media: Beast in Black - One Night in Tokyo
<Art>
– Dlaczego ty jeszcze nie śpisz? – pytam, kiedy przychodzę do Alberta późnym wieczorem. Mama prosiła mnie, żebym zaniósł jedzenie dla niego. Oczywiście wzbraniałem się, ponieważ liczyłem, że beta śpi. W końcu moja rodzicielka uznała, że skoro mam klucz to mogę otworzyć sobie drzwi, zostawić jedzenie i wyjść.
– A ty, co tu robisz? – pyta mnie.
– Mam jedzonko – unoszę pojemnik, w którym mama zapakowała mi jedzenie dla Alberta.
– Jedzonko? – pyta jakoś dziwnie szczęśliwy. To Albert, jego w ogóle nie ogarniesz.
– To na rano – tłumaczę mu.
– Głodny jestem – jęczy.
– To mogłeś coś zjeść.
– Musiałem się uczyć – burczy pod nosem, a ja wzdycham głośno.
– A miałeś spać, pamiętasz? Obiecałeś iść spać, jak tylko wrócisz do domu. Mam cię niańczyć? – pytam, a Albert kiwa energicznie głową. Uśmiecham się delikatnie, jak dziecko; jak duże dziecko. Kręcę głową, nie wiedząc, co mógłbym zrobić.
– Serio?
Albert kiwa głową znowu. Wiem, że Albert raczej już zbytnio nie ogarnia rzeczywistości i sam nie wie, na co się godzi, ani o co prosi. Jutro na pewno zbytnio się zdziwi, kiedy mu o tym powiem.
– Pójdziesz spać? – pytam go, a ten kręci głową i zerka na książki.
– Muszę się uczyć, jutro jest sprawdzian. A ty coś umiesz? – pyta mnie.
– Zgłupiałeś? Idź już spać, Albert, proszę cię – siadam obok bety i zabieram mu podręcznik.
– No ej! Oddaj mi to! – wyciąga ręce, by zabrać mi podręcznik. Odsuwam się bardziej, by mu utrudnić bardziej to zadanie.
– Dawaj mi to! – wciąż próbuje mi zabrać mi ten podręcznik.
– Oddam ci, jeśli pójdziesz spać – mówię.
– Nie!
– To nie ma podręcznika – wstaję, a Albert wstaje za mną. Wciąż próbuje zabrać mi podręcznik, a kiedy mu się to nie udaje, to postanawia użyć na mnie podstępu.
Po chwili leżę na podłodze, a Albert wyrywa mi ten podręcznik, który przytula do swojej piersi.
– No serio, Albert? – wzdycham głośno i wstaję z podłogi. Rozglądam się po pomieszczeniu i widzę, że przydałoby się tutaj trochę posprzątać.
– Tak, moja książka – spogląda na mnie spod byka, a ja wzdycham głośno.
– Idziemy spać – mówię stanowczo, widząc, że nie ma sensu ciągnąć więcej tej dyskusji. Albert znowu kiwa głową i trzymając, przy piersi podręcznik idzie do swojej sypialni. Wiedziałem, że jeszcze nie mogę wrócić, bo mówimy tutaj o Albercie. Teraz będę musiał siedzieć przy nim, dopóty nie zaśnie.
Chłopak kładzie się na łóżku, nawet na moment nie rozstając się z podręcznikiem. Kładę się obok, bo i tak nie mam co robić, a Albert tak szybko nie zaśnie.
– Art – mruczy beta i przewraca się w drugą stronę, w końcu upuszczając książkę. Po chwili dłonie bety zaciskają się wokół mnie.
Albert, czemu ty mi to robisz?
<...>
– Co ty robisz w moim łóżku?! – wydziera się Albert z samego rana.
– Bo się przylepiłeś do mnie! – tłumaczę mu spokojnie, uśmiechają się.
– Ha! Sam się przylepiłeś! – oburza się beta – Zboczeniec! – warczy w moją stronę.
– Że co proszę? Sam jesteś zboczeńcem! – odbijam piłeczkę, a Albert tylko marszczy brwi. Naprawdę kocham go dręczyć.
– Na pewno nie! Chyba nie – mówi, lekko wątpiąc w swoje słowa. Oczywiście, że powoli zdaje sobie sprawę z tego, co zaczynał robić, bo to nie tak, że nigdy nie przypomina sobie, co robił podczas tych momentów, kiedy jest totalnie zmęczony. Przypomina sobie o wszystkim, po czasie. Co czasami jest bardzo komiczne.
– Mama mnie zabije – mówię, zdając sobie sprawę, że miałem tylko tutaj przyjść na chwilę, a skończyłem tutaj na całą noc. A to moja wina, że Albert się przylepił do mnie?
Dosłownie przykleił się do mnie i nie mogłem się, za nic, od niego uwolnić, musiałem po prostu z nim tutaj spać.
– I bardzo dobrze – odpowiada Albert.
– No serio? Dobry z ciebie przyjaciel Albert – mówię, bardziej dla żartu niż na serio.
– Zgiń – mówi poważnie, ale wiem, że żartuje – Jakie chcesz kwiatki na grobie?
– Albert! – wydzieram się na niego.
– Co? Umrzyj, po prostu umrzyj.
– Dzięki, Albert, dzięki.
– No już nie denerwuj się, Arthurze, nie denerwuj się – mówi – Głodny jestem. Przyniosłeś, coś do jedzenia? – pyta, uśmiechając się do mnie, a moje serce zabiło szybciej. Szybko skarciłem się w myślach. Nie mogę podążać tą ścieżką.
Albert to mój przyjaciel, w dodatku męska beta. Ja jestem synem przywódcy, jego następcą. Moim obowiązkiem jest posiadanie partnera, który da mi potomka, którzy przejmie stado po mnie. A męskie bety... Nie mogą mieć dzieci.
Niby jest jeszcze Desires, który mógłby zdjąć z moich barków ten obowiązek, ale... Nie jest on synem mojego ojca. Nie łączą nas więzy krwi, co nie powinno być problemem, skoro każdy traktuje Desiresa jak mojego rodzonego brata, ale... Może to wzbudzić pewne wątpliwości.
Mój młodszy braciszek, Chris, też mógłby się nadać, ale on jest betą, co wyklucza go ze wszystkiego, ponieważ potencjalny potomek musi być albo alfą, albo omegą, którą mógłbym wydać za jakiegoś idealnego kandydata.
I ja wiem, że gadam głupoty, w końcu to nie musi być miłość na całe życie. Gdzieś tam jest przeznaczona mi omega. Moja bratnia dusza. Moja mate. Cokolwiek, co by mnie łączyło z Albertem, to... zniknie w chwili, kiedy moje oczy i mojego mate się spotkają.
– Art – Albert zaczyna mi machać dłonią przed oczami – Jedzenie? Przyniosłeś? – pyta.
– A tak, przyniosłem – mówię, a twarz Alberta rozpromienia się w uśmiechu. Naprawdę kocham jego uśmiech. Zawsze jest taki pogodny i radosny.
Długo nie nacieszyłem się wspaniałym uśmiechem Alberta, ponieważ do jego domu przyszedł Desires.
– Mama powiedziała, że jak przed szkołą nie pojawisz się w domu, to masz nie wracać – mówi. Czasami się zastanawiam, czy mój brat w ogóle jest w stanie odczuwać jakiekolwiek emocje. Ten jego wyraz twarzy... Przypomina mi o Albercie i o jego stracie. Wtedy wyglądał dosłownie tak samo. Mimo że od tych wydarzeń minęło sporo czasu.
– Nie powiedziała tak.
– To wasza mama Art i jestem przekonany, że tak powiedziała – wtrąca się Albert.
– Przypomnij mi... Jak to się stało, że nasza matka woli cię od nas?
– Tak naprawdę, to mama woli każdego od ciebie, więc nie porównuj mnie do ciebie – oświadcza Desires.
– Czyli to ja jestem tym złym synem?
– Tak – powiedzieli równocześnie, Albert uśmiechnął się w moją stronę. A serce znowu zabiło mocniej.
Pisanie w przód ma jedną wadę... Za cholerę nie wie się, co dzieje się w poprzednich rozdziałach. Niby rozdziały nawet te w zapasie sa pisane tak jakbym pisała je na bieżąco, to jednak pojawiają się jakieś luki w mojej pamięci. Neh, czy kiedyś moje ksiażki nie miały w sobie luk?
CZYTASZ
The moon is miles above us
ContoAlbert i Art dwójka przyjaciół z dzieciństwa, zawsze nierozłączni, nawet drobne nieporozumienia, nie potrafiły zniszczyć ich przyjaźni. Do czasu - Art zaczął czuć coś więcej do swojego przyjaciela z dzieciństwa. Mimo swoich uczuć, Art musiał je zepc...