rozdział 24

196 9 1
                                    

Kilka minut później siedzieliśmy przy metalowym stoliku w barze. Wokół nas rodziny rozkładały się z burgerami, popijając je colą i sokami.

W końcu podeszła do nas kelnerka, unosząc z powątpiewaniem brew.

- Słucham.

- Ekhem, chcielibyśmy zamówić obiad. - powiedział Percy.

- A macie czym zapłacić, dzieci?

Warga Grovera zadrżała. Zaczęłam się bać, że zaczni beczeć albo, co gorsza, gryźć linoleum. Annabeth wyglądała, jakby za chwilę miała zemdleć z głodu. Percy także nie wyglądał najlepiej.

Milczeliśmy przez chwilę, kiedy budynkiem wstrząsnął grzmot: na krawężniku zatrzymał się motocykl wielkości małego słonia.

Rozmowy w barze ucichły. Przednie światło motocykla było czerwone. Na baku miał wymalowane płomienie, a po obu stronach zwieszały się pokrowce na sztucery - ze sztucerami w środku. Siedzenie było skórzane - ta skóra przypominała... No, białą ludzką skórę.

Właściciel maszyny wyglądał tak, że Rambo na jego widok uciekłby z płaczem do mamusi. Miał na sobie czerwoną obcisłą koszulkę, czarne dżinsy z myśliwskim nożem u pasa oraz czarny skórzany płaszcz. Nosił poza tym okulary słoneczne w czerwonych oprawkach, a jego twarz była najokrutniejszym, najdzikszym obliczeń, jakie w życiu widziałam. Był przystojny, ale w dość przeraźliwy sposób: czarne włosy obcięte na rekruta, a na policzkach blizny po niezliczonych bójkach. Od razu rozpoznałam, kto to jest.

Kiedy wszedł do baru, przez wnętrze przeleciał gorący, suchy powiew. Wszyscy klienci wstali jak zahipnotyzowani, ale motocyklista machnął tylko ręką lekceważąco i ludzie usiedli, pogrążając się z powrotem w swoich rozmowach. Kelnerka zamrugała oczami, jakby ktoś właśnie przewinął taśmę w jej mózgu.

- A macie czym zapłacić, dzieci? - spytała ponownie.

- Ja płacę. - odpowiedział motocyklista.

Choć było tu dla niego za ciasno, przysiadł się do naszego stolika, niemal wtłaczając Annabeth w okno.

Następnie podniósł wzrok na kelnerkę, która gapiła się na niego.

- Jeszcze tu jesteś?

Strzelił w jej kierunku palcami i dziewczyna zesztywniała, po czym obróciła się, jakby ktoś pociągnął za sznurek, i odmaszerowała w kierunku kuchni.

Motocyklista wbił wzrok we mnie i w Percy'ego, koło którego siedziałam. Przez czerwone okulary nie sposób było dostrzec jego oczu, ale zaczynały właśnie wzbierać się we mnie paskudne uczucia. Gniew, uraza, gorycz. Mimo tego, nie czułam się jakoś dziwnie. Spotkałam go już raz i wtedy naprawdę miałam ochotę coś rozwalić.

Uśmiechnął się do nas szelmowsko.

- To ty jesteś dzieckiem starego Wodorosta, co?

To pytanie ewidentnie było skierowane do Percy'ego.

- A co cię to obchodzi?

Annabeth spojrzała na chłopaka ostrzegawczo. Domyśliłam się, że ona i Grover pewnie też wiedzą, kto z nami siedzi.

- Percy, to jest...

Motocyklista uniósł rękę.

- Jest okey. - powiedział. - Nie przeszkadza mi buntownicza postawa. Dopóki pamiętasz, kto tu rządzi. Wiesz, kim jestem, kuzynku?

- Jesteś ojcem Clarisse. - powiedział mój brat. - Aresem, bogiem wojny.

Ares rozpromienił się i ściągnął okulary. W miejscu, gdzie powinny być oczy, był tylko ogień: oczodoły, w których płonęły miniaturowe eksplozje nuklearne.

Angel - córka bogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz