rozdział 14

307 12 0
                                    

Z racji tego, że nie zamierzałam brać za dużo rzeczy pakowanie nie zajęło mi długo. Percy, który również znajdował się w domku, również nie pakował za dużo rzeczy. W plecakach mieliśmy tylko ubrania na zmianę oraz szczoteczki do zębów.

Magazyn obozowy pożyczył nam po sto dolarów w śmiertelnych pieniądzach i dwadzieścia złotych drachm. Były one wielkie jak medale olimpijskie i miały wyryte podobizny najróżniejszych greckich bogów po jednej stronie, a sylwetkę Empire State Building po drugiej. Chejron wyjaśnił nam, że starożytne drachmy śmiertelników byli srebrne, ale bogowie olimpijscy posługiwali się wyłącznie czystym złotem. Powiedział również, że te monety mogą się nam przydać w nieśmiertelnych transakcjach. Annabeth, Percy i ja dostaliśmy ponadto po manierce nektaru i torebce ciasteczek z ambrozji, których mieliśmy używać jedynie w poważnych sytuacjach, gdybyśmy byli ciężko ranni. Chejron przypomniał nam, że to pożywienie bogów, zdolne uleczyć niemal każdą ranę, ale dla śmiertelników zabójcze. Zbyt wielka dawka uczyniłaby naszą półkrew bardzo gorącą. Przedawkowanie wywołuje ogień w przełyku. Dosłownie.

Chase zabrała swoją magiczną bejsbolówkę Jankesów, która była prezentem od jej mamy na dwunaste urodziny, książkę o słynnych antycznych budowlach po starogrecku, żeby mieć co czytać w razie nudy, oraz długi brązowy sztylet ukryty w rękawie koszuli.

Grover założył sztuczne stopy i dżinsy, udając człowieka, a na dodatek miał jeszcze zieloną rastafariańską czapeczkę, bo kiedy padało, jego kręcone włosy prostowały się i widać było same koniuszki różków. Pomarańczowy plecak wypchał kawałkami metalu i jabłkami do pogryzania. W kieszeni miał drewniane piszczałki, które wyrzeźbił dla niego kozłonogi ojciec. Niestety Grover znał tylko dwie melodie: XII koncert fortepianowy Mozarta i "Oops!... I did it again" Britney Spears. Obie na piszczałkach brzmiały okropnie. I przekonałam się o tym już jakiś czas temu.

Pomachaliśmy na pożegnanie pozostałym obozowiczom, obrzuciliśmy ostatnim spojrzeniem pola truskawek, ocean i Wielki Dom, po czym powędrowaliśmy na Wzgórze Herosów ku wielkiej sośnie, która była niegdyś Thalią, córką Zeusa.

Chejron czekał na nas w swoim wózku inwalidzkim. Koło niego stał szef ochrony obozu. Miał on oczy na całym ciele, więc nie dało się go zaskoczyć. Dziś jednak miał na sobie uniform szofera, więc widać było tylko te dodatkowe zerkacze na dłoniach, twarzy i szyi. Ale nawet dzięki ubraniom był nieco straszny, odrażający.

- To jest Argus. - powiedział Chejron, gdy zatrzymaliśmy się koło niego. - Zawiezie was do miasta, i, hmmm, będzie miał na wszystko oko.

Chwilę później usłyszałam czyjeś kroki nieopodal nas. Kiedy odwróciłam się w odpowiednią stronę, dostrzegłam Luke'a, który biegł na wzgórze, niosąc parę tenisówek. 

- Hej! - zawołał zdyszany, podbiegając do nas. - Dobrze, że was złapałem.

Annabeth zarumieniła się, jak zawsze, kiedy Luke był w pobliżu. Zastanawiałam się, dlaczego akurat tak reaguje na jego obecność.

- Chciałem życzyć wam powodzenia. - Castellan zwrócił się do Percy'ego. - A poza tym pomyślałem... No, że przyda Ci się coś takiego.

Podał mu tenisówki, które wyglądały dość zwyczajnie. Tylko wyglądały...

- Maja! - powiedział Luke, a przy piętach tenisówek wyrosły białe ptasie skrzydła.

Dwunastolatek przestraszył się do tego stopnia, że wypuścił buty z ręki. Tenisówki podskakiwały po trawie przez chwilę, ale w końcu złożyły i schowały skrzydła.

- Boskie! - zawołał Grover.

Luke uśmiechnął się. Na mojej twarzy również zagościł delikatny uśmiech.

- Prezent od taty. Bardzo mi się przydały na mojej misji. Ale ostatnio nie miałem wiele okazji, żeby ich używać... - twarz mu spochmurniała.

Kiedy ukradkiem spojrzałam na Jacksona, zauważyłam, że zarumienił się zupełnie jak Annabeth.

Zaśmiałam się w duchu. 

- Ej. - powiedział brunet. - Dzięki, chłopie.

- Słuchaj, Percy... - Luke wyglądał na zakłopotanego. - Wiążemy z Tobą wielkie nadzieje. Więc wiesz... Zabij w moim imieniu kilka potworów, okey?

Jackson i Castellan uścisnęli swoje dłonie. Luke poklepał Grovera po głowie między różkami i przytulił na pożegnanie Annabeth. Dziewczyna wyglądała, jakby miała za chwilę zemdleć.

Zanim Luke podszedł do mnie, usłyszałam jeszcze, jak Percy nachyla się nad Annabeth i coś jej mówi.

- Bo się udusisz.

- Odczep się.

Blondyn podszedł do mnie z tym swoim uśmieszkiem i przyglądał mi się przez chwilę. Milczałam, dopóki ta cisza nie zaczęła mi przeszkadzać. Z innymi pożegnał się zadziwiająco szybko, a ze mną? No cóż, jeszcze się nie pożegnał.

- Więc?

Nie uzyskałam jednak odpowiedzi. Byłam totalnie zszokowana, gdy usta chłopaka zetknęły się z moimi. Jego ciepłe ręce znalazły się na moich policzkach, co sprawiło, że po moim kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz. Nie byłam w stanie zrozumieć, dlaczego Luke mnie pocałował. Byłam tylko zwykłą trzynastolatką, która posiadała potężną moc. On był tylko synem Hermesa i w dodatku o wiele starszym ode mnie - przynajmniej z wyglądu.

Kiedy nastolatek odsunął się ode mnie, śmiało mogłam dostrzec szeroki uśmiech na jego twarzy. Czułam, że moje policzki płoną rumieńcem i nie potrafiłam tego powstrzymać. Patrzyłam na niego, wciąż lekko oszołomiona i zszokowana.

- Uważaj na siebie na tej misji. Masz wrócić cała. - powiedział cicho Luke.

Pokiwałam tylko głową.

- Ja zawsze na siebie uważam. - odparłam, poprawiając kucyka, którego wcześniej związałam sobie na głowie. - I jestem o wiele lepsza od Ciebie w pojedynku i szermierce, więc sądzę, że sobie jakoś poradzę z tymi potworami.

Castellan jedynie się zaśmiał i podszedł do mnie, tylko po to, by przyciągnąć mnie do swojego ciała i przytulić. Objęłam go dość niepewnie, czując bijące od niego ciepło.

Chwilę później patrzyłam już, jak chłopak odchodzi. Sama ruszyłam za Annabeth, która maszerowała na drugą stronę wzgórza, gdzie na poboczu czekała biała terenówka. Argus ruszył za nią, pobrzękując kluczykami. Szybko dogoniłam dziewczynę.

- Nie wiedziałam, że jesteście ze sobą tak blisko. - powiedziała, nawet na mnie nie patrząc. Czułam w jej głosie pewną zazdrość.

- Nie jesteśmy. - mruknęłam pod nosem, jednak tak, żeby Annabeth mnie usłyszała.

Jasnowłosa już się nie odezwała, jedynie przyspieszyła nieco kroku, jakby nie chcąc już więcej ze mną gadać. Zdziwiłam się, choć nie skomentowałam jej zachowania. Sama szybkim krokiem podeszłam do terenówki, a tuż po mnie przyszedł Argus.

~*~

Kiedy Percy doszedł do nas, ostatni raz spojrzał za siebie. Mój wzrok również polecił tam, gdzie jego.

Pod sosną, która niegdyś była Thalią, córką Zeusa, stał teraz Chejron w swojej pełnej końskiej postaci, trzymając w górze łuk, jakby nam salutował. Najzwyklejsze pod słońcem pożegnanie wyjeżdżających obozowiczów przez najzwyklejszego pod słońcem centaura.

- Wsiadaj, Percy. Czas zacząć tą misję. - powiedziałam do chłopaka, który przytaknął mi skinieniem głowy i zaczął wsiadać do auta.

Obrzuciłam ostatnim spojrzeniem Obóz Herosów i z delikatnym uśmiechem wsiadłam do pojazdu.

Czas zacząć tą misję.

Angel - córka bogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz