rozdział 4

536 26 0
                                    

Płomień przygasł nieco. Pan D. spojrzał na swoje karty. Ja spojrzałam na swoje. Jakoś tak dałam się wciągnąć w tą grę.

- Chyba wygrałem. - powiedział mężczyzna.

- Niezupełnie, panie D. - odparł Chejron. Wyłożył cztery króle i podliczył punkty. Jakim cudem ja się pytam? - To ja wygrałem.

- Chejron ma rację, panie D. - odparłam, siadając wygodnie na krześle.

Miałam wrażenie, że pan D. byłby w stanie wyparować Chejrona wraz z jego wózkiem, ale on tylko westchnął pod nosem, jakby przywykł do przegrywania z nauczycielem łaciny Percy'ego. Wstał, a Grover podniósł się, jak na komendę.

- Jestem zmęczony. - oznajmił pan D. - Prześpię się chyba przed wieczornymi śpiewami. Ale najpierw, Groverze, musimy porozmawiać - znowu - o Twoich mniej niż zadowalających wynikach podczas wykonywania zadania.

Twarz Grovera pokryła się potem. Chłopak przełknął ślinę, co można było doskonale dostrzec, a nawet usłyszeć, gdy siedziało się bliżej. A ja siedziałam tuż obok.

- Ta... Tak, proszę pana. - wyjąkał.

Pan D. zwrócił się do drugiego chłopaka.

- Domek numer jedenaście, Percy Jacksonie. I zachowuj się, jak należy.

Mężczyzna wmaszerował do domu, a za nim poczłapał Grover.

- Czy jemu nic się nie stanie? - spytał Percy Chejrona.

Mężczyzna pokręcił głową, choć wyglądał, jakby się czymś martwił. Przyglądałam się im obojgu, w głębi duszy współczując Groverowi.

- Stary Dionizos nie jest wcale szalony. On po prostu nienawidzi tej pracy. Ma... Jak wy to mówicie? Szlaban? I nie jest w stanie wytrzymać kolejnego stulecia, które go dzieli od powrotu na Olimp.

- Olimp. - powtórzył dwunastolatek. - Twierdzi pan, że tam naprawdę jest jakiś pałac?

- No cóż, w Grecji jest rzeczywiście góra o nazwie Olimp. A poza tym istnieje siedziba bogów, punkt, w którym zbierają się ich moce, i kiedyś znajdował się on rzeczywiście na Olimpie. Ludzie wciąż nazywają to miejsce Olimpem z szacunku dla dawnych czasów, ale pałac przemieszcza się, Percy, razem z bogami.

- To znaczy, że greccy bogowie są teraz tutaj? Znaczy... W Ameryce?

- Niewątpliwie. Bogowie przemieszczają się za sercem Zachodu. - wtrąciłam, zanim Chejron zdążył się odezwać.

- Za czym?

- Za tym, Percy, co nazywamy "zachodnią cywilizacją". Daj spokój, myślisz, że to tylko abstrakcja? Nie, to potężna siła. Zbiorowa świadomość, która świeci jasno od tysięcy lat. Bogowie są jej częścią. Można nawet powiedzieć, że jej źródłem, a przynajmniej są z nią tak mocno związani, że nie mogą osłabnąć, chyba że cała cywilizacja Zachodu uległaby zniszczeniu. Ten ogień zapłonął w Grecji. Potem, jak wiesz - a przynajmniej mam nadzieję, że wiesz, ponieważ chodziłeś na moje lekcje - jego serce przeniosło się, wraz z bogami, do Rzymu. No, mieli tam trochę inne imiona: Jupiter zamiast Zeusa, Wenus jako Afrodyta i tak dalej, ale to te same siły, ci sami bogowie.

- A potem umarli. - dodał niebieskooki, jednak to, co powiedział, nie było prawdą.

- Umarli? Angel, czy oni umarli? - spytał natychmiast Chejron. Spojrzał na mnie wraz z Percy'm, wyczekując odpowiedzi z mojej strony.

- Nie. - odpowiedziałam krótko.

- Czy Zachód umarł? - zapytał mnie ponownie.

- Nie. Bogowie po prostu przenieśli się na chwilę do Niemiec, Francji, Hiszpanii. Tam, gdzie płomień jest najjaśniejszy, są i bogowie. Kilka stuleci spędzili w Anglii. Wystarczy spojrzeć na architekturę. Ludzie nie zapomnieli o bogach. Wszędzie, gdzie rządzili przez ostatnie trzy tysiące lat, można ich zobaczyć na obrazach, rzeźbach, ważnych budynkach.

Mężczyzna znów przeniósł swój wzrok na chłopaka obok. Ja również to zrobiłam.

- Tak, Percy, teraz są oni w Twoich Stanach Zjednoczonych. Spójrz na posąg Prometeusza przed Rockefeller Center, na greckiej fasady budynków rządowych w Waszyngtonie. Spróbuj znaleźć jedno amerykańskie miasto, w którym bogowie olimpijscy nie znajdują się na ważnym miejscu. Czy Ci się to podoba, czy nie - a wierz mi, wielu ludziom Rzym też się nie podobał - Ameryka jest teraz sercem tego płomienia. Wielką potęgą Zachodu. Olimp zatem przeniósł się tutaj. My też jesteśmy tutaj.

- Kim pan jest, Chejronie? - zapytał Percy mężczyznę na wózku. - Kim jesteś ty, Angel? - spytał mnie, przenosząc na mnie swoje spojrzenie. - Kim... Kim ja jestem?

Chejron się uśmiechnął. Poruszył się tak, jakby zamierzał wstać ze swojego wózka. Tak dawno nie widziałam go w jego prawdziwej formie... Udawał sparaliżowanego od pasa w dół.

- Kim jesteśmy? - powtórzył w zamyśleniu. - Cóż, wszyscy pragniemy poznać odpowiedź na to pytanie, nieprawdaż? Ale póki co musimy zająć się Twoim mieszkaniem w domku numer jedenaście. Musisz poznać nowych kolegów. I będziesz miał dużo nauki. A poza tym dziś na ognisku będą pieczone kiełbaski, a ja je po prostu uwielbiam.

Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc ostatnią część wypowiedzi mężczyzny, który wypowiadając te słowa, zaczął się podnosić z wózka. W dość dziwaczny sposób. Pled spadł z jego kolan, choć nogi się nie poruszyły. Za to jego tors zaczął się wydłużać ponad talią.

Śmiało można było dostrzec, że jest wyraźnie wyższy od zwykłego człowieka. Z początku można pomyśleć, że miał na sobie duży biały frotowy szlafrok, ale to wcale nie było ubraniem.

Tors zwierzęcia, którego mięśnie i ścięgna rysowały się pod skórą pokrytą szorstką sierścią. A wózek wcale nie był inwalidzki. Przypominał raczej kontener, ogromną skrzynię na kółkach, i musiał być magiczny, ponieważ nijak nie miał prawa pomieścić całego ciała Chejrona. Pojawiła się długa noga z guzowatym kolanem i wielkim błyszczącym kopytem. Potem druga noga, a następnie tylne części ciała i w końcu skrzynia była pusta. Metalowa skorupa z przyczepionymi sztucznymi ludzkimi nogami.

Percy gapił się na konia, który wyskoczył z wózka. Na wielkiego białego ogiera. Tam jednak, gdzie powinna być jego szyja, znajdowało się ciało, przechodząc gładko w koński tors.

Patrzył również na mnie, jakby nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Szukał u mnie wsparcia, ale ja zamiast tego uśmiechałam się tylko, widząc Chejrona w całej okazałości. Nie widziałam go od dawna i miło było patrzeć, że znów jest centaurem, a nie sparaliżowanym nauczycielem łaciny z Yancy Academy.

- Co za ulga. - powiedział centaur, patrząc na naszą dwójkę. Uśmiechnęłam się szeroko w jego kierunku, co natychmiast odwzajemnił. - Siedziałem tam wciśnięty tak długo, że moje pęciny całkiem zdrętwiały. Chodź, Percy Jacksonie, zapoznasz się z kolegami. Ale najpierw przedstawię Ci pewną osobę. - centaur spojrzał na mnie, a ja od razu wiedziałam, o co mu chodzi. - Stoi ona koło Ciebie i uśmiecha się. - dodał.

- Witam jeszcze raz, Percy Jacksonie. Jestem Angel Rossi i mieszkam w Obozie Herosów od dobrych kilku lat. - przedstawiłam się po raz kolejny tego dnia i do tej samej osoby. - Gdybyś potrzebował rady starszej koleżanki to pewnie będę gdzieś w obozie. Annabeth się Tobą zajmie, ale zawsze możesz zwrócić się do mnie po pomoc.

Angel - córka bogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz