media: Milenium - Day after day
<Albert>
Przewracałem się z boku na bok, nie mogąc znaleźć dobrej pozycji do spania.
Nie, to nie chodziło o to. Chodziło o to, że czegoś mi brakowało. A raczej kogoś. Gdzie ta nieznośna alfa?
Zaskakujące jak szybko przyzwyczaiłem się do dzielenia łóżka z Art'em, do tego stopnia, że nie mogę zasnąć bez niego... Zerknąłem na budzik stojący na stoliku nocnym, było już po północy, a Art'a jak nie ma w moim łóżeczku, tak nie ma.
Westchnąłem głośno i wstałem z łóżka, narzuciłem na siebie bluzę z kapturem, ponieważ nie wiedziałem, gdzie jest Art. A raczej nie chcę mi się włóczyć po sforze, w tym obciachowym podkoszulku, który dostałem od Art'a.
Na moje szczęście ten przygłup siedział na kanapie i pisał coś na laptopie. Teraz sobie przypomniał, że ma pracę?
– Chodź spać – mówię, zakładam dłonie na piersi i czekam.
– Nie mogę... Muszę to zrobić inaczej Desires mnie powiesi – oznajmia. Cóż, skoro ta leniwa dupa, wzięła się do pracy, to oznacza jedno, że Desires naprawdę był przekonujący w swoich słowach. Jednak co się mu dziwić?
Stracił swoją ukochaną omegę, sam musi wychowywać córkę, która zdążyła już zaprzątnąć mu myśli.
Myślę, że to dla niego najlepsze, opiekując się Artemidą, nie może pozwolić sobie na opłakiwanie Gwyn'a, co skutkuje tym, że nie myśli o swojej stracie. I bardzo dobrze. Póki ma dla kogo żyć, jest dobrze.
Nie chciałbym znowu widzieć go w takim stanie, rozbitego i przytłoczonego.
– Chodź spać – proszę go.
– Nie mogę, mamy zaległości po tym jak Desires... był niedysponowany – oczywiście jego ta niedyspozycja miała konkretne znaczenie – nie mógł się niczym zająć, bo był pijany.
Widząc, że i tak nie wygram z Art'em, to postanowiłem, że położę się tam, gdzie on jest.
– Łóżka nie masz? – pyta mnie,
– Nie mam, a teraz daj mi spać.
– Jesteś nienormalny, Albert – mówi, a ja gryzę go w udo. Nie będzie obrażał bety swej, która i tak ma wystarczająco zszargane nerwy.
– Mam jedno, zasadnicze pytanie: Za co?!
– Za obrażanie mnie!
– Wiesz co? Jeszcze nie jest chyba za późno, żebym znalazł sobie uległą omegę, która będzie mnie kochać, gotować obiadki i...
– Rozkładać nogi na zawołanie? – podnoszę się do siadu i wbijam mordercze spojrzenie w tego debila.
– Wiesz, że nie miałem tego na myśli – broni się.
– Takie słowa z ust przyszłego przywódcy... Jeszcze ktoś pomyślałby, że chcesz upodobnić się do tych, którzy właśnie tak traktują omegi, jak jakiś przedmiot.
– Nie to miałem na myśli... I rety, naprawdę będziemy się o to teraz kłócić? – pyta mnie. Wiem, że wiele omeg tak o sobie myśli, nawet w naszej sforze zdarzają się takie przypadki, ale... Nasze omegi nie są nic winne swoim partnerom. Są wolne. Jeśli chcą się podporządkować alfie, to proszę bardzo. Jednak żaden alfa nie ma prawa wymagać, by omega podporządkowała się im.
Alfy muszą się nauczyć, że nie zawsze będzie, tak, jak oni będą chcieli – może i stają na czele w hierarchii, ale bez omeg są niczym. Bezwartościowymi śmieciami, którym z władzy odbiło.
<...>
Przyglądałem się, jak Art z czułością gaworzył z Artemidą, która już nawet miała dosyć swojego wujka, bo co jakiś czas jej malutka rączka trafiała go w twarz. Widać, że maleństwo ma tę iskrę. I nie pozwoli sobie, by jakiś tam alfa od siedmiu boleści nią pomiatał. Biedny Desires, nie będzie mógł bronić swojej kochanej córeczki przed natrętnymi adorantami, bo ona sama sobie doskonale poradzi.
Z drugiej strony brała mnie zazdrość. Art naprawdę doskonale radziłby sobie w roli rodzica. Nie dam mu dziecka, więc jeśli będzie chciał, żeby władzę w sforze przejął jego potomek, krew z jego krwi, to... Będzie musiał znaleźć sobie partnerkę. Oczywiście wiem, że nie będzie ona na stałe. Po prostu ta jedna omega zgodzi się urodzić mu dziecko, a on w zamian zadba o nią i dziecko. Omega nie będzie mieć żadnych wpływów, chyba że tym starym grzybom nie spodoba się to, że beta również będzie sprawować władzę.
Z drugiej strony, czy akurat tego chcę? Omega, która zgodzi się urodzić potomka Art'a, mogłaby przejąć część obowiązków, które spoczywają na barkach partnera przywódcy. Ja nie musiałbym z niczego rezygnować. Wciąż mógłbym siedzieć całymi dniami w przychodni. Chociaż mój zawód, a obowiązki, które mnie czekają, niezbyt się komplikują, to... Jednak myślę, że są rzeczy, których mi nie powiedzą.– Przestań mi córkę męczyć, Art – warczy Desires, biorąc od niego Artemidę. Zazdrość Desiresa, była doprawdy urocza. Wściekał się za każdym razem, kiedy ktokolwiek spojrzał na maleństwo, dłużej niż powinien.
– Spadaj – mruczy Art, a po chwili dostaje po łbie. Artemida zaśmiała się, więc Desires znowu przyłożył mu.
– Desires, uczysz ją złych nawyków – stwierdzam, nie robię tego, by uratować mojego chłopaka od obrywania po łbie, ku uciesze Artemidy, a jako lekarz. Nie musi wyrastać na jakiś postrach wśród alf.
Właściwie to miałem nadzieję, że Artemida wda się w bardziej Gwyna. Ale jeśli odziedziczyła coś po Desiresie, to stworzy to istną mieszankę wybuchową. Wyrośnie z niej przebiegła manipulantka, która doskonale będzie zdawać sobie sprawę ze swoich słabości, które będzie wykorzystywać przeciwko alfom, by ich oczarowywać. Dołóżmy do tego cegiełkę w postaci wujka Art'a...
Dziewczyna będzie zmorą naszej sfory.
Mam nadzieję, że moje przypuszczenia okażą się mylne, bo raczej nie chcę uchodzić za jasnowidza. Nie potrzebuję aż tyle rozgłosu.
– O właśnie słuchaj się Alberta. Dziękuje kotek – posyła mi szczery uśmiech.
– A kto powiedział, że to z troski o ciebie? – pytam, a Desires parska śmiechem.
– Przypomnij mi jeszcze raz, co mnie trzyma przy tobie?
– To, że żadna cię nie zechce – odpowiada za mnie Desires.
– I że mnie oznaczyłeś – dodaję.
– Aha... Mogę iść już się wypłakać w samotności?
– Proszę bardzo... Przynieść ci kocyk? – nabijam się z niego, a Art, po prostu... wygląda żałośnie. Wiecie, widziałem już wiele takich przypadków. Niektóre alfy towarzyszą swoim omegą w trakcie rutynowych badań w trakcie ciąży. Chociaż wyglądają jakby się dzielnie trzymali to ostatecznie wszystkie styki w mózgu przepalają się. Art właśnie tak wygląda. Coś kontaktuje, ale nie koniecznie przepływ informacji działa poprawnie.
– Nie, ale możesz mnie przytulić – mówi, a ja wyciągam ręce, by go przytulić.
– No chodź tutaj panie alfo – mówię, a ten grzecznie pozwala się objąć. To idiota.
Z racji, że nie zostało nam zbyt wiele do końca tego opowiadania. I pamiętacie jak Silverthorn w pierwszym rozdziale stwierdziła, że książka będzie mieć trzy części? Aktualnie jesteśmy w trakcie drugiej i... Tak, będzie trzecia, ale bardziej jako bonus, bo sama w sobie liczy cztery rozdziały xD Nie pytajcie jak, ale powiedzmy, że ciągła dalej tę książkę, to raczej nie byłoby nic ciekawego
CZYTASZ
The moon is miles above us
Short StoryAlbert i Art dwójka przyjaciół z dzieciństwa, zawsze nierozłączni, nawet drobne nieporozumienia, nie potrafiły zniszczyć ich przyjaźni. Do czasu - Art zaczął czuć coś więcej do swojego przyjaciela z dzieciństwa. Mimo swoich uczuć, Art musiał je zepc...