media: dArtagnan - Feste feiern
<Art>
– Nie mam do was sił – wzdycham głośno. Nie dość, że Albert bywa upierdliwy, to jeszcze Desires zaczął być irytujący. I tylko mam jedno pytanie? Za jakie grzechy? Luno? Za jakie?
– Nie przesadzaj – mamrocze Albert.
– Wpędzicie mnie do grobu – stwierdzam.
– W życiu nie puszczę Artemidy tam samej! – narzeka Desires. Nie wiem, kto uznał, że zawracanie mi dupy z samego rana będzie dobrym pomysłem. Sprawami stada zajmuję się później!
A nie, przepraszam, Desires przyszedł tutaj prywatnie – jak mój brat.
Jednak każdy wiedział, że na herbatkę i ploteczki to on nie przyszedł.
– Czy my każdego dnia, po kilka godzin musimy wałkować ten sam temat? – pytam.
– TAK! – warczy Desires. Zgroza!
– Ale co ja mam zrobić? Przedstawiliśmy alternatywę dla rodziców Sybilii, Na którą się nie zgodzili – przypominam im. Jesteśmy bezradni w tej sprawie. I tu już nie chodzi o sojusz, właściwie to nikt o tym nie pamięta, że spotkaliśmy się tutaj, by zawiązać sojusz. Teraz głównym tematem jest Artemida. Rodzice Sybilii nalegają, by Artemida udała się z nimi do ich sfory. Oczywiście Desires jest przeciwny temu i prędzej już zabiłby, niż puściłby Artemidę tam samą. Jednak mam związane dłonie, co niby mogę zrobić? Podałem jedyne rozsądne rozwiązanie. Mam wysłać jeszcze kogoś, by robił za przyzwoitkę dziewczyn?
Chociaż... To wcale nie jest głupie.
– Tak sobie myślę, Desires... A może również pojechałbyś tam? – pytam go.
– Zwariowałeś?! – wydziera się na mnie. No patrz, chcesz mu pomóc, a ten jeszcze z wrzaskami. Niewdzięcznik jeden.
– Ale pomysł Art'a nie jest głupi. Skoro Sybilia nie może zostać tutaj, to... Pojedź z Artemidą? Wtedy będziesz mieć pewność, że nic jej nie będzie grozić.
– A ciekawe kto ogarnie Art'a?
– Jakbyś nie zauważył to... Albert doskonale sobie radzi – uśmiecham się lekko.
– Czy ja wiem? – no dosłownie moja cierpliwość jest na wyczerpaniu. No trzepnę go.
– Albert zaparz mi ziółek, bo ja z nim nie mogę – komentuje – Tak to Artemidy nie puści, jestem groźny, ale kiedy masz już alternatywę, to jednak nie, bo mój brat to debil? – upewniam się, że dobrze zrozumiałem tok myślenia Desiresa.
– Ale...
– Stary, czy coś może stać się gorszego poza wkurzonym Albertem?
– SŁYSZAŁEM TO! – krzyknął z kuchni okularnik.
– Bo miałeś słyszeć! – odkrzykuje
– Walnij się, zanim ja to zrobię! – rozkazuje mi.
– No widzisz? Nic gorszego niż ślub z Albertem nie może się stać – oświadczam.
– No i się doigrałeś! – krzyczy beta.
<...>
– Pamiętaj, że masz być grzeczna – Albert poucza Artemidę – Postaraj się ojca na zawał nie zabić – prosi ją.
– Postaram się wujku – mówi Artemida, a ja wzdycham głośno.
– Postaraj się bardziej, dobrze? Bo inaczej twój ojciec spakuje cię, wróci do nas, a ciebie zamknie – wtrącam się. Raczej nie chcę mieć nieprzyjemności związanych z temperamentem Desiresa.
– A najlepiej to go pilnuj, nim go spakują i nam odeślą – żartuję.
– Przesadzasz Art, przesadzasz – komentuje Desires.
– A nie? Przebiegnij się po całym naszym terenie jeśli nie wpadłeś na żaden głupi pomysł – radzę bratu, przez chwilę widzę zawahanie w oczach Desiresa, aż w końcu skapitulował.
– Właśnie... Chyba Albert złą osobę pouczamy. Desires nie przynieś nam wstydu – proszę go – Wytrzymaj, chociaż do pełnoletności Artemidy. Opanuj swoją chęć mordu... Bądź grzeczny, bo naślę na ciebie Alberta, albo wyślę ci roczny zapas ziółek?
– Są obrzydliwe – stwierdza Desires.
– Sam jesteś obrzydliwy. Dobre są, w ogóle wiesz, jaki mają pozytywny wpływ na ciało?
– Zaczynasz gadać jak Albert. Chyba się cieszę, że nie muszę z wami przebywać... – Desires nachyla się – Tylko nie sprawcie sobie dzidziusia pod moją nieobecność – dodaje szeptem. Żartowniś.
Jednak po części rozumiałem, o co mu chodzi. Muszę w końcu znaleźć omegę, która urodzi mi potomka, który przejmie stado po mnie.
Może... Może Chris mógłby? Jestem przywódcą, więc to nie problem zmienić zasady. Jednak, czy ktoś zaakceptował słabszą jednostkę u władzy? To musi być albo omega, albo alfa.
Zerkam na Alberta, który z kimś pisze, najprawdopodobniej z Chrisem, który uznał, że zamieszka w mieście.
Cóż... Właśnie uświadomiłem sobie, że moja rodzina, która mi została, będzie porozrzucana po całym świecie. Że zostałem tylko ja i Albert.
Jakoś smutno mi się zrobiło.
– Weź, tylko nie becz – rzuca Desires – Przyjedziemy niedługo w odwiedziny – mówi.
– A idź już sobie – mamroczę i macham na niego dłonią.
<...>
– Więc powiesz mi, co w końcu cię ugryzło? – pyta Abert wślizgując się do łóżka – Od pożegnania się z Desiresem jesteś jakiś niemrawy.
– Zdałem sobie sprawę, że zostaliśmy tylko my. Rodzice nie żyją, Chris zamieszkał w mieście, a teraz Desires z Artemidą. Zostaliśmy tylko my dwaj.
– Myślałem... Myślałem, że chodzi o coś więcej – stwierdza Albert.
– W sumie to tak, chodzi o coś więcej... Chodzi o to, że... Wiesz... Potrzebuję potomka, więc...
– Będziemy teraz o tym gadać? – pyta mnie.
– A mamy jakieś wyjście? Tak naprawdę, to... Nie wiem, co ty o tym sądzisz, czy ty chcesz tego, czy nie?
– A czy mam jakiś wybór?
– Oczywiście, że masz, możesz się nie zgodzić.
– Jesteś przywódcą, do ciebie należy ostatnie słowo – mówi cicho.
– Niby tak, ale nie chcę zrobić niczego wbrew tobie. Ty jesteś moim partnerem, chcę znać twoje zdanie... Co o tym myślisz?
– Ja... Zdrowy rozsądek podpowiada mi, że to przecież nic takiego. Poza dzieckiem albo dziećmi nie będzie nic was łączyć, ale serce... Jest przeciwne temu. Boję się, że jednak zauroczysz się w niej, świadomość, że nosi twoje szczenię, sprawi, że się odsuniesz ode mnie – wyznaje. Obejmuję betę, najmocniej jak potrafię.
– Oznaczyłem cię – przypominam mu i dotykam jego znamienia na karku – Nic takiego się nie stanie – zapewniam go.
– Teraz tak mówisz, ale czy masz pewność? Instynkt ojcowski u alf jest naprawdę silny... A co jeśli... Wybierzesz matkę swojego szczenięcia? Podświadomie możesz jej pragnąć. Co wtedy? Mam stanąć pomiędzy tobą a nią? A twoim szczenięciem? Nie chcę, byś podejmował decyzje na podstawie moich obaw.
– O których mi powiedziałeś – zauważam – Powiedziałeś mi, co cię dręczy. I teraz sądzisz, że zrobię coś wbrew tobie? Jesteś naprawdę głupiutką betą, Albert, skoro tak myślisz.
– Ale...
– Ale co? Teraz próbujesz mnie przekonać, że wcale cię to nie interesuje, co zrobię. Będziesz udawać, że moja decyzja nie będzie miała na ciebie wpływu.
– Nieprawda – zaprzecza szybko.
– Znam cię, Albert i wiem, że tak będzie. Będziesz udawać, że wszystko gra, a w głębi duszy będziesz cierpiał za moje decyzje, które podjąłem.
CZYTASZ
The moon is miles above us
KurzgeschichtenAlbert i Art dwójka przyjaciół z dzieciństwa, zawsze nierozłączni, nawet drobne nieporozumienia, nie potrafiły zniszczyć ich przyjaźni. Do czasu - Art zaczął czuć coś więcej do swojego przyjaciela z dzieciństwa. Mimo swoich uczuć, Art musiał je zepc...