36. Kiedyś, wszystko się zmieniło.

441 32 1
                                    

media: Inna - UP

<Art>

– Pachniesz jak syrop na kaszel – stwierdzam, kiedy obejmuję moją ukochaną betę. Mojego partnera, moją miłość. Po tylu latach związku opanowałem do perfekcji jego humorki i wiem, kiedy mogę pozwolić sobie na żarty, a kiedy powinienem tylko go objąć i miziać po główce. Dziś właściwie powinienem go miziać po główce, ale nie mogłem jakoś powstrzymać się od tego niezbyt przychylnego komentarza. Naprawdę pachniał syropem na kaszel. W dodatku truskawkowym syropem na kaszel.

– To było słabe Art, jak na ciebie, bardzo słabe... – komentuje. I weź tu bądź człowieku dobry, komplementuj. Czy ja w ogóle stwierdziłem, ze mi się nie podoba ten zapach? W życiu! Właściwie to, dziwię się, że Albert jeszcze nie pachnie tymi wszystkimi medykamentami. Tyle, co on spędza czasu w przychodni. Powinien przesiąknąć zapachem leków.

– Zresztą czy to moja wina, że Artemida wylała na mnie cały syrop? – skarży się. Chociaż winowajca został odnaleziony, dlaczego beta pachnie syropkiem na kaszel.

– Co znowu zrobiłeś? – pytam. Każdy zna Artemidę i wie, że nie jest roztrzepaną i niezdarną omegą. O nie, daleko jej do tego. Skoro wylała na Alberta syrop, to czymś musiał zawinić.

– Powiedziałem jej, że nie pogadam z Desiresem na temat jej prośby.

– A ta dalej o tym? – pytam, a Albert kiwa głową.

– Wiesz, że to nie tak, że nie chcę, ale Desires w życiu się nie zgodzi. Dobrze wiesz, jaki jest uparty jeśli chodzi o Artemidę – tłumaczy.

– Przecież wiem – odpowiadam. Desires przelał wszystkie uczucia względem swojej córki, co niekoniecznie każdemu odpowiada. Szczególnie męskiej i młodszej części, naszej sfory. Desires jest idealnym przykładem opiekuńczego ojca. I chociaż Artemida niedługo będzie mieć siedemnaście lat, to... Niezbyt go to zniechęca, przed przeganianiem nachalnych adoratorów. Właściwie można odnieść wrażenie, że Artemida, przez opiekuńczość Desiresa, jest raczej trzymana w złotej klatce.

Dziewczyna jest odrobinę rozpieszczona i... Dobra bądźmy szczerzy, jest taka urocza, że aż żal jej nie rozpieszczać.

– Ja nie wiem, po kim ona taka jest wredna. W końcu Gwyn był taki ułożony i grzeczny... A Artemida? Wygląda jak Gwyn, ale daleko mu do niego – stwierdza Albert.

– Odziedziczyła charakterek po tatusiu, co ty chcesz?

– Masz rację, w sumie każdy przeczuwał, że tak będzie – wzruszam ramionami – Chcesz herbatki? – pytam go, a beta tylko kiwa energicznie główką.

– Już idę zrobić ci herbatki – mówię, a Albert uśmiecha się szeroko.

Jednak tylko odstąpiłem od bety, a do naszego domu wszedł Desires ciągnąc za sobą Artemidę.

– Tato! – jęczy dziewczyna, a Desires tylko prycha głośno.

– Co się stało? – pytam.

– Przeproś wujka Alberta i to w tej chwili – mówi groźnie Desires, a ja zastanawiam się, co jeszcze dziewczyna musiała zrobić, że Desires stracił cierpliwość. Może znowu próbowała wejść do jego gabinetu, gdzie Desires chowa pamiątki po Gwyn'ie? Z tego co wiem, dziewczyna, wciąż niezbyt dużo wie o swoim rodzicu, poza tym, że... Wie, że istniał i że zmarł w trakcie porodu.

Pewnie zaraz mi się oberwie, za to, że nauczyłem dziewczynę włamywania się. Jakby... Nie chciałem przecież, ale Artemida ma chyba prawo poznać swoją mamę? Swojego rodzica, którego nie poznała i nigdy nie pozna? Desires mimo upływających lat, wciąż niechętnie opowiada o swoim ukochanym? My z Albertem nie potrafimy, zbyt dużo opowiedzieć o Gwyn'ie.

– Czemu?

– Bo tak! Masz go przeprosić w tej chwili! – rozkazuje mu.

– No przepraszam – mruczy dziewczyna.

– Ładniej – nakazuje Desires.

– Przepraszam wujku, Albercie – dziewczyna w końcu poddaje się i decyduje się, by przeprosić porządnie Alberta.

– Nie szkodzi – odpowiada Albert.

– I tak masz zawsze przepraszać – poucza ją, a dziewczyna, korzystając z okazji znika z oczu ojca, nim ten zacznie znowu ją pouczać. To nie jest tak, że Desires, nic nie robi i tylko głaszcze ją po główce. Jeśli Artemida przejdzie niewidzialną granicę, Desires robi się naprawdę nieprzyjemny. Zazwyczaj wystarczy, by wspomniała o słabym punkcie Desiresa – Gwyn'ie. Każdy wie, że Desires jest czuły na tym punkcie. I nikt nie może w żaden sposób tego skomentować, w końcu... Gwyn był jego bratnią duszą. Miłością na całe życie.

Nawet miłość do Artemidy nie jest tak silna i po prostu nie potrafi inaczej.

– Więc... Co takiego zrobiła? – pytam. Niezbyt chcę wiedzieć, bo na pewno zacznie suszyć mi głowę odnośnie mojej nauki Artemidy otwierania zamków, ale lepiej mieć już to za sobą.

– Włamała się do gabinetu – mówi, a ja wzdycham głośno. No tak. Oczywiście, że tak.

– I ciekawe kto ją tego nauczył? – mruży gniewnie oczy.

– Przecież przepraszałem już za to – mówię.

– Nieważne... Po prostu chodzi o to, że...

– Desires, wiesz, że nie możesz jej zabronić poznać Gwyn'a? – wtrąca się Albert – Chociaż nigdy go nie poznała, to... Wciąż jest jego rodzicem. Jest po prostu ciekawa. W dodatku... Nie ukrywajmy, że za bardzo jej pilnujesz. Ona ma prawie siedemnaście lat, niedługo będzie dorosła.

– To wciąż dziecko – mówi ostro Desires, a ja wzdycham głośno. Spoglądam na Alberta, dając mu do zrozumienia, że lepiej byłoby gdyby zamilczał. Desires jest zły i lepiej poczekać aż się uspokoi. Jednak moja beta jest uparta, więc ma gdzieś moje sugestie.

– Wiem, ale nie możesz jej tak ciągle kontrolować, rozumiem, że przypomina ci Gwyn'a, ale... Ona nim nie jest. Jest sobą. Po prostu daj jej trochę więcej... Luzu? Nie kontroluj jej, a może w końcu zgódź się i pozwól jej...

– Nie – mówi ostro. Rozumiem, że Albert uznał, że to może być dobry sposób na rozwiązanie problemu. I nie zdziwiłbym się, gdyby ta, cała sytuacja byłaby zaplanowana.

Oni są po prostu niebezpieczni.

– Desires... Przemyśl to, naprawdę przemyśl to – mówi beta. Chciałbym coś dodać, ale wolałem milczeć, nim dostanę, po łbie od obu stron. Z jednej strony powinienem trzymać stronę brata, w końcu młodą trzeba trochę ukrócić, bo potrafi doprowadzić każdego o ból głowy, a z drugiej strony Albert również ma rację.

Pewnie niedługo dojdzie do porozumienia. Znajdą jakiś sposób, by obie strony były zadowolony. W końcu zgaduję, że moja beta, niezbyt łatwo się podda. Jest zbyt dobry, żeby tak nie pomóc Artemidzie. To po prostu nie leży w jego naturze i zrobi, jak będzie uważał. Ja tylko po prostu będę uważać, by nie popierać żadnej strony, bo pewnie wyjdą z tego kłopoty. Tak zawsze jest. Lepiej siedzieć cicho i się nie odzywać. Tak będzie lepiej. Zdecydowanie będzie lepiej siedzieć cicho i nie wtrącać się w ich rozgrywkę. 


Silverthorn chciała napisać, że pojawił się jakiś przeskok, ale zerknęła na nazwę rozdziału i wszystko stało się jasne xD

The moon is miles above usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz