21. Wszyscy się unikamy, wszyscy się nienawidzimy

132 26 10
                                    

Znajome uczucie przygaszenia i pustki powróciło ze zdwojoną siłą, nie opuszczając mnie przez kilka dni ani na chwilę. Niby funkcjonowałem, ale nie czułem się jak żywy człowiek.

Nastał termin powrotu do szkoły, lecz przestało być to w jakikolwiek sposób ważne. Nie chciałem tam przychodzić, powtarzanie roku było mi obojętne. W zasadzie wszystko stało się dla mnie obojętne – czy ojciec pije, czy Kotka ma co jeść albo kiedy ostatnio sam coś jadłem.

Tata nie mógł mnie wyciągnąć z łóżka ani zmusić do pojechania do liceum przez cały pierwszy tydzień od zakończenia przerwy świątecznej. Rozmawiał z dyrektorką, kłamiąc, że się rozchorowałem i wszystko na pewno nadrobię, oddając zaległe prace po terminie, jeżeli nauczyciele wyrażą na to zgodę.

Jedyną pozytywną rzeczą w całym tym bagnie było to, że moja twarz zdążyła się znacznie wygoić. Siniaki wyblakły, rozcięcia na wardze oraz łuku brwiowym stały się jasnoróżowe, widocznie tylko z bliskiej odległości. Przynajmniej to przestało boleć.

– Synu, musisz wziąć się w garść – powiedział ojciec pewnego ranka, wchodząc do mojego pokoju, aby rozsunąć żaluzje. Wiedział, że rozstałem się z Gwen, bo tamtego dnia, kiedy mnie zostawiła, wróciłem do domu w stanie niepozwalającym mi na cokolwiek innego, jak odpowiedzenie szczerze na pytanie, czy wszystko jest w porządku. Nic nie było w porządku i mimo że nie chciałem się zwierzać, nie mogłem tego trzymać w sobie, bo chyba wyskoczyłbym przez okno.

– Jutro – przyrzekłem, tak samo jak przyrzekałem wczoraj i przedwczoraj.

– Może powinieneś porozmawiać z doktor Hill.

– Nie.

– Na pewno istnieją jakieś pigułki na poprawę samopoczucia. Moja matka takie brała, kiedy zaczęła podupadać na zdrowiu i straciła chęci do życia.

– Tego nie da załatwić się pigułkami.

– Wszystko da się nimi załatwić. Nawet pęknięte serce.

Jeżeli istniało coś, czego zażycie sprawiłoby, że poczułbym się lepiej, może powinienem spróbować i jakoś oszukać samego siebie. Siedzenie w domu w tym letargu, jak widać, nie pomagało.

– Jutro pójdę do szkoły – westchnąłem w poduszkę.

– Jutro jest sobota.

Co za ulga, pomyślałem.

Ojciec wyszedł w końcu z pokoju, a ja przewracałem się pod kołdrą jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu złapałem za telefon. Na widok powiadomienia zareagowałem jak narkoman na nową działkę, mimo że żadna z wiadomości, jakie do mnie przychodziły, nie były od Gwen, lecz od operatora, przypominającego, że moje środki na koncie zaraz stracą ważność, lub od banku z nową korzystną ofertą, lub też newslettera, namawiającego mnie do wykorzystania promocji w jakimś sklepie. Nie odzywała się do mnie żadna żywa istota. Tym razem okazało się, że nastał wyjątek – napisał Dean.

Robisz coś dzisiaj? Wpadaj na piwo.

Spotkanie się z nim – spotkanie się z kimkolwiek – było ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę i już chciałem rzucić telefon z powrotem w kąt, kiedy naszła mnie refleksja, że może faktycznie powinienem w końcu kopnąć się w tyłek. Niczego nie mogłem zmienić, kisząc się w czterech ścianach. Minęło siedem cholernie długich dni, które ledwo wytrzymałem, ratując się przed rzeczywistością snem i wiedziałem, że jeżeli sam się nie ruszę, to wszystko będzie się tylko wydłużać. Wstanę, w końcu się wykąpię, na próbę wyjdę z domu, aby przekonać się, czy to faktycznie ma jakiś sens. Wyłącznie tyle.

ZapaśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz