Dwie pierwsze lekcje przesiedziałem w aucie przy parku Greenwood i im dłużej w grobowej ciszy wgapiałem się przed siebie, tym czułem się gorzej.
Z tego całego porannego zajścia wyniknęła przynajmniej jedna dobra rzecz – przekonałem się, że Harper nie jest jednak najlepszym towarzystwem i z zacieśniania naszej znajomości wyniknęłoby więcej szkody niż pożytku. Nie wiedziałem, czym konkretnie się kierowała, świadcząc mi swoje wybitne usługi doradcze, ale cokolwiek by to nie było, nie interesowało mnie to. Miałem już serdecznie dość afer wokół siebie.
Postanowiłem wrócić do szkoły dopiero na matematykę. Nie tylko dlatego, że nauczycielka z tego przedmiotu miała ogromną chęć, aby mnie udupić, ale też z potrzeby znalezienia sobie jakiegoś zajęcia, które ułatwiłoby mi przerwanie uciążliwej gonitwy myśli. Z dwojga złego, wolałem głowić się nad znalezieniem niewiadomej w równaniu niż zastanawiać się nad swoją sytuacją życiową. Beznadziejną sytuacją życiową.
Poza tym chciałem zobaczyć Gwen i przekonać się, co się wydarzy, kiedy mnie zobaczy. Nie należała do dziewcząt, które często się rumienią, ale chciałem się łudzić, że widząc mnie, na jej twarzy pojawi się jakiś kolor – najlepiej taki sam, jak podczas naszego piątkowego spotkania, o którym wtedy pomyśli. Bo pomyśli. Przecież nie jest z kamienia, a jeżeli miała wyrzuty sumienia z powodu tego, co między nami zaszło, tym bardziej powinna się przejąć.
Po dwudziestu minutach nieśpiesznie zajechałem na szkolny parking, zostawiając auto dokładnie w tym samym miejscu, co rano. Tylko nie rozglądaj się dookoła, upomniałem się w myślach – bo jeszcze znowu natrafisz na jakąś płaczącą dziewczynę.
Wchodząc do budynku, zostałem obdarzony zniesmaczonym spojrzeniem portiera, które dosięgnęło mnie znad gazety, którą czytał. Przerwa właśnie się zaczęła, o czym świadczyły narastające odgłosy rozmów, krzyków i śmiechów, wypływające na korytarz ze wszystkich stron.
Udałem się pod odpowiednią salę, siląc się na spokojny krok, mimo że chciałem jak najprędzej znaleźć się na miejscu, aby móc w końcu przekonać się, co mnie czeka. Ignorowałem po drodze wszystkie spojrzenia – i te od ludzi z młodszych roczników, w tym każdej małolaty w przyciasnej spódniczce, i te od twarzy bardziej znajomych, należących do moich rówieśników.
Kiedy dotarłem do właściwych drzwi, oparłem się o ścianę parę metrów dalej, przesuwając wzrokiem po sylwetkach, jakie znajdowały się w pobliżu, ale nie znajdując wśród nich tej, na której zależało mi najbardziej. Zacząłem rozglądać się dalej, w głąb rozległego korytarza i po chwili dostrzegłem zbliżających się Finna i Victora. Oraz Roberta, idącego razem z nimi. Pewnie chłopacy poinformowali go, że dzisiaj nie ma mnie w szkole, dlatego postanowił bez zbędnych uników spędzić przerwę z kumplami, nieświadom tego, że mogę się jeszcze pojawić w tej budzie. Rozmawiali o czymś między sobą, powoli przemierzając hol. Właściwie to jedynie Finn i Rob coś mówili, ponieważ Victor tylko poruszał niemrawo nogami obok nich i bardziej niż jasne było dla mnie to, że jego marudna postawa spowodowana była Harper, a dokładniej tym, co razem ze swoim, jakże nadzwyczaj mądrym przyjacielem, dzisiejszego ranka jej wyłożyli.
Jednak po sekundzie przystanęli, ponieważ Finn dość szybko mnie dostrzegł. Szturchnął Roberta, który momentalnie zerknął przed siebie. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i jak na dłoni widać było, że to dla niego niesamowicie niekomfortowa sytuacja – patrzeć prosto na mnie, kiedy ja również wpatrywałem się prosto w niego. Od razu odwrócił wzrok, mruknął coś do chłopaków i odwrócił się w przeciwną stronę, przyjmując kurs jak najbardziej odległy ode mnie.
Nie dziwiłem mu się ani trochę. Sam najchętniej obrałbym taki kierunek – uciekłbym od siebie w diabły, opuszczając ten płonący statek.
Lecz nie miałem szansy, aby dłużej to wszystko obserwować i analizować, gdyż w końcu z tłumu innych uczniów wyłoniła się Gwen. Ubrana była dziś w granatową spódniczkę, w którą wsunęła żółtą koszulkę z napisem Fragile. Od razu powiodłem oczyma po jej ciele, koncentrując się ostatecznie na jej uśmiechniętej twarzy. Nie uśmiechała się do mnie – robiła to do Grace, która objęła ją ramieniem, pokazując coś jej i Ruby na ekranie swojego smartfona.
CZYTASZ
Zapaść
RomancePróżność i egoizm powoli wyniszcza nastoletnie życie pewnego chłopaka oraz życia niegdyś bliskich mu ludzi. Wiele rzeczy zmienia się, gdy jednego deszczowego wieczoru los stawia na jego drodze osobę, odbiegającą zachowaniem od innych rówieśników, z...