rozdział 42

167 12 0
                                    

Czwartego lipca cały obóz zgromadził się na plaży, żeby oglądać pokaż sztucznych ogni zorganizowany przez domek numer dziewięć. Dzieci Hefajstosa nie zadowoliły się jakimiś tam zwykłymi czerwono - biało - niebieskimi światełkami. Zakotwiczyli łódź niedaleko od brzegu i załadowali do niej petardy wielkie jak rakiety balistyczne. Razem z Annabeth - z którą oglądałyśmy już wcześniej ich pokazy - powiedziałyśmy Percy'emu, że wybuchy są ustawione w taki sposób, żeby stworzyć klatki filmu animowanego na niebie. W wielkim finale mieli pojawić się wysocy na trzydzieści metrów spartańscy hoplici, ożyć nad oceanem, stoczyć bitwę i rozpaść się na milion kolorów.

Kiedy we trójkę rozkładaliśmy koc piknikowy, pojawił się Grover, żeby się pożegnać. Był ubrany w swoje zwykłe dżinsy i podkoszulek oraz tenisówki, ale przez ostatnie tygodnie jakby dojrzał - do tego stopnia, że wyglądał na licealistę. Jego bródka zgęstniała. Przybrał na wadze. Różki urosły mu co najmniej o trzy centymetry, tak że teraz przez czas musiał nosić czapeczkę, jeśli chciał uchodzić za człowieka.

- Wyjeżdżam. - powiedział. - Przyszedłem, żeby... No wiecie.

Cieszyłam się razem z nim. W końcu niecodziennie jakiś satyr dostaje pozwolenie na rozpoczęcie poszukiwań wielkiego boga Pana. Pożegnanie jednak nie było łatwe.

Annabeth uścisnęła go. Powiedziała, żeby pamiętał o sztucznych stopach.

Ja również go uścisnęłam i poleciłam, by na siebie uważał.

Percy za to zapytał, dokąd uda się najpierw w swoich poszukiwaniach.

- To w zasadzie sekret. - odpowiedział z zakłopotaniem. - Bardzo chciałbym, żebyście ze mną poszli, ale wiecie, ludzie i Pan...

- Rozumiemy. - potaknęła Annabeth. - Zabrałeś dobry zapas puszek na podróż?

- Mhm.

- Nie zapomniałeś piszczałek?

- Przestań, Annabeth. - bruknął. - Zachowujesz się jak stara kozia ciotka.

Ale wcale nie sprawiał wrażenia poirytowanego.

Chwycił swój kij podróżny i zarzucił plecak na ramię. Wyglądał jak autostopowicz, jakich wielu spotyka się na amerykańskich drogach - to już nie ten chuderlawy chłopak, którego poznałam lata temu.

- No. - powiedział. - Trzymajcie kciuki.

Uściskał ponownie mnie i Annabeth, poklepał Percy'ego po ramieniu i ruszył przez wydmy.

Nad naszymi głowami wystrzeliły fajerwerki: Herakles duszący lwa nemejskiego, Artemida na polowaniu, Jerzy Waszyngton ( skądinąd syn Ateny ) przepływający łodzią przez rzekę Delaware.

- Hej, Grover! - zawołał Percy.

Satyr odwrócił się jeszcze przed brzegiem lasu.

- Gdziekolwiek idziesz... Mam nadzieję, że robią tam dobre tortille.

Uśmiechnął się promiennie, po czym odszedł, a las zamknął się wokół niego.

- Spotkamy się z nim jeszcze. - powiedziała Annabeth.

- Nie ma nawet innej opcji. - dodałam.

~*~

Minął lipiec.

Od ostatniej akcji z Luke'iem, nie rozmawiałam z nim. Za każdym razem, gdy się mijaliśmy, na jego twarzy pojawiał się smutek, ale nie przejmowałam się tym. To on naskoczył na Matta - który swoją drogą okazał się naprawdę miłym chłopakiem - i chciał go pobić za to, że przypadkiem na mnie wpadł. Nie rozumiałam jego zachowania.

Angel - córka bogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz