Dzięki Matt'owi - który został razem ze mną na cały rok - nie nudziłam się aż tak bardzo pod nieobecność większości obozowiczów. Spotykaliśmy się niemal codziennie, czy to trenując, czy po prostu rozmawiając.
Aktualnie znajdowaliśmy się nieopodal lasu, gdzie strzelaliśmy z łuku. Znaczy, Matt uczył mnie lepiej strzelać. On był w tym zdecydowanie lepszy niż ja.
Blondyn ustawił się w odpowiedniej pozycji i wypuścił strzałę, która trafiła idealnie w sam środek tarczy. Uśmiechnął się szeroko, po czym odwrócił w moją stronę.
- Noo... Teraz ty.
Ustawiłam się tam, gdzie on chwilę przed, trzymając w dłoni odpowiedni sprzęt.
- Dobra. Plecy ułożone masz dobrze. - stwierdził, przyglądając się mi. - Teraz naciągnij cięciwę.
Chwyciłam cięciwę i naciągnęłam ją, inicjując ruch mięśniami pleców, a nie ramienia.
Matt podszedł do mnie od tyłu i podniósł nieco moje ramię w górę, by było na równi ze strzałą. Posłał mi uśmiech, który od razu odwzajemniłam.
- Przyciągnij cięciwę, aż palcem wskazującym dotkniesz brody, a sama cięciwa dotknie twojego nosa i ust.
Natychmiast wykonałam jego polecenie.
- Skup się na środku tarczy.
Wskazał palcem na ów przedmiot przed nami. Skupiłam wzrok na tarczy, chcąc by wszystko poszło zgodnie z planem.
- A teraz... - zaczął ponownie, stojąc dosłownie za mną. Czułam jego oddech na skórze, jego klatka piersiowa dotykała moich pleców. - Rozluźnij palce i puść strzałę. - dodał szeptem.
Wypuściłam ją, a później patrzyłam, jak styka się z tarczą. Może nie na samym środku, ale przynajmniej trafiłam.
- Doskonale. - skomentował Matt, gdy odwróciłam się do niego z szerokim uśmiechem.
- Wszystko dzięki tobie.
Blondyn posłał mi najbardziej uroczy uśmiech, jaki w życiu widziałam, na co zaśmiałam się cicho. Rzuciłam mu się wręcz na szyję, ściskając mocno. Zaśmiał się z mojej reakcji, ale objął mnie równie mocno.
- Och, no wiesz, jestem cudowny. Wiem.
- Cóż za skromność.
Oboje odwróciliśmy się gwałtownie do tyłu, gdzie stał Chejron. Jego ręce spoczywały na... Po prostu jak u ludzi, na biodrach. Ale w jego wykonaniu wyglądało to nieco inaczej.
- Dzień dobry, proszę pana. - przywitaliśmy się równocześnie.
- Dobry, dobry. - odparł z uśmiechem centaur. - Angel, moglibyśmy porozmawiać? Na osobności?
Spojrzałam na Matta, który kiwnął mi głową, żebym szła i że nie ma z tym żadnego problemu.
- Możemy.
Odeszłam wraz z Chejronem od chłopaka, który zaczął wyciągać strzały z tarczy. Szliśmy przed siebie przez pusty plac, w stronę zatoki.
- O czym chciał pan ze mną porozmawiać, Chejronie?
Nie odpowiedział od razu. Nawet na mnie nie spojrzał. Wyraz jego twarzy był łagodny.
- Zauważyłem, że coraz częściej wychodzisz z domku do ludzi. Bardzo mnie to cieszy.
Teraz to ja się nie odezwałam. Spuściłam głowę, uśmiechając się pod nosem. Miał rację.
- Tego lata poznałam naprawdę miłych ludzi, którzy zaakceptowali mnie taką, jaką jestem. Percy w końcu jest moim bratem, a lepiej jest mieć sprzymierzeńca w rodzeństwie, niż wroga. Grover był pierwszym, którego spotkałam, zawsze był dla mnie miły, mimo że w pewnym momencie nie spędzaliśmy ze sobą już tyle czasu. Annabeth, Percy i ja zawarliśmy pokój, mimo że nasi rodzice rywalizują ze sobą.
Szliśmy dalej.
Wzięłam głęboki oddech.
- Luke to dla mnie już przeszłość. Nie chcę mieć z nim już nic do czynienia.
Chejron nie odezwał się, ale spojrzał na mnie, jakby wiedział więcej, niż sobie myślałam.
- A Matt? - zaśmiałam się cicho. - W sumie sama nie wiem, dlaczego się ze mną zadaje. Wpadliśmy na siebie przez przypadek trzy miesiące temu. A później to on zaczął rozmowę i tak jakoś... - wzruszyłam ramionami, przypominając sobie tamtą sytuację. - Widział pan, że dogadujemy się świetnie, mimo odmiennych charakterów. Śmiało mogę go nazwać przyjacielem.
- I w dodatku uczy cię strzelania z łuku. - dodał centaur z uśmiechem.
- Pan mnie przecież tego nauczył. - powiedziałam, spoglądając na niego. - Ale szermierka zawsze była moją mocniejszą stroną. Teraz po prostu powtarzam sobie, jak się strzela. I muszę przyznać, że to wcale nie jest takie trudne, jak może się wydawać. Tak, to prawda, potrzeba dużo, by dojść do perfekcji, ale kilka lekcji i będzie dobrze.
- Lepiej bym tego nie ujął.
Przeniosłam swój wzrok na Chejrona, który uśmiechnął się do mnie szerzej. Był dla mnie jak dobry wujek, odkąd tylko zjawiłam się w obozie.
- No dobrze. Nie będę cię dłużej zatrzymywał. Przerwałem wam przecież lekcję. Wracaj do Matta, czeka tam na ciebie.
Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się za siebie, dostrzegając chłopaka, który wciąż strzelał z łuku do celu. Mimowolnie na moją twarz wpłynął uśmiech.
Gdy odwróciłam się z powrotem do Chejrona... Jego już nie było.
A bardziej nie było go koło mnie, bo był już daleko przede mną.
Pokręciłam głową z uśmiechem i ruszyłam w drogę powrotną do czekającego na mnie syna Apollina.
~*~
Siedziałam na pomoście, z nogami zanurzonymi w wodzie. Koło mnie siedział Matt w podobnej pozycji. Opierałam swoją głowę na jego ramieniu, na co oczywiście mi pozwolił.
- W ogóle, Matt, zastanawiałam się ostatnio... Znamy się już trochę, a tak naprawdę nic szczególnego o tobie nie wiem.
- Tak samo ja o tobie. - odparł. - Co powiesz na grę w pytania? Ty pytasz mnie o coś, później ja ciebie...
- Dobra. To ja pierwsza, okey?
Nie usłyszałam żadnego sprzeciwu, więc zastanowiłam się przez chwilę nad pytaniem.
- Wiem, jak masz na imię, ale nie znam twojego nazwiska. Zdradź mi je.
- Matthew Taylor się kłania. - zaśmiał się, rzeczywiście nieco się kłaniając. - Teraz moja kolej. To samo pytanie.
- Myślałam, że wiesz. - powiedziałam zdziwiona. - Angel Rossi się nazywam. Twój boski rodzic?
- Apollo. A twój?
- Posejdon. - odpowiedziałam od razu. - Czyli nasi ojcowie to bogowie. - pokiwałam głową sama do siebie. - A twoja mama? Jak się nazywa?
- Helen. Jest menadżerką sklepu odzieżowego.
- Wow. No to nie jest źle. - poprawiłam nieco swoje usadowienie. - Moja ma na imię Agnes. I nie pracuje. Chyba że ja o czymś nie wiem i robi coś w Podziemiu, ale w to wątpię.
- Twoja mama jest w Królestwie Pana Umarłych? - zdziwił się, patrząc na mnie dużymi oczami.
Westchnęłam.
- Zmarła, gdy miałam siedem lat. Od tamtego czasu jestem sama, a Obóz Herosów jest moim domem od pięciu lat.
- To ile ty masz lat?
- A na ile ci wyglądam? - odparłam pytaniem na pytanie.
- Nie możesz być starsza ode mnie. - stwierdził, kiwając głową.
- To cię zdziwię, Matt. Mam siedemdziesiąt trzy lata.
- Ale przecież...
Jego wzrok zdradzał mi naprawdę wiele.
- Tak, wiem. Wyglądam na trzynastolatkę. To naprawdę długa historia.
- Mamy czas. - oznajmił.
Uśmiechnęłam się.
Co mi szkodzi, by mu opowiedzieć?
CZYTASZ
Angel - córka boga
FanfictionAngel była nazywana aniołem, choć tak naprawdę była tylko heroską. Dzieckiem od Wielkiej Trójki. Mimo tego znało ją zadziwiająco mało osób. Do czasu misji Percy'ego Jacksona, który okazał się jej bratem. Przestała być jedynaczką. Zaczęła rozmawiać...