rozdział 5

505 17 2
                                    

Minęliśmy boisko do siatkówki. Kilku obozowiczów trąciło się na nasz widok łokciami. Jeden wskazał na niesiony przez Percy'ego róg Minotaura. Inny powiedział "To on". Uczestnicy byli w większości starsi od chłopaka, ale też ode mnie. Towarzyszący im satyrowie byli więksi od Grovera i wszyscy biegali w pomarańczowych koszulkach z napisem OBÓZ HEROSÓW i bez niczego na włochatych tyłkach.

Nie byłam ubrana, jak oni. Owszem, miałam koszulkę z napisem OBÓZ HEROSÓW, ale nie była ona pomarańczowa, tylko niebieska. Kochałam ten kolor i nie zamierzałam nosić ubrań z innym kolorem, chyba że musiałam. Większość moich ubrań i tak była w odcieniach niebieskiego, ale także zielonego, szarego, bądź czarnego.

- Co jest tam na górze? - spytał Chejrona chłopak.

Centaur powędrował wzrokiem we wskazanym kierunku i uśmiech na jego twarzy przygasł.

Również spojrzałam tam, gdzie oni.

- Strych. - odpowiedział beznamiętnie.

- Ktoś tam był. - oznajmił Percy.

- Nie. - Chejron odpowiedział tonem kończącym rozmowę. - Nie na tam żywej duszy.

Żywej duszy może nie, ale coś tam napewno było. I to nie byle co, bo Wyrocznia delficka. Nie miałam jednak okazji, by ją zobaczyć.

- Chodź, Percy. - powiedział Chejron, a jego beztroski ton zdawał się nieco wymuszony. - Mamy mnóstwo do zobaczenia.

~*~

Ruszyliśmy przez pola truskawek, gdzie dzieciaki zbierały owoce do koszyków, a satyr przygrywał na piszczałce. Chejron opowiadał Percy'emu, że obóz sprzedaje truskawki do nowojorskich restauracji i na górę Olimp.

- Pokrywa to nasze wydatki. - wyjaśnił. - A truskawki uprawia się niemal bez wysiłku.

Dodał także, że pan D. wywiera szczególny wpływ na rośliny owocujące: zupełnie szaleją, gdy tylko jest w pobliżu. Najlepiej to działa na winorośl, ale ponieważ ma zakaz jej uprawy, przerzuciliśmy się na truskawki.

Spojrzałam na grającego na piszczałce satyra. Jego melodia sprawiała, że szkodniki wynosiły się z grządek w pośpiechu, jak ludzie z płonących domów.

Na myśl od razu przyszedł mi Grover, który w końcu poszedł z panem D. do domu i nie wiadomo, czy już wyszedł. Jackson najwyraźniej też musiał o tym myśleć.

- Grover nie będzie miał poważnych kłopotów, prawda? - zapytał Chejrona. - Bo... On był dobrym opiekunem. Naprawdę.

Chejron westchnął. Zdjął tweedową marynarkę i zarzucił ją sobie na koński grzbiet jak derkę.

- Grover ma wielkie ambicje, Percy. Może i większe, niż nakazywałby rozsądek. Aby osiągnąć swój cel, musi najpierw wykazać się wielką odwagą: wypełnić obowiązki strażnika, znajdując nowego kandydata i doprowadzając go bezpiecznie na Wzgórze Herosów.

- Przecież on to zrobił!

- Mógłbym się z Tobą zgodzić. - powiedział centaur. - Ale nie do mnie należy osąd. Decyzję podejmą Dionizos i Rada Starszych Kopytnych. Obawiam się, że oni mogą nie uznać tej misji za udaną. Grover zgubił Cię przecież w Nowym Jorku. A potem to nieszczęście... Los, który spotkał Twoją matkę. Na dodatek Grover był nieprzytomny, kiedy przeciągnąłeś go na teren obozu. Rada może mieć wątpliwości, czy to stanowi jakiś dowód jego odwagi.

- On dostanie drugą szansę, prawda?

Chejron skrzywił się nieznacznie. Mi także nie było do uśmiechu. Znałam sytuację Grovera i najlepiej nie było.

Angel - córka bogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz