach, ustających jedynie w nocy, abyśmy mogli się wyspać i następny dzień rozpocząć od wyczekiwanego „Dzień dobry", tak po prostu zniknął, zostawiając mnie z milionem domysłów, co zrobiłam nie tak.

Między innymi dlatego, kiedy poznałam Hektora, szybko postanowiłam, że nie mam zamiaru nadto angażować się w relację ani ratować go przed samym sobą i zachowaniami, którymi doprowadzał do przeróżnych komplikacji. Zupełnie tego nie planowałam. Ani podczas jego zaborczych prób zwrócenia mojej uwagi, ani wtedy, gdy celowo pojawił się na domówce, na której miało go nigdy nie być, ani w żadnym z tych przyjemnych momentów, kiedy wpatrywał się we mnie łagodnym wzrokiem, gotów chwycić mnie za rękę na oczach innych, ani nawet wtedy, gdy po raz pierwszy przyjęłam jego pocałunek.

Każdy ostrzegał mnie przed tym, jak mocno bolą krzywdy, do których był dolny i które powielał, niczym ulubioną piosenkę, rozbrzmiewającą non stop w słuchawkach. Znałam doskonale smak takich krzywd.

Ale on tak bardzo chciał wkroczyć w moje życie i zatrzymać mnie przy sobie. Czułam, że jeżeli na to pozwolę, nasza relacja szybko się skomplikuje. I dokładnie tak się stało. Nie wiedziałam, co mam myśleć, kiedy na jaw wyszła sprawa z Denise – nagle głupia plotka okazała się prawdą. Przecież przy mnie był inny. Otworzył się. Opowiedział mi o problemach, jakie miał w domu. Był zawsze, gdy go potrzebowałam. Może przy tobie naprawdę się zmienił? Nic nie pociąga bardziej niż taka myśl.

Nie miałam pewności, czy płakałam przez złamane serce, chociaż uparcie broniłam się przed przyznaniem, że zdążyłam coś do niego poczuć. Jednak na pewno płakałam przez naiwność, jakiej się poddałam, dokładnie taką samą, jakiej uległa moja mama prawie osiemnaście lat temu, poznając równie zniszczonego chłopca. On też się zmienił. Dla niej. Tylko dlaczego tak ja skrzywdził? Dlaczego zostawił i mnie? Dlaczego ona zdecydowała się mnie porzucić w najgorszy możliwy sposób?

Nie potrzebowałam w swoim życiu kolejnej osoby, przez którą zadawałabym sobie takie pytania. Czasami trzeba odejść szybciej, jeszcze zanim odejdzie ta druga osoba – a ludzie ciągle odchodzili, wiedziałam o tym bardzo dokładnie.

Zdawałam sobie także sprawę ze strachu, który siedział wewnątrz mnie. Strachu przed odrzuceniem, strachu przed utratą. Strachu, który nakręcał samoistnie spełniającą się przepowiednię.

_

A więc dotarliśmy do końca. Uwielbiałam pisać tę historię, pochłaniała mnie na długie godziny i cieszę się, że udało mi się ją Wam „opowiedzieć".

No i zżyłam się z tym nieznośnym Hektorem, dlatego rozmyślam nad częścią drugą (co nieco już napisałam;). Póki co robię sobie chwilę przerwy, złapię oddech i o wszystkim na pewno dam znać, jak już będę dokładnie wiedzieć co i jak.

Trzymajcie się cieplutko i do zobaczyska ludziska ❤️

ZapaśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz