- Angel?
Odwróciłam się gwałtownie na dźwięk swojego imienia.
- No? - spytałam, patrząc na stojącego zaledwie dwa metry dalej Luke'a. - Coś się stało?
Chłopak podszedł do mnie bardzo blisko i nachylił się w moim kierunku - a bardziej w stronę mojego ucha. Jego ciepły oddech mnie łaskotał.
- Idziemy z Percy'm do lasu. - wyszeptał. - Bądź tu, gdy wrócimy.
Przełknęłam ślinę, gdy się odsunął. Uśmiechał się szeroko, a ja mu jedynie kiwnęłam głową na znak zgody. Nie potrafiłam odpowiedzieć.
Chwilę później obaj ruszyli do lasu, zostawiając mnie samą. Od razu wróciłam do trenowania - czyli kiereszowania manekinów.
~*~
Odcięłam właśnie kolejną głowę kolejnego manekina. Niby się nie ruszały, a i tak byłam zmęczona. Oddychałam ciężko, wycierając pot z czoła.
Niespodziewanie jednak ktoś złapał mnie w talii. Natychmiast wyrwałam się z uścisku nieznajomego i przyłożyłam mu miecz do szyi. Szybko ogarnęłam, kto tak naprawdę tam ze mną był.
- Oszalałeś? Mogłam ci coś zrobić.
Zabrałam miecz od jego ciała i spojrzałam na niego. Był sam, co bardzo mnie zaniepokoiło.
- Gdzie Percy?
Wzruszył ramionami.
- Ucieknijmy stąd. - powiedział nagle.
Tak bardzo mnie to zdziwiło, że wycofałam się o krok.
- Że co? O czym ty mówisz?
- Ucieknijmy. - powtórzył, stawiając w moją stronę krok. - Mieszkam na tym Wzgórzu bez przerwy odkąd skończyłem czternaście lat. Mam już dość.
- Ale to nasz dom. Ja nie mogę...
Ale on mnie nie słuchał, albo udawał, że nie słucha.
- Znajdziemy sobie nowy. Będziemy żyć normalnie, bez tego wszystkiego.
Luke zawsze był przystojny, ale teraz... Teraz wyglądał na bardzo zmęczonego i bardzo zagniewanego. Nie poznawałam go. Jego jasne włosy jakby poszarzały w świetle słonecznym. Blizna na twarzy była jakaś głębsza niż zwykle.
- Ja nigdy nie byłam normalna i nigdy nie będę. Nie zmienisz tego, nawet gdybyś tego bardzo chciał. Nie można przestać być herosem, bo tak nam się podoba. - powiedziałam spokojnie, gdy przybliżył się do mnie jeszcze o kawałek. - Gdzie jest Percy? - spytałam ponownie.
- W lesie. - odparł od razu, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Z moim małym przyjacielem. - dodał z uśmiechem. Ale to nie był normalny uśmiech, ten był jakiś... Szatański.
- Z jakim przyjacielem? O czym ty mówisz? Co ty mu zrobiłeś?
- Ja? Nic. Ale ten skorpion...
Zamilkł niemal od razu, gdy zdał sobie sprawę, co właśnie powiedział.
Cofnęłam się, kręcąc głową. W końcu wszystko zaczęło układać mi się w całość.
- Czy ty mówisz o tym skorpionie, o którym myślę? - spytałam dla upewnienia. Serce zaczęło walić mi w piersi.
- Tak, Angel. Skorpion z otchłani. Potrafi skakać na pięć metrów. Jego kolec jadowy może przebić się przez ubranie. Osoba ukąszona może umrzeć w przeciągu minuty.
- Percy uważał cię za przyjaciela, a ty tak mu się odwdzięczasz? Jesteś potworem! - krzyknęłam.
Niemal od razu poczułam jego dłoń na swoich ustach.
- Tylko piśniesz komuś, że to zrobiłem...
Odsunął się ode mnie, mimo że wciąż znajdował się zaledwie centymetry od mojego ciała.
- Bo co mi zrobisz? Zabijesz tak, jak Percy'ego?
Nie odpowiedział. A zamiast tego złapał moje policzki w swoje dłonie i pocałował. Podobnie, jak wtedy, gdy wyjeżdżaliśmy na misję. Jednak ten pocałunek był bardziej agresywny.
- Chodź ze mną. A obiecuję, że nie pożałujesz. Pomożesz mi?
Nie wahałam się. Wolałabym umrzeć, niż mu pomóc. A bardziej pomóc Kronosowi, dla którego musiał robić te wszystkie rzeczy.
Dałam mu z liścia.
- Nigdy ci nie pomogę, rozumiesz? Dla mnie jesteś już martwy. - warknęłam wprost w jego twarz.
Patrzył na mnie przez chwilę, aż nagle złapał mnie za rękę, chcąc gdzieś zaciągnąć. Próbowałam się wyrwać, ale był zdecydowanie za silny.
- Pomocy! Pomocy!!! Pomóżcie mi! - zaczęłam wrzeszczeć.
Zatrzymaliśmy się, a Luke spojrzał na mnie z niezrozumieniem.
- Nie chcę być niemiły, ale przymknij się.
Nie zamierzałam być cicho.
- Pomocy!
Uśmiechnęłam się wrednie, znów zaczynając wrzeszczeć.
W końcu w naszym kierunku zaczęło zbierać się kilku obozowiczów. Castellan zrobił się nagle blady. Spojrzał na mnie, później na resztę i uciekł do lasu. Patrzyłam jeszcze za nim przez chwilę, próbując zrozumieć, dlaczego robił to wszystko. Wiedziałam, że był zły na bogów, ale żeby im tak szkodzić? I omal nie doprowadzić do wojny?
Te myśli szybko poszły w niepamięć, gdy uświadomiłam sobie, że gdzieś tam w lesie znajdował się mój brat, najpewniej umierający od ukąszenia tego przeklętego skorpiona.
Nie miałam czasu na szukanie go. Musiałam powiadomić o wszystkim Chejrona On wie, co trzeba robić.
Czym prędzej ruszyłam do Wielkiego Domu, gdzie miałam nadzieję, że go znajdę. Inaczej znów będę jedynaczką i stracę swoją jedyną rodzinę. A bardzo tego nie chciałam.
~*~
Dwie nimfy pojawiły się wraz z chłopakiem na polanie, podczas gdy ja próbowałam - gdyż wciąż byłam roztrzęsiona - wytłumaczyć Chejronowi, co zaszło. Gdzieś nieopodal jeden z grupowych wołał o pomoc. Chejron widząc to, zadął w konchę. A ja myślałam, że zaraz padnę, widząc, w jakim stanie był mój brat.
- Zabierzcie go do Wielkiego Domu! Już! - krzyknęłam, podbiegając do nich czym prędzej.
Kicnęłam przy nieprzytomnym chłopaku i zaczęłam go lekko klepać po policzkach. W oczach zebrały mi się łzy, bo nie wiedziałam, co robić.
- Obudź się, Percy. Proszę. Nie zostawiaj mnie tu samej. Nie chcę znów być sama. - szeptałam, odgarniając jego włosy z twarzy.
- Angel, odsuń się. Daj nam działać.
Nie odsunęłam się mimo poleceń chłopaka za mną. Dopiero, gdy dołączył do nas Chejron - i kazał mi odejść - zrobiłam to.
Patrzyłam, jak zabierają nieprzytomnego syna Posejdona do Wielkiego Domu. Nie potrafiłam ruszyć się z miejsca. Upadłabym na ziemię, gdyby nie Matt, który zdążył w porę mnie złapać. Objął mnie mocno, przytulając do swojej piersi. A ja zaczęłam płakać w jego koszulkę.
- Wszystko będzie dobrze. Wyjdzie z tego. - mówił, ale ja nawet się nie odezwałam.
Miałam nadzieję, że Percy z tego wyjdzie, ale jak duże były na to szanse?
CZYTASZ
Angel - córka boga
FanficAngel była nazywana aniołem, choć tak naprawdę była tylko heroską. Dzieckiem od Wielkiej Trójki. Mimo tego znało ją zadziwiająco mało osób. Do czasu misji Percy'ego Jacksona, który okazał się jej bratem. Przestała być jedynaczką. Zaczęła rozmawiać...