21. Teraz, wszystkim groziło niebezpieczeństwo.

433 37 0
                                    

media:  Beast in Black - Heart of steel

<Albert>

Obudził mnie telefon od Desiresa. Zmarszczyłem brwi. Po jaką cholerę dzwoni do mnie w środku nocy?

– Cholera Desires – warknąłem na niego – Jest środek nocy! – wydzieram się na niego. Starałem się nie obudzić śpiącego Art'a na kanapie, bo Desires dostałby ochrzan za budzenie mnie, a mi pewnie zacząłby konfiskować telefon na noc, żebym mógł się wyspać.

– Al...bert – usłyszałem płaczliwy głos, szybko rozpoznałem jego właściciela.

– Gwyn? Na Lune, Gwyn! Co się dziej, mów szybko! – odrzuciłem kołdrę na bok. Wiedziałem, że to nie wróży niczego dobrego. Płaczący Gwyn dzwoniący w środku nocy?

– On ma ranę – mówi przerażony – Jest tak dużo krwi... Pomóż mi.

– Gdzie jest ta rana? Przyłóż coś do niej, ubranie czy coś, co masz pod ręką – radzę mu; po omacku wychodzę z sypialni, by zbudzić śpiącego idiotę. Będę potrzebować jego pomocy.

– Szyja – informuje mnie, a ja staram się zachować spokój. Nie mogę dać do zrozumienia omedze, że również się boję o Desiresa. Jedna panikująca osoba wystarczy.

– Już przyłożyłem – mówi, a ja zapalam światło w salonie. Podchodzę do Art'a i bezczelnie uderzam go w twarz.

– Dobrze, musisz teraz uciskać ranę, dasz radę? Gdzie jesteście? – pytam go, a Art jęczy z bólu. A może dlatego, że tak brutalnie go wybudziłem?

– Albert do jasnej cholery – warczy na mnie alfa, a ja przyciskam palec do ust, chcąc, dać mu da zrozumienia, że ma zamknąć mordę. Mam ważniejsze priorytety niż wielce obrażona alfa.

– W domu, w ogródku.

– Zaraz będziemy, wytrzymaj do tego czasu, dobra? – proszę go i rozłączam się. Spoglądam na Arta, który chyba dalej nie ogarnia, dlaczego tak brutalnie go wybudziłem ze snu.

– Desires jest ranny – informuję przyjaciela, a tyle wystarczy, żeby Art zbladł jak ściana.

– Ani mi się waż mdleć, pacanie! Zbieraj się, jesteś mi potrzebny – informuję go. Nie ma czasu na nic, więc chwyciłem torbę, w której miałem wszystko, czego potrzebowałem do nagłych wypadków takich jak ten. Art bierze ode mnie torbę i ruszyliśmy w stronę domu Desiresa. Nie myślałem, żeby nawet kogoś poinformować o tym wypadku.

Raz w życiu mogę powiedzieć, że ta cholerna mania Arthura do włamywania się okazała się przydatna. Bez problemowo otworzył drzwi, przepuszczając mnie pierwszego. Moją torbę położył obok kanapy. Nie miałem czasu na rejestrowanie tego, co się dzieje w otoczeniu. Nie jestem nawet pewien, czy ktoś nie zaatakuje nas, w trakcie tego zamieszania.

– Art pomóż mi go przenieść do środka – wydaję polecenie, a Art kiwa głową, podchodzi do Gwyn' i ostrożnie go odsuwa od ciała swojego brata.

– Spisałeś się – chwali go i łapie za nogi Desires'a, ja łapię go pod pachami i tak przenosimy go do salonu i układamy na kanapie. Spoglądam na roztrzęsioną omegę.

– Możesz go czymś przykryć Gwyn? – pytam go. Robię to, by dać jakieś zajęcie omedze, która jest zbyt roztrzęsiona i będzie tylko przeszkadzać. A tak przynajmniej czymś się zajmie.

– T-t-tak – jąka się, ale dzielnie zaczyna szukać koca.

– Torba, Art – wydaje kolejne polecenie. Arthur przysuwa mi torbę, a ja szukam w niej potrzebnych rzeczy.

Kiedy zszywałem ranę na szyi Desiresa, ruchem głowy wskazałem Art'owi, by zajął się Gwyn'em, który stał wmurowany. Rozumiem go. Omegi zawsze tak reagowały, kiedy zszywałem ich partnerów.

– Gwyn! – warknął alfa, a ja notuję w pamięci, by ochrzanić Art'a za odzywanie się w taki sposób do omegi swojego brata. Rozumiem, że odczuwa silne emocje. Ja również, ale... Nie możemy stracić głowy.

– Siadaj – karze mu, a ja wzdycham głośno. Jeśli tak ma traktować swoją omegę, to osobiście odradzę jej związywania się z tym idiotą.

– Desires będzie żyć – próbuje go uspokoić. I to właśnie ten baran powinien zrobić na samym początku! Uspokoić roztrzęsioną omegę. Nie wiem, mógł ją przytulić, ale nie lepiej drzeć mordę.

– Art! – krzyknąłem, kiedy skończyłem zszywać ranę. Nie była zbyt głęboka, ale miejsce w którym była sprawiała, że nim ciało Desiresa ją uleczyłoby, ten zdążyłby się wykrwawić.

– Dałbyś radę sam przenieść Desires'a na górę? – pytam i grzebie w torbie. Teraz czas zająć się Gwyn'em. Raczej nie dam rady załatwić tego po dobroci. Ale nie może tutaj zostać.

– Jak się trzymasz? – pytam i nachylam się nad nim, by sprawdzić, czy i omega nie ma żadnych ran – Do rana Desires już będzie w lepszym stanie, ale ty nie możesz tutaj zostać – informuję go. Nie może tutaj zostać, jeśli ktoś chciał zrobić im krzywdę... Może wrócić i dokończyć swoje dzieło. Art poradzi sobie, jednak nie sądzę, by dał radę opiekować się również roztrzęsioną omegą.

– Nie zostawię Desires'a! – krzyczy.

– Ktokolwiek to był, może tu wrócić, to niebezpieczne. Zabiorę cię do siebie, okej?

– Nie chcę!

– Gwyn, proszę cię, nie utrudniaj tego... Lubię cię i chcę to załatwić po przyjacielsku, ale jeśli będziesz upierać się to, wstrzyknę ci ten środek usypiający i siłą zabiorę

– Nie idę!

– Ostrzegałem – oznajmiam. Łapię go za ramię i wbijam strzykawkę. Naprawdę chciałem załatwić to po przyjacielsku, ale czasami muszę użyć bestialskich metod.

– Przepraszam Gwyn.

<...>

– Dzień dobry, Gwyn – przywitałem się z omegą. – Śniadanie? – proponuje, a Gwyn na mnie warczy. To było do przewidzenia. Jednak na razie nie mogę go puścić do Desiresa. Wiem, że martwi się o swoją alfę, ale na razie w ich domu jest spory tłok. Art przynajmniej raczy mnie informować o wszystkim.

– Idę – informuje mnie, a ja wzruszam ramionami. To też przewidziałem.

– Drzwi są zamknięte, a klucz mam ja – macham mu kluczem – Więc proszę bardzo, droga wolna. Jednak nie sądzę, byś umiał je otworzyć bez klucza... No, chyba że Art wziął cię na swojego ucznia, to wtedy zwracam honor.

– Masz zamiar mnie tutaj więzić? – zaraz tam więzić. Tylko odrobinkę przetrzymać – Jak długo? – pyta, wzdychając głośno. Siada na kanapie i owija się kocem.

– Dopóki nie zjesz śniadania... – muszę zadbać o tą biedną omegę.

– Mogę zjeść je u siebie! Po prostu mnie wypuść! Chcę zobaczyć Desires'a! – chowa twarz w dłoniach. Jest mi przykro, że tak go przetrzymuję, ale nie mogę inaczej postąpić.

– Jak spałeś był tutaj Art, przyniósł twoje rzeczy, leżą na fotelu obok i przyniósł też dobre wieści. Desires się obudził i ma się dobrze – informuję go, mając nadzieję, że to trochę uspokoi Gwyn'a, ale widząc, że to nic nie daję, wzdycham cicho i siadam obok niego, obejmując go.

– Rozumiem, że chciałbyś tam teraz być, ale pewnie w tej chwili po waszym domu kręci się sporo osób... Pójdziemy tam, jak to nieco się uspokoi, bo przecież to nie tak, że trzymam cię tutaj jako zakładnika... Po prostu w tym zamieszaniu łatwo będzie cię stracić, bo skoro już raz się włamał... to może zrobić to drugi raz – przede wszystkim musi wiedzieć, że może mu coś się stać. A raczej nie chcę sprawiać Desiresowi przykrości tym, że zgubiłem jego ukochanego.

– Jak zjesz, obiecuję, że pójdziemy do twojego domu, pewnie będę musiał wywlec Art'a, bo nie da wam spokoju – uśmiecham się 

The moon is miles above usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz