8. Bieg z przeszkodami i zranionym ego

253 30 12
                                    

Atmosfera zaczynała rozkręcać się proporcjonalnie do wzrostu stężenia alkoholu we krwi. Udało mi się opróżnić zawartość swojego kubka w przeciągu jakiejś godziny – w tym aspekcie zostawałem daleko w tyle, ale nie śpieszno mi było do takiego stanu, w jakim na przykład znajdowali się już Harper albo Victor. Nawet Finn łamał pewne granice, prosząc do tańca przypadkowe dziewczyny, o ile tylko miały głębszy dekolt w bluzce. Ja wraz z Robertem podpierałem ścianę, a Denise prowadziła ożywioną rozmowę z kilkoma ludźmi przy papierosie na zewnątrz.

Ani Gwen, ani Ruby ani razu nie pokazały się w salonie i nie miałem pojęcia, dokąd zniknęły, chociaż zakładałem, że pewnie zamknęły się w pokoju Grace, a tam wolałem jednak nie zaglądać. Przyjść na imprezę, żeby siedzieć w czyjejś sypialni – i Gwen twierdziła, że nieźle się bawi? Niech tylko tu zejdzie i zobaczy, z kim tańczy jej adorator.

– Idę po piwo – oznajmiłem Robertowi i oddaliłem się do kuchni.

Otworzyłem lodówkę z nadzieją, że będzie w niej to, czego szukałem, a kiedy już upatrzyłem butelkę, ukrytą na kartonami mleka, bez żadnych ceregieli po prostu ją sobie wziąłem. Ktoś, kto próbował ją schować, kiepsko się postarał.

Zamykając drzwi lodówki i odwracając się w stronę szuflad, aby znaleźć coś, czym mógłbym podważyć kapsel, wpadłem na nikogo innego, jak Gwen. Pojawiła się znikąd, jakby usłyszała moje wcześniejsze myśli, że powinna zejść na dół.

Odsunąłem się od niej, tak samo jak ona ode mnie, a kiedy już zyskaliśmy lekki dystans, by móc na siebie spojrzeć, dziewczyna rzuciła okiem na to, co trzymałem w dłoni.

– Widzę, że ktoś jednak dorwał się do mojego piwa – powiedziała, po czym wyminęła mnie i otworzyła lodówkę, sięgając ręką po kolejną butelkę.

Poczułem się głupio. Ze wszystkich osób na tej domówce, ona była ostatnią, którą podejrzewałem o bycie właścicielem tego trunku.

– Nie wiedziałem, że jest twoje, inaczej...

– Nie wziąłbyś? – weszła mi w słowo, wesoło unosząc brew. – Mam u ciebie jakąś taryfę ulgową na złodziejstwo?

Zanim zdążyłem jakoś odpowiedzieć, wyciągnęła z szuflady otwieracz i zgrabnie nim operując, otworzyła najpierw swoją butelkę, a później wyjęła mi z ręki moją, którą także otworzyła, po chwili oddając mi ją z powrotem.

Stałem tak bez słowa, przypatrując się, jak jej usta dotykają zimnego szkła, kiedy brała pierwszy łyk. Nie wiedziałem nawet, co mógłbym jej powiedzieć.

– Dość głośno tu na dole – odezwała się, jakby zauważyła, że sam nie umiałem tego zrobić.

– Przeszkadza ci muzyka na imprezie? – mruknąłem w końcu, ciesząc się, że to ona pociągnęła jakiś temat.

Gwen przekrzywiła głowę, najpierw spoglądając w stronę salonu, potem w moją.

– Nie – odparła. – Tę piosenkę akurat lubię.

Zwróciłem uwagę na melodię zremiksowanego utworu Everywhere zespołu Fleetwood Mac. Faktycznie nie brzmiał źle.

– Więc może zatańczymy? – zaproponowałem, czując, jak zaraz po zadaniu tego pytania w moje żyły wystrzeliła adrenalina. Przecież ja nigdy nie tańczyłem na imprezach. Ani sam, ani tym bardziej z drugą osobą.

Dziewczyna spojrzała się na mnie lekko zdumiona; udało mi się ją zaskoczyć nie bardziej niż siebie.

– Serio? – upewniła się, przyglądając się mojej twarzy, zapewne próbując doszukać się w niej jakiegoś znaku, że żartuję.

ZapaśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz