rozdział 16

237 13 8
                                    

Twarze Łaskawych pozostały takie same - chyba nie były już w stanie bardziej zbrzydnąć - ale ich ciała skurczyły się w te skórzaste brązowe wiedźmy o skrzydłach nietoperzy i rękach oraz stopach zakończonych groteskowymi szponami. Torebki zmieniły się w ogniste bicze. To naprawdę nie wyglądało najlepiej.

Wszystkie trzy nas otoczyły, trzaskając biczami i sycząc:

- Gdzie to jest? Gdzie?

Inni pasażerowie krzyczeli i kulili się na swoich siedzeniach. Ewidentnie coś zobaczyli. Mieli szczęście, że nie widzieli tego, co my. 

- Nie ma go tu! - wrzeszczała Annabeth. - Wysiadł!

Erynie podniosły bicze.

W mojej ręce pojawił się miecz. Annabeth wciągnęła brązowy sztylet. Grover chwycił jedną z puszek wypełniających jego plecami i zamierzył się.

Nagle polecieliśmy wszyscy w lewo, przez nagły skręt kierowcy, bądź - jak przypuszczałam - Percy'ego. Ludzie zawyli, rzuceni nagle w prawo. Czułam, że po tym lataniu po autobusie będziemy mieli siniaki. Wśród tych wszystkich krzyków śmiało można było usłyszeć dźwięk, jaki wydaje Erynia rozpłaszczona na szybie.

- Ej! - wrzasnął kierowca. - Ej... Co u...?

- Nic Ci nie jest, Angel? - spytał Grover, który wpadł na mnie i oboje wylądowaliśmy na siedzeniu.

Autobus nagle uderzył o ścianę tunelu, zgrzytając metalem i krzesąc iskry na kilometr.

Satyr szybko ze mnie zszedł, pomagając mi wstać.

- Przeżyję. A u Ciebie wszystko okey?

Grover jedynie pokiwał głową w odpowiedzi. Wyjechaliśmy zygzakiem z tunelu, wpadając z powrotem w ulewny deszcz. Rzucało nami wszystkimi na wszystkie strony, a samochody rozstępowały się przed nami jak kręgle przed kulą. To nie mogło skończyć się dobrze. Nie dla nas.

Kierowca najwyraźniej musiał znaleźć zjazd, ponieważ zjechaliśmy z autostrady, mijając kilka skrzyżowań ze światłami, i w końcu toczyliśmy się po jednej z bocznych dróg New Jersey, na których było tak pusto, że aż trudno było uwierzyć, że jest to raptem po drugiej stronie rzeki od Nowego Jorku. Po lewej mieliśmy las, po prawej rzekę Hudson, a kierowca najwyraźniej kierował się ku rzece.

Autobus nagle zawył. Zaczęliśmy zataczać pełne koła na mokrym asfalcie, aż w końcu z impetem uderzyliśmy w drzewo. Dobrze, że przytrzymałam się fotela, inaczej napewno przywaliła bym w ten przede mną głową, co mogło się źle skończyć.

Zapaliły się światła awaryjne, a drzwi stanęły otworem. Kierowca jako pierwszy wyskoczył na zewnątrz, a pasażerowie rzucili się za nim, wrzeszcząc w panice.

Erynie zadziwiająco szybko odzyskały równowagę. I nie wróżyło to nic dobrego. Zamachnęły się biczami na Annabeth, która wymachiwała sztyletem, krzycząc po grecku, żeby sobie poszły. Grover rzucał w nie puszkami, natomiast ja w miarę możliwości go ochraniałam.

- Hej! - krzyknął Percy, a mój wzrok od razu poleciał w jego stronę. Chłopak ściągnął bejsbolówkę niewidkę Annabeth z głowy.

Oszalał, idiota.

Łaskawe odwróciły się w jego kierunku, szczerząc do niego żółtawe kły. Pani Dodds skradała się przejściem między siedzeniami. Za każdym razem, kiedy potrząsała biczem, po nabijanych ćwiekami rzemieniach pełzały czerwone płomyki.

Jej dwie brzydkie siostry skoczyły na oparcia siedzeń po obu jej stronach i pełzły ku Jacksonowi niczym ogromne, obrzydliwe jaszczury. Nie mogłam tak tego zostawić. Percy był moim jedynym bratem i ja nie pozwolę mu umrzeć. Napewno nie na mojej warcie.

Angel - córka bogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz