media: Elvenking - Grandidier's Funeral Pyre
<Art>
– A ty dokąd? – pytam Alberta, przy okazji łapiąc go za tył jego koszuli.
– Do przychodni? – odpowiada, próbując mi się wyrwać.
Niedawno wróciliśmy i... Nastój jest jakiś podły, dla kogo jest podły, dla tego jest podły. Desires raczej nie narzeka, że nie udało nam się dopaść Gartha. Znalazł swoją przeznaczoną omegę, w dość kiepskim stanie, ale to zostawię Albertowi. On stwierdzi, jaki jest faktyczny stan zdrowia omegi, ale widząc jego minę, to... Podejrzewam, że nie jest najlepiej.
Omega, która była obiecana Garthowi... Nie mogła mieć prostego życia, co tylko sprawia, że wszyscy chcieliśmy dorwać tego gnoja i powiesić go na najbliższym drzewie.
– Nigdzie nie idziesz – mówię – Musimy iść do mojego ojca.
– Ty idziesz – poprawia mnie.
– Jesteś lekarzem, więc więcej powiesz o stanie omegi Desiresa – przypominam mu. Chociaż dopiero następnego dnia, będzie mógł spotkać się z omegą i fachowo przyjrzeć się omedze. To już teraz jest w stanie powiedzieć, co może jej dolegać, a jutro tylko potwierdzić swoje przypuszczenia.
W sumie to wyszło naszemu stadzie na plus, kiedy to Albert ukończył medycynę. Nagle okazało się, że... ma to we krwi.
– Neh – burczy pod nosem.
– Ty tam nic nie burcz pod nosem, bo później idziesz prosto do łóżka – mówię.
– Nie chcę.
– Pójdziesz, czy chcesz, czy nie – ostrzegam go. Nawet będąc dorosłym Albert, nie potrafi o siebie zadbać i przez te wszystkie lata, gdyby nie moja opieka wykończyłby się, najpierw nauką, a teraz pracą. Ale i tak będzie narzekał, że panoszę się w jego domu. W sumie to... Robię to, ale robię to dla jego dobra! Cholera wie, co by się stało gdybym nie zaglądał do niego! Zarósłby brudem? Utonął w śmieciach? A tak wraca do czyściutkiego domu, czasami czeka na niego cieplutka kolacja... No kto mu posprząta dom z własnej woli? Zresztą wolę przesiadywać w jego domu, ponieważ tam mogę wyczuć jego zapach. W moim domu tego nie ma. Nie czuć jego obecności, przez co mój wilk jest niespokojny.
Myślałem, że związek z Zoe okaże się dla mnie swego rodzaju terapią, że uda mi się odciąć od uczuć, którymi obdarzyłem Alberta, ale... To nic nie dało, ten głupi wilk zaakceptował Alberta jako swojego partnera i nie widział nikogo innego w tej roli.
W końcu Zoe zaczęło to przeszkadzać, że bardziej zajmuję się betą niż nią. A czy miałem jakiś wpływ na decyzję swojego wilka? Żadnego wpływu.
Ja się tylko zakochałem, a ten zaakceptował go jako swojego partnera i nie widzi mu się zmienienia decyzji.
– Może na pięć minutek cię wpuszczę do przychodni – mówię, wiedząc jego minę.
– To moja przychodnia! Mam klucze do niej!
– Jakie klucze? – pytam i macham jego kluczami, które zabrałem mu, kiedy nie patrzył. Na samym początku tata sprowadził dla niego naszą kuzynkę, która jest pielęgniarką, ale biedna nie mogła wytrzymać z Albertem. W sumie, czy ktoś mógłby? W końcu to Albert, cholernie nieznośna beta, szczególnie wtedy, kiedy jest zmęczony.
– Jak cię kiedyś walnę, to się nie obudzisz! – grozi mi, a ja tylko wybucham śmiechem. Przynajmniej byłem spokojny, że nie ma przy sobie swojego skalpela. Raz mnie nim dziabnął, bo podobno przeszkadzałem mu w pracy. Nie wiem, co czyszczenie okularów ma do pracy, ale... Dziabnął mnie. Później przez dwadzieścia minut wył, że mnie skaleczył.
<...>
– Garth uciekł – mówię, a tata marszczy brwi. Nie spodziewał się takich wieści. W jakiś sposób musiał się dowiedzieć, że dzisiaj zaatakujemy go i dał nogę. Trudno stwierdzić.
– Pozbyliśmy się tych, którym najbardziej ufał w swojej sforze, a reszcie kazaliśmy uciec – nie było sensu wybijać całej sfory w pień. Szczególnie że niektórzy poddawali się, wiedząc, że ich przywódca jak tchórz uciekł z pola walki. Myślę, że... O to mu chodziło, że jeśli zauważymy, że go nie ma, to odejdziemy, ale... Znajdziemy go, chociażby nie wiem, co.
– W dodatku Desires... Znalazł swojego mate – mówię – I wychodzi na to, że to był obiecany Garthowi – kończę, a resztę zostawiam Albertowi.
– Trudno jest mi stwierdzić faktyczne dolegliwości omegi, ale... Nie był traktowany bardzo dobrze, właściwie gdybyśmy zwlekali... Mógłby zabić tę omegę.
– Obiecany Gartha jest tutaj? – pyta tata.
– Tak, zabraliśmy go. Skoro jest przeznaczonym Desiresa... Nie mogliśmy ich rozdzielać – każdy wie, jakie ma to skutki. W dodatku udało nam się dowiedzieć, że jutrzejszej pełni Garth miał poślubić omegę i być może ją oznaczyć. Wtedy moglibyśmy użyć omegi jako kartę przetargową, chociaż patrząc po stanie omegi, to nic, by z tym nie zrobił.
– Dobrze postąpiłeś, Art – chwali mnie tata.
– Był jedyną omegą w swoim stadzie – mówi Albert, a tata zerka na betę.
– To znaczy, że... Wróci po nią.
– Ale po co? – dziwię się.
– Wciąż należy do niego. Są zaręczeni, więc... Wciąż ma prawa do omegi, w dodatku jedynej omegi w swojej sforze. Nawet jeśli teoretycznie ją rozbiliśmy, to wciąż istnieje. Gwyn nadal należy do jego sfory i jest jego własnością – tłumaczy Albert.
– Niezbyt rozumiem.
– Jakbyś się Arthurze poczuł gdyby ktoś wtargnął do twojego domu i zabrał twoją rzecz?
– Chciałbym ją odzyskać – mówię.
– Właśnie tak będzie w przypadku Gartha. Będzie pragnął go odzyskać.
– Przyjmijmy go do stada?
– To wciąż nie rozwiąże naszych problemów.
– To, co niby mamy zrobić? – pytam. Żal mi jest tej omegi. Wyciągnęliśmy go z tego piekła i co? Ma tam znowu wrócić? W dodatku cierpiąc z powodu braku swojego alfy?
– Desires musiałby go oznaczyć, ale widać, że to młoda omega... Jego ruje są nieregularne. W dodatku trzeba dodać do tego inne czynniki, możemy nie mieć tyle czasu.
– Jeśli informacje, które dostaliśmy, są prawdziwe, to... Garth miał się ożenić z omegą w trakcie jutrzejszej pełni – powoli wszystko układało się w jedną całość. Niezbyt sensowną, ale wszystko to, na pozór nieistotne, było bardzo istotne.
Gdybyśmy wiedzieli o planach Gartha to... Mogliśmy zagrać w jego grę, zrobić tak jak on myślał, by jutro dorwać go z zaskoczenia.
– Dlatego mówiłem wam, żeby nie lekceważyć Gartha. Chociaż nie wydaje się być silny, to jest przebiegły – oświadcza tata – No nic, będziemy próbowali go wytropić i dorwać go nim on wykona pierwszy ruch w naszą stronę – dodaje tata.
Po części nie rozumiałem, dlaczego chęć zemsty na Garthcie przeobraziła się w chronienie omegi, do której powinien już stracić prawo. On spotkał swojego mate. Powinien się z tym pogodzić.
CZYTASZ
The moon is miles above us
ContoAlbert i Art dwójka przyjaciół z dzieciństwa, zawsze nierozłączni, nawet drobne nieporozumienia, nie potrafiły zniszczyć ich przyjaźni. Do czasu - Art zaczął czuć coś więcej do swojego przyjaciela z dzieciństwa. Mimo swoich uczuć, Art musiał je zepc...