9. Dawno temu, byłeś nieznośny niż zawsze.

502 45 2
                                    

media: Epica - Cry For The Moon

<Albert>

Uderzam Arta swoim zeszytem, a chłopak tylko jęczy, ale nawet nie próbuje się podnieść.

– Art! – krzyczę na niego, nawet nie przejmując się, że ktoś na mnie może się patrzeć.

– Nieznośny jesteś – mówi do mnie, podpierając się na łokciach.

– Co chcesz? – pyta mnie.

– Leżysz na mojej stronie ławki – mówię.

– I z tego powodu mnie uderzyłeś? W dodatku jest długa przerwa.

– Nie mogę się uczyć!

– I? – pyta się mnie. Powoli zaczynał mi działać na nerwy! W końcu nic innego nie robi, tylko mnie zaczepia i dręczy mnie!

– Hej, Albert, gdzie idziesz? – pyta mnie, kiedy znajduje sobie wolne miejsce z dala od alfy. Wkurza mnie!

– No Albert, wracaj tutaj – woła za mną, ale rozsiadam się wygodnie, spoglądam na Arta, który nie wie, co ma zrobić, ale zanim, cokolwiek zrobi, dzwoni dzwonek, kończący przerwę. Do sali wchodzi nauczyciel, który przez chwilę rozgląda się po klasie.

– Gdzie jest Albert? – pyta klasę, a ja tylko chrząkam. No tak, zazwyczaj łatwo mnie znaleźć w towarzystwie Arthura. Nauczyciel zerka na mnie i tylko wzrusza ramionami. Raczej nikogo nie interesuje to, co dzieje się pomiędzy mną, a Art'em. W końcu to nie jest niczym dziwnym, kiedy zdenerwowany uderzę go, bo mi przeszkadza.

Art jest irytujący, naprawdę jest irytujący! Dlaczego musiałem się nim zainteresować?! Przecież to nawet nie ma żadnego sensu! Niby jak mamy się dogadać?!

Chociaż tak na upartego mamy również wiele wspólnego – w końcu lubimy dręczyć drugą osobę, bez względu na wszystko. Czasami zastanawiam się, czy wiemy, gdzie leży granica. Niektórzy mogą pomyśleć, że przesadzamy. Chociażby wtedy, kiedy biję Arta zeszytem. Nie ważne, czy sobie zasłużył, czy nie – solidne uderzenie zawsze mile widziane.

Zerknąłem na siedzącego Arta przede mną. Niezbyt się przejął moją nieobecnością, ponownie się położył na ławce i próbował spać.

Irytuje mnie to, że ja muszę starać się z całych sił, by zostać zauważonym, a Art? Art nie musi nic, a jest traktowany jak młody geniusz. I to dlaczego? Bo jest synem naszego alfy? I to on przejmie władzę po ojcu. Spłodzi silnego potomka, który zostanie kolejnym następcą i tak będzie zawsze, ponieważ jest to tradycją...

Właściwie to... Żal mi Arta, bo jego życie, dopóki nie obejmie władzy, jest podyktowane temu, by stać się lepszym przywódcą niż jego ojciec.

Och, chyba rozumiem, dlaczego Art tak strasznie się irytował, kiedy nie powiedziałem mu o swoich planach i w dodatku zbeształem go za to, że planuje, swoje życie, uwzględniając tam mnie. Tak naprawdę Art ma bardzo ograniczone pole do podejmowania decyzji.

Decyzji, które nie będą wpływać na jego rolę przyszłego przywódcy?

Jeśli nie zwiążę się ze swoją bratnią duszą, to zwiąże się z omegą, która będzie dla niego najlepsza. Nie twierdzę, że Art wybierze sobie jakąś omegę, do której nie będzie żywić żadnych uczuć – w końcu to Art, wybierze omegę, która nie poczuje się skrzywdzona, a on będzie w stanie ją pokochać.

Próbuje sobie przypomnieć, czy Art ma jakieś bliskie stosunki z kimś, kto jest omegą. Przez większość czasu jest ze mną, ale kiedy ze mną nie jest... To z kim jest?

<...>

Kolejny dzień, w ramach mojego cichego buntu, usiadłem w innej ławce. Art tylko spojrzał na mnie jakoś dziwnym tęsknym wzrokiem, ale nie próbował się przesiąść.

To... Dziwne... Art przecież taki nie jest. Chyba nie myśli, że jestem na niego zły?! Ja przecież... Tylko wygłupiałem się, dobra może i zareagowałem niezbyt taktownie do sytuacji, ale wciąż się wygłupiałem.

Chciałem zgarnąć swoje rzeczy i wrócić na swoje miejsce, ale wtedy do ławki podeszła Zoe i usiadła na moim miejscu. Zoe jest omegą, czyli potencjalną kandydatką na żonę Art'a. Odpuściłem sobie próby wywalczania swojego miejsca.

W końcu jestem tylko przyjacielem zakochanym w swoim przyjacielu.

Nie mam prawa nawet się skarżyć, że... jestem na drugim planie. Nigdy nie stanę się ważną osobą w jego życiu, na pewno nie na tyle, żeby... Być z nim jako jego partner.

Zresztą... To pewnie minie.

Nim się zorientuję, to uczucie przeminie. Nie będę pamiętać, dlaczego zauroczyłem się w Arcie i co mnie w nim tak właściwie pociągało.

– Ty chyba prosisz się o walnięcie tym swoim zeszytem – oświadcza Art na długiej przerwie, kładąc przede mną kawę w puszcze. Próbuje zabrać mi mój zeszyt, ale łapię go i warczę w jego stronę ostrzegawczo.

– Mój – niektórzy sądzą, że to jest mój pamiętnik, ale... Tam nie ma nic. Żadnych prywatnych notatek, po prostu nie lubię, kiedy ktoś rusza moje rzeczy. Jestem bardzo terytorialny.

– Idź sobie – mówię, kiedy przysiada się obok mnie. Wyczuwam inny zapach. Nie jest to zapach mlecznej czekolady... Jest to mleczna czekolada, ale z nutą karmelu? No tak... Siedział z Zoe, normalne, że zapach omegi przesiąkł. Pewnie omega pachnie również czekoladą.

Jestem tym zirytowany, ponieważ... Art to mój przyjaciel. W dodatku ktoś bliski mojemu sercu. Mogę być zazdrosny!

– Jesteś bardziej nieznośny niż zawsze – oświadcza.

– Zawsze taki jestem – burczę pod nosem.

– Na pewno? – pyta mnie, wiem, że robi to specjalnie. Próbuje mnie podpuścić, żeby poznać prawdę. Zawsze tak robi, kiedy wyczuwa, że mówię niezgodnie z prawdą, ale ja również go znam i wiem, kiedy mogę dać się podejść, a kiedy nie.

– Wciąż jestem tą samą nieznośną betą, która nie ma bladego pojęcia, dlaczego wciąż przyjaźni się z takim kretynem jak ty.

– No dzięki, Albert, zawsze lubię dostawać od ciebie komplementy.

– Widzisz? Ja wkładam w to całe swoje serduszko, nie to, co inni – mówię dumnie.

– Mhm.. I właśnie dlatego cię ko... Lubię – coś mi nie pasowało, chciał powiedzieć coś innego, ale ostatecznie powiedział coś innego. Spojrzałem na Art'a chcąc wyczytać coś z jego twarzy, ale nie potrafiłem. Art potrafił zachować powagę, wtedy kiedy nie trzeba.

– Mam coś na twarzy?

– Głupotę – mówię, pewnie mi się coś tylko przesłyszało.

– Mhm... Coś jeszcze? – pyta mnie. Właściwie to... Czemu on wciąż pozwala mi się obrażać?

– Kretynizm?

– Coś jeszcze?

– Czy ty lubisz, jak cię obrażam? – pytam go.

– Co?

– Lubisz, jak cię obrażam? Bo właśnie to robię, a ty... Wiesz... Zawsze możesz ze mną porozmawiać, to... Razem dojdziemy do... jakichś wniosków... Albo kompromisów. Nie musisz czuć się szczęśliwy, kiedy cię obrażam.

– Nie jestem szczęśliwy – burczy pod nosem.

– Jesteś.

– Mówiłem ci to, ale powiem ci to jeszcze raz. Jesteś bardziej nieznośny niż zawsze.


Z racji, że dziś mam urodziny, to czeka was jeszcze jeden rozdział :3

The moon is miles above usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz