1. Dawno temu, lubiłem cię bardziej niż innych.

887 59 6
                                    

media: Ed Sheeran - Shivers

<Art>

Przed całkowitym zaśnięciem powstrzymało mnie solidne uderzenie w głowę. Mruknąłem coś i uniosłem głowę, by zobaczyć, kto przerwał mi mój sen.

Nade mną stał Albert z tym swoim zeszytem. Odkąd pamiętam, nosi go wszędzie ze sobą. Zapisuje tam wszystko skrupulatnie, a nigdy nie widziałem, żeby w ogóle mu się ten zeszyt skończył.

– Nie śpij – warknął w moją stronę i usiadł obok mnie. Uśmiechnąłem się i szturchnąłem go. Irytowanie Alberta jest całkiem przyjemną rozrywką.

Zazwyczaj kończy się tym, że dostaje po łbie tym zeszytem, ale... Jest taki uroczy, kiedy się złości, niemalże jak omega.

Albert jest betą, dość dziwną betą. I nie chodzi mi o to, że bliżej mu do omegi niż bety. W sumie to też, ale jak na kogoś, kto potrafi zmieniać się w wilka, to... Ma dziwne dziwactwa. A jedną z jego charakterystycznych przypadłości jest gadanie bez sensu, kiedy jest zmęczony. Wtedy nie myśli, co mówi. Po prostu mówi, a on sam nie zdaje sobie sprawy, z tego ile bredni potrafi powiedzieć. Ta jego specyfika sprawia, że nie jest zbyt lubiany, tylko dlatego, że zdarzało mu się przychodzić zmęczonym do szkoły i... Wygadywać różne brednie.

Właściwie to jestem jedyną osobą, której nie przeszkadza jego nadmierna gadatliwość, w końcu przyjaźnię się z Albertem od dziecka. Nasze mamy się znały i tak jakoś wyszło. W dodatku czułbym się źle gdybym musiał go zostawić. Moja rodzina, w pewnym sensie opiekuje się nim, kiedy parę lat temu stracił swoją rodzinę. Jestem jego jedynym najlepszym przyjacielem. To znaczy jest jeszcze Desires, ale... Desires to Desires. Zna Alberta, bo przesiaduje głównie ze mną, a że ja najczęściej przesiaduje z Albertem to... Właśnie tak to wygląda.

– A dlaczego nie mogę spać? – pytam go.

– Bo przerwa dawno się skończyła – przypomina mi. Niektórzy przestali zwracać uwagi na nas i to wieczne pastwienie się Alberta nade mną.

Bo tylko beta ma ten przywilej uderzania mnie tym zeszytem po łbie, ktoś inny... Tylko Albert może i tylko jemu pozwalam.

Jestem synem przywódcy stada, więc nie mogę pozwolić sobie, by moja reputacja ucierpiała, ale przy Albercie... Przy nim, to nie jest ważne.

– I co w tym złego? – droczę się z nim, Albert tylko cicho wzdycha i opiera się na siedzeniu, przymyka tylko oczy.

– Po prostu już milcz, Art – mówi. Nie muszę nawet go pytać, by wiedzieć, że jest bliski osiągnięcia swojego limitu; nim zacznie mówić totalne głupoty. A ja zawsze jestem przygotowany.

Z plecaka wyciągam termos z kawą i przesuwam ją w stronę bety.

Ten przez chwilę nie rusza się, ale w końcu bierze termos.

Chociaż kawa zbytnio mu nie pomaga, to... Zawsze uda się, mu utrzymać, ten stan na trochę dłużej nim zacznie bredzić.

Po szkole będę musiał przypilnować go, żeby się położył, bo pewnie sam się nie położy. To nie leży w jego naturze, by położyć się spać, zaraz po tym jak zacznie czuć się zmęczonym. Właściwie to... Jestem przekonany, że funkcjonowałby dalej, dopóki nie padłby ze zmęczenia. To w jego stylu, najpierw obowiązki, później dopiero ma czas dla siebie, a raczej jego brak. Albert to ten pilny uczeń, który, chociażby nie wiem, co musi mieć najlepsze wyniki. Po co? Nie wiem.

Pewnie ma już jakieś plany na siebie... Wie, co będzie chciał robić w przyszłości i do tego dąży.

– Panie Arthurze, czy moje lekcje są nudne dla pana? – pyta nauczyciel, który pewnie zauważył, że mało co mnie obchodzi lekcja.

W normalnych okolicznościach przytaknąłbym, ale Albert szybko wbił mi łokcia w żebro, upominając mnie, że tak nie wypada. Zresztą, ta nagana... W żaden sposób nie wpłynie na moje szkolne życie. Jak wspominałem, jestem synem przywódcy stada, a więc przyszłym następcą i... Nikt nie śmie mi podpaść. Więc nie zdziwię się, jak z moim minimalnym wysiłkiem będę mógł dostać się na najlepszą uczelnię. Tyle że tam raczej nie będę mieć tych przywilejów, które mam tutaj, chyba że moimi wykładowcami okażą się wilkołaki, co jest małą szansą.

Większość z nas żyje w takich... Osadach? Zazwyczaj położonych gdzieś z dala od ludzi. Staramy się żyć tutaj tak samo jak ludzie, mamy szkoły, sklepu. Funkcjonujemy tak samo jak ludzie z tą różnicą, że my rzadko kiedy decydujemy się opuścić swoją osadę i zamieszkać wśród ludzi. Ludzie, którzy wychowywaliby się w takim miejscu... Nikt, by nie chciał tutaj mieszkać, nie podobałoby się im to, woleliby większe miasto, tam, gdzie życie byłoby łatwiejsze. Tutaj... Nie zawsze tak jest prosto.

My wolimy ukrywać się przed ludźmi. Nie wiemy, jak zareagowaliby, wiedząc, że od setek lat żyjemy ze sobą w symbiozie. Skutecznie się wtapiamy w tłum. Nasza osada nie jest daleko od większego miasta, więc... nikt nie nabiera podejrzeń, że coś może być nie tak, ale niektóre stada... Żyją głęboko w lesie. Nie zapuszczają się na tereny ludzi, a jeśli oni zapuszczą się na ich tereny... Oni po prostu znikają. Nikt ich już nie znajdzie. Nigdy.

Ojciec woli żyć w dobrych stosunkach z ludźmi, bo wie, że bez nich nie dalibyśmy rady mieć tego, co mamy teraz. 


Kolejny rozdział za nami, raczej ta część będzie o niczym szczególnym, dopiero w drugiej części zacznie się coś,  w końcu będzie iść równo z AL :) 

The moon is miles above usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz