5. Projekt dotyczący moich pochopnych decyzji

276 35 32
                                    

Minęło kilka tygodni, podczas których nie rozmawiałem z Gwen już ani razu; trzymaliśmy się od siebie z daleka. Nie mogłem przeboleć tamtego wyskoku, kiedy postanowiłem – jak kretyn – dopytać się, czy mnie pamięta.

Dni zlewały się w jedną, niewyraźną i nieciekawą plamę, aż pewnego ranka postanowiłem po prostu nie wstawać z łóżka. Liczyłem, że może nazajutrz będę mieć więcej sił na dalszą kontynuację tej bezbarwnej rutyny.

Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, akurat tego dnia na biologii nauczycielka zadała projekt grupowy. Szczęście w nieszczęściu, uczęszczałem na te zajęcia razem z Robertem, Denise i Finnem, którzy uznali – a raczej podejrzewałem, że to Rob o tym zadecydował – aby wpisać mnie na listę do nich, jako że zespoły miały być czteroosobowe. Poinformował mnie o tym w krótkiej wiadomości, twierdząc, iż tak będzie mi łatwiej niż później na szybko szukać kogoś, do kogo mógłbym się jeszcze dołączyć. Nie miałem pojęcia, dlaczego wciąż pałał do mnie taką sympatią, ale w końcu kiedyś stanowiliśmy naprawdę zgrany duet, może wciąż żywił jakieś sentymenty. Sam przecież bardzo go lubiłem. Lubiłem go nawet wtedy, kiedy wbijałem mu nóż w plecy, ściągając ubrania z jego dziewczyny. Nic mnie z tego nie usprawiedliwiało i łatwiej było mi funkcjonować, gdy nie musiałem podejmować z nim żadnych interakcji. Teraz natomiast nie dość, że zostałem zmuszony, aby spędzić z nim czas poza szkołą, to jeszcze w parze z Denise. Dzięki Bogu, że był jeszcze Finn, może dzięki temu nie będzie to tak niezręczne.

Miałem nadzieję, że na ten dzień zawracanie mi głowy dobiegnie końca, jednak Robert napisał kolejną wiadomość, pytając mnie, kiedy pasuje mi się spotkać.

Obojętnie – odpisałem, a on od razu to wyświetlił i znów zaczął coś pisać, jakby spodziewał się po mnie takiej odpowiedzi.

W takim razie jutro o 18 u mnie.

Szykowałem już w głowie milion wymówek, mimo że przed chwilą sam przyznałem, że nie robi mi większej różnicy, kiedy się za to zabierzemy, lecz ostatecznie uznałem za bezsensowne utrudnianie tego innym, a przy okazji wpadnie mi łatwa ocena. Oby tylko poszło szybko i skończymy w jeden wieczór, pomyślałem.

Udało mi się jeszcze błogo podrzemać do jedenastej, kiedy do mojego pokoju wszedł ojciec. Chyba w końcu zorientował się, że moje auto wciąż stoi na podjeździe przed domem.

– Czemu nie pojechałeś do szkoły? – spytał. Ewidentnie miał lepszy dzień, skoro zainteresował się czymś takim.

– Zaspałem na dwie pierwsze lekcje, a teraz nie opłaca się już iść – mruknąłem w poduszkę.

– Ja ci nie będę tych wszystkich nieobecności usprawiedliwiał – pogroził.

– Sam je sobie usprawiedliwię.

Usłyszałem tylko, jak drzwi się zamykają i znów otoczyła mnie cisza.

Następnego dnia kusiło mnie, aby znów nie iść do szkoły, ale robienie sobie zaległości z matematyki było głupim pomysłem. Pani Miller zawsze świrowała i trzeba było stawać na głowie, aby odpracować u niej godziny, na których się nie było, a potem i tak udowadniała ci, że nie opanowałeś przegapionego materiału, wpisując ocenę niedostateczną. Chociaż minął ledwie pierwszy miesiąc szkoły, miałem już ładny komplet jedynek z tego przedmiotu, więc kopanie pod sobą większych dołków nie wchodziło w grę.

O dziwo, lekcje przeleciały mi dość szybko. Może to przez ten jeden dzień wagarów moje baterie trochę się podładowały. Pozostawała jeszcze kwestia dzisiejszego wieczoru i tego nieszczęsnego projektu z biologii u Roberta. Denise przez cały dzień na mnie zerkała, chyba już stresując się nadchodzącym spotkaniem. Czasem ciekaw byłem, co dzieje się w jej głowie, gdy obejmuje czule swojego chłopaka, a ja siedzę tuż obok. Na pewno pożerały ją wyrzuty sumienia i w zasadzie dziwiłem się, że okazała się na tyle silna psychicznie, aby się z nim nie rozstać i non stop tak udawać. Widziałem, że ją to zadręcza. Jak ona znosiła tę torturę niemal każdego dnia?

ZapaśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz