23. Teraz, wszystko poszło źle.

427 36 3
                                    

media: Eclipse - Viva la victoria

<Art>

Poczułem mocne uderzenie w twarz, kiedy tylko wszedłem do pokoju. Na ziemi leżał nieprzytomny Albert.

– Kurwa, co?! – wydarłem się, nie byłem wściekły na brata, za to, że mnie uderzył. Byłem wściekły na siebie – pozwoliłem, by emocje wzięły nade mną górę. Gdybym nie pokłócił się z Albertem, nie musiałbym wychodzić z pokoju. Gwyn nadal tutaj by był, a Albert... Na pewno nie leżałby nieprzytomny na ziemi.

A mówiłem mu, żeby został!

– Oszalałeś, Desires?! – próbuję uspokoić brata. Walką nic nie załatwimy.

– Ja?! Ja, oszalałem?! Tylko ty znałeś miejsce docelowe! Albert leży nieprzytomny, a Gwyn znikł... Jak myślisz dlaczego?! Ktoś musiał go informować! – oskarża mnie. I może mi jeszcze powie, że to ja wszystko zaplanowałem?! W życiu Gartha na oczy nie widziałem! Na dobrą sprawę, czy ja mu kazałem wychodzić za mną?! Nie! Wina również leży po jego stronie!

– I myślisz, że to ja?! Ogłupiałeś do reszty! Co bym miał z tego, że pozbyłem się jakiegoś dzieciaka?! – posyłam mu groźne spojrzenie, a sam podchodzę do Alberta, by mu pomóc. Desires zaczął chodzić po pokoju. Wiem, że zachowujemy się jak debile, bo w tej chwili powinniśmy biec za Garth'em i... No właśnie co? Co byśmy zrobili? Chociaż mamy przewagę, to... Oboje będziemy działać pod wpływem silnych emocji. Garth z łatwością, by nas pokonał, więc wolałem nie wspominać o tym, że powinniśmy zrobić coś innego.

Oczywiście, Albert, moja kochana beta, również mi musiała przyłożyć. Za co, nie mam pojęcia.

– No ja pierdole, za co, Albert! – krzyknąłem na betę.

– Ahhh, to tylko ty, Art – mówi cicho Albert – Myślałem, że Garth wrócił.

Pomagam mu wstać i dla pewności przytrzymuję.

– Garth tutaj był? – pyta Desires. Jakby nie zauważył, że jedyną osobą, która mogła, być za to odpowiedzialna jest ten dupek. To chyba aż logiczne jest. – I gdzie Gwyn?! – pyta groźnie.

– Tak mi przykro Desires, to moja wina... Myślałem, że to Art wrócił, by przeprosić, ale to był Garth... Ja... To żałosne, ale pomyliłem go z Art'em – wyznaje beta i spuszcza głowę. No wiedziałem, że branie Alberta przysporzy nam więcej kłopotów!

Nie, to moja wina. Że też muszę być podobny do tego potwora.

– Jakie pomyliłeś?! Wiesz, co ty zrobiłeś?! – wydziera się Desires, a ja nie mogę pozwolić, by krzyczał na moją biedną betę. Musiałem użyć Głosu, a raczej spróbować, by mnie posłuchał, w końcu oboje jesteśmy alfami, dominującymi osobnikami nie zawsze użycie Głosu przyniesie oczekiwany efekt, jeśli używa się go na drugiej alfie.

Spokój, Desires! – warczę w stronę brata, który uspakaja się. Przynajmniej widać, kto z nas dwóch jest silniejszy... Stop, raczej nie powinienem się cieszyć z takiej głupoty, mamy poważniejsze sprawy na głowie.

– Nie udawaj, że nie zauważyłeś... Nawet Gwyn to widział... Podobieństwo między mną i Garth'em... – próbuję wytłumaczyć bratu. Chyba nie było osoby, która tego nie widziała. To przez to Gwyn źle czuł się w moim towarzystwie.

– Prawdopodobnie on też był tego świadom i to wykorzystywał – tłumaczę

– Więc jeśli kogoś musisz obwiniać, to niech będę to ja – dodaję.

– Czyli przyznajesz się do tego, że współpracowałeś z Garth'em? – no zaraz mu jebnę. On potrafi w ogóle słuchać, czy niezbyt tak mu to wychodzi?

– Oszalałeś, Desires?! Art?! Szpiegiem?! Ktoś, kto tylko potrafi włamywać się ludziom do domu, miałby być szpiegiem – Albert zaczął się śmiać. No dzięki, Albert. To ja cię bronię przy każdej możliwej okazji, a ty mi tak perfidnie kłody pod nogi podkładasz? Nie fajnie.

– To jak wytłumaczysz, że Garth znalazł się tutaj, a jedyną osobą, która wiedziała, gdzie jedziemy, jest Art? – zapytał mój brat, a lekarz spojrzał nieufnie w moją stronę. To jakiś cyrk! Czy im na łby już coś siadło? Albertowi już dawno siadło, ale Desiresowi?!

– Ty też, Albert? To nie ja! Przecież Garth ich obserwował od jakiegoś czasu! A co jeśli w momencie włamania się podrzucił jakieś urządzenie szpiegowskie? Nie jestem, żadnym szpiegiem mówię wam! Albert powiedz mu, bo chyba mu odbija, to nie mogę być ja... – spojrzałem w ciemnoniebieskie oczy bety. Skoro Garth kręcił się na naszym terenie, to nie było dla niego żadnego problemu, by rozgryźć nasze plany! – To nie ja... Uwierz mi, proszę, Albert.

– Wierzę ci, Art – oznajmia twardo i staje obok mnie. Odetchnąłem z ulgą, że przynajmniej on mi wierzy. Pozostaje tylko przekonać największego uparciucha.

– Desires to nie ja... Uwierz mi, przecież gdybym chciał pozbyć się Gwyn'a zrobiłbym to podczas twojej nieobecności, nie planowałbym takiej szopki, bo to nie w moim stylu... Zresztą my się tutaj kłócimy, a Gwyn w tym czasie musi być już daleko...

<...>

Siedziałem na kozetce w gabinecie Alberta i tępo gapiłem się w ścianę. Jak się okazało, moje przypuszczenia okazały się prawdziwe i Borys znalazł nadajnik GPS. Tak nas ten skurwiel znalazł i wykorzystał okazję, że... Zacisnąłem dłonie w pięści. Zerknąłem na Alberta, który udawał, że jego praca jest bardzo interesująca.

– Przepraszam, Albert – mówię, wiem, że powinienem teraz pomagać Desiresowi i Borysowi w poszukiwaniach, ale wolałem chyba siedzieć z założonym rękami. Raczej nie chciałbym, żeby mi się oberwało rykoszetem za podobieństwo do Gartha.

– Hmm? – spogląda na mnie i poprawia okulary.

– Zachowałem się jak burak, bo ciągle na ciebie wrzeszczałem, wskutek czego...

– Jestem zaskoczony, że znasz jakieś trudne słowa, Art – mówi beta i wstaje.

– Przestań mi ubliżać, kiedy cię przepraszam.

– Jest okej, durniu – powiedział i wstał od biurka.

– Właśnie, że nie! Byłem wkurzony, bo... Bałem się o ciebie. Najchętniej wysłałbym cię gdzieś... Nie chciałem, żebyś tutaj został, bo Garth mógłby cię skrzywdzić, a zabrać cię nie chciałem, bo wiedziałem, że i tak bym cię nie ochronił – tłumaczę się.

– Martwiłeś się o mnie? – pyta zdziwiony.

– Zawsze to robię. Dlatego zawsze się na ciebie drę – mówię, a Albert podchodzi do mnie. Nachyla się nade mną. Przez sekundę łudzę się, że mnie pocałuje, ale zamiast tego, tylko mierzwi mi włosy.

– Urocze – mówi.

– A tylko mnie walnij, to w końcu przestanę mieć wyrzuty sumienia i ci oddam – ostrzegam go. Próbuję rozluźnić atmosferę, ale... To nie trwa nawet długo, po chwili oboje mamy smętne miny.

– Myślisz, że... Gwyn wróci? – pyta mnie.

– Musi. Desires nie odpuści, dopóki więź nie zostanie przerwana... Chociaż i wtedy będzie go szukać, by na własne oczy... zobaczyć co się stało z Gwynem.

– Chciałbym, spotkać taką miłość.


Kiedy Silverthorn ma już napisaną całą książkę i wystarczy dodawać, ale zapomina, że ma dodawać, ale ogólnie Silverthorn traci czas na oglądanie gamepleyów, więc xD

Wattpad weź daj jakąś opcję do planowania dodawania rozdziałów xD 

The moon is miles above usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz