rozdział 45

161 10 0
                                    

Dzięki Matt'owi - który został razem ze mną na cały rok - nie nudziłam się aż tak bardzo pod nieobecność większości obozowiczów. Spotykaliśmy się niemal codziennie, czy to trenując, czy po prostu rozmawiając.

Aktualnie znajdowaliśmy się nieopodal lasu, gdzie strzelaliśmy z łuku. Znaczy, Matt uczył mnie lepiej strzelać. On był w tym zdecydowanie lepszy niż ja.

Blondyn ustawił się w odpowiedniej pozycji i wypuścił strzałę, która trafiła idealnie w sam środek tarczy. Uśmiechnął się szeroko, po czym odwrócił w moją stronę.

- Noo... Teraz ty.

Ustawiłam się tam, gdzie on chwilę przed, trzymając w dłoni odpowiedni sprzęt.

- Dobra. Plecy ułożone masz dobrze. - stwierdził, przyglądając się mi. - Teraz naciągnij cięciwę.

Chwyciłam cięciwę i naciągnęłam ją, inicjując ruch mięśniami pleców, a nie ramienia.

Matt podszedł do mnie od tyłu i podniósł nieco moje ramię w górę, by było na równi ze strzałą. Posłał mi uśmiech, który od razu odwzajemniłam.

- Przyciągnij cięciwę, aż palcem wskazującym dotkniesz brody, a sama cięciwa dotknie twojego nosa i ust.

Natychmiast wykonałam jego polecenie.

- Skup się na środku tarczy.

Wskazał palcem na ów przedmiot przed nami. Skupiłam wzrok na tarczy, chcąc by wszystko poszło zgodnie z planem.

- A teraz... - zaczął ponownie, stojąc dosłownie za mną. Czułam jego oddech na skórze, jego klatka piersiowa dotykała moich pleców. - Rozluźnij palce i puść strzałę. - dodał szeptem.

Wypuściłam ją, a później patrzyłam, jak styka się z tarczą. Może nie na samym środku, ale przynajmniej trafiłam.

- Doskonale. - skomentował Matt, gdy odwróciłam się do niego z szerokim uśmiechem.

- Wszystko dzięki tobie.

Blondyn posłał mi najbardziej uroczy uśmiech, jaki w życiu widziałam, na co zaśmiałam się cicho. Rzuciłam mu się wręcz na szyję, ściskając mocno. Zaśmiał się z mojej reakcji, ale objął mnie równie mocno.

- Och, no wiesz, jestem cudowny. Wiem.

- Cóż za skromność.

Oboje odwróciliśmy się gwałtownie do tyłu, gdzie stał Chejron. Jego ręce spoczywały na... Po prostu jak u ludzi, na biodrach. Ale w jego wykonaniu wyglądało to nieco inaczej.

- Dzień dobry, proszę pana. - przywitaliśmy się równocześnie.

- Dobry, dobry. - odparł z uśmiechem centaur. - Angel, moglibyśmy porozmawiać? Na osobności?

Spojrzałam na Matta, który kiwnął mi głową, żebym szła i że nie ma z tym żadnego problemu.

- Możemy.

Odeszłam wraz z Chejronem od chłopaka, który zaczął wyciągać strzały z tarczy. Szliśmy przed siebie przez pusty plac, w stronę zatoki.

- O czym chciał pan ze mną porozmawiać, Chejronie?

Nie odpowiedział od razu. Nawet na mnie nie spojrzał. Wyraz jego twarzy był łagodny.

- Zauważyłem, że coraz częściej wychodzisz z domku do ludzi. Bardzo mnie to cieszy.

Teraz to ja się nie odezwałam. Spuściłam głowę, uśmiechając się pod nosem. Miał rację.

- Tego lata poznałam naprawdę miłych ludzi, którzy zaakceptowali mnie taką, jaką jestem. Percy w końcu jest moim bratem, a lepiej jest mieć sprzymierzeńca w rodzeństwie, niż wroga. Grover był pierwszym, którego spotkałam, zawsze był dla mnie miły, mimo że w pewnym momencie nie spędzaliśmy ze sobą już tyle czasu. Annabeth, Percy i ja zawarliśmy pokój, mimo że nasi rodzice rywalizują ze sobą.

Szliśmy dalej.

Wzięłam głęboki oddech.

- Luke to dla mnie już przeszłość. Nie chcę mieć z nim już nic do czynienia.

Chejron nie odezwał się, ale spojrzał na mnie, jakby wiedział więcej, niż sobie myślałam.

- A Matt? - zaśmiałam się cicho. - W sumie sama nie wiem, dlaczego się ze mną zadaje. Wpadliśmy na siebie przez przypadek trzy miesiące temu. A później to on zaczął rozmowę i tak jakoś... - wzruszyłam ramionami, przypominając sobie tamtą sytuację. - Widział pan, że dogadujemy się świetnie, mimo odmiennych charakterów. Śmiało mogę go nazwać przyjacielem.

- I w dodatku uczy cię strzelania z łuku. - dodał centaur z uśmiechem.

- Pan mnie przecież tego nauczył. - powiedziałam, spoglądając na niego. - Ale szermierka zawsze była moją mocniejszą stroną. Teraz po prostu powtarzam sobie, jak się strzela. I muszę przyznać, że to wcale nie jest takie trudne, jak może się wydawać. Tak, to prawda, potrzeba dużo, by dojść do perfekcji, ale kilka lekcji i będzie dobrze.

- Lepiej bym tego nie ujął.

Przeniosłam swój wzrok na Chejrona, który uśmiechnął się do mnie szerzej. Był dla mnie jak dobry wujek, odkąd tylko zjawiłam się w obozie.

- No dobrze. Nie będę cię dłużej zatrzymywał. Przerwałem wam przecież lekcję. Wracaj do Matta, czeka tam na ciebie.

Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się za siebie, dostrzegając chłopaka, który wciąż strzelał z łuku do celu. Mimowolnie na moją twarz wpłynął uśmiech.

Gdy odwróciłam się z powrotem do Chejrona... Jego już nie było.

A bardziej nie było go koło mnie, bo był już daleko przede mną.

Pokręciłam głową z uśmiechem i ruszyłam w drogę powrotną do czekającego na mnie syna Apollina.

~*~

Siedziałam na pomoście, z nogami zanurzonymi w wodzie. Koło mnie siedział Matt w podobnej pozycji. Opierałam swoją głowę na jego ramieniu, na co oczywiście mi pozwolił.

- W ogóle, Matt, zastanawiałam się ostatnio... Znamy się już trochę, a tak naprawdę nic szczególnego o tobie nie wiem.

- Tak samo ja o tobie. - odparł. - Co powiesz na grę w pytania? Ty pytasz mnie o coś, później ja ciebie...

- Dobra. To ja pierwsza, okey?

Nie usłyszałam żadnego sprzeciwu, więc zastanowiłam się przez chwilę nad pytaniem.

- Wiem, jak masz na imię, ale nie znam twojego nazwiska. Zdradź mi je.

- Matthew Taylor się kłania. - zaśmiał się, rzeczywiście nieco się kłaniając. - Teraz moja kolej. To samo pytanie.

- Myślałam, że wiesz. - powiedziałam zdziwiona. - Angel Rossi się nazywam. Twój boski rodzic?

- Apollo. A twój?

- Posejdon. - odpowiedziałam od razu. - Czyli nasi ojcowie to bogowie. - pokiwałam głową sama do siebie. - A twoja mama? Jak się nazywa?

- Helen. Jest menadżerką sklepu odzieżowego.

- Wow. No to nie jest źle. - poprawiłam nieco swoje usadowienie. - Moja ma na imię Agnes. I nie pracuje. Chyba że ja o czymś nie wiem i robi coś w Podziemiu, ale w to wątpię.

- Twoja mama jest w Królestwie Pana Umarłych? - zdziwił się, patrząc na mnie dużymi oczami.

Westchnęłam.

- Zmarła, gdy miałam siedem lat. Od tamtego czasu jestem sama, a Obóz Herosów jest moim domem od pięciu lat.

- To ile ty masz lat?

- A na ile ci wyglądam? - odparłam pytaniem na pytanie.

- Nie możesz być starsza ode mnie. - stwierdził, kiwając głową.

- To cię zdziwię, Matt. Mam siedemdziesiąt trzy lata.

- Ale przecież...

Jego wzrok zdradzał mi naprawdę wiele.

- Tak, wiem. Wyglądam na trzynastolatkę. To naprawdę długa historia.

- Mamy czas. - oznajmił.

Uśmiechnęłam się.

Co mi szkodzi, by mu opowiedzieć?

Angel - córka bogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz