27. Teraz, musieliśmy pogodzić się z nowym stanem rzeczy.

624 44 1
                                    

media: Faun - Rosenrot

<Art>

– Albert? – odezwałem się cicho, kiedy beta uspokoiła się na tyle, by nie rzucać we mnie wszystkim, co wpadło mu w rękę.

– MILCZ! – krzyknął i zaczął się rozglądać za czymś, czym mógłby we mnie rzucić. Rozumiałem jego złość, ale nie na tyle, by zrozumieć, dlaczego rzuca we mnie wszystkim, co wpadnie mu w rękę.

– Ale... – zaczynam, a Albert cholera skąd wie, dorwał jakąś łyżkę, którą rzucił we mnie. Zrobiłem unik, a łyżka z brzękiem spadła na podłogę, obok innych leżących przedmiotów.

– Możemy porozmawiać? – proszę go, a kolejna łyżka leci w moją stronę. Moja cierpliwość względem Alberta zaczęła się kończyć, więc podszedłem do niego i złapałem go i unieruchomiłem. Oczywiście beta nie zamierzała poddać się bez walki, ale... Jestem silniejszy od niego, więc w końcu się zmęczy i da sobie spokój.

– Dlaczego? – zapytał – Dlaczego mnie oznaczyłeś? – pyta mnie, łamiącym się głosem.

– Bo... – tak naprawdę sam nie wiem. Trudno mi stwierdzić, w ogóle... Co się działo wczorajszej nocy? A raczej nie wiem, co spowodowało tym, że tak skończyliśmy...

– Ugh... Albert, kocham cię. Rozumiesz? Kocham cię od... sam nie wiem ilu lat – mówię, a Albert poważnieje – Przepraszam, cię Albert, po prostu przepraszam... Ja... Nie chciałem stawać pomiędzy tobą, a... Twoim wybrankiem – oświadczam. Przypominam sobie, że Albert wspominał, że z kimś się spotyka. A ja... Zniszczyłem to wszystko. Zresztą, czy w ogóle coś, by to zmieniło? Zjebałem i to po całości.

– Wiem, durniu – mówi – I ja... Skłamałem. Nie mam nikogo, chciałem tylko... Właściwie uznałem, że to będzie dobry sposób na trzymanie cię z daleka od siebie.

– Co masz przez to na myśli? – pytam go.

– Art... Jestem betą, męską betą. Oboje wiemy, że... Ten związek nie miałby przyszłości. Ty jesteś przyszłym przywódcą – zaczyna, a ja przerywam mu.

– Pierdolenie – warczę – Prawda jest taka, że... Mogłem być z tobą, cały czas. Tata... wytłumaczył mi, że... Ugh! To twoja wina, wiesz?

– Niby z jakiej racji, moja? Ja wpadłem w ruję? Nie! To znaczy, wpadłem w ruję, ale... Przez ciebie. I to nie ja sam siebie ugryzłem tylko ty mnie. Weź za to odpowiedzialność!

– A czy ja mówię, że nie chcę? To ty zacząłeś rzucać we mnie wszystkim, co miałeś pod ręką!

– Bo mnie oznaczyłeś, szmaciarzu jeden! Miej ty jakiś kodeks moralny!

– He, he, he, teraz nie muszę się martwić, że sobie kogoś znajdziesz – komentuję, a beta wyrywa się z mojego uścisku i uderza mnie w twarz – Za co? – łapię się za pulsujące miejsce.

– Taki odruch! Serio Art... Przez ten cały czas mnie kochałeś?

– Mhm... – mruczę i obejmuję betę – Przez calutki czas.

– I tak ani razu nie przyszło ci do głowy, by mi o tym powiedzieć?! A ja przez cały ten czas...

– Domyślam się, że siedziałeś cicho, bo nie chciałeś nic psuć?

– To też – przyznaje – Jesteś przyszłym przywódcą, wiedziałem, że... W końcu musielibyśmy się rozstać. Dorósłbyś i zdał sobie sprawę z powagi tego, co cię czeka. Znalezienie omegi, założenie rodziny... Nie byłoby już nas – mówi cicho.

– Gdybym wiedział wcześniej... Może wcześniej zapytałbym się taty, czy istnieją jakieś wyjątki. A tak... To twoja wina.

– Bo ci w łeb strzele – grozi mi.

– Twoja wina, mogłeś coś powiedzieć, a nie... Skończyliśmy tak, przez twoją ignorancję.

– No jeszcze mi powiedz, że twoja ruja to moja wina? – zakłada dłonie na piersi.

– A właśnie... Jeśli chodzi o wczoraj to...

– Spokojnie ojcem nie zostaniesz – mówi.

– Nie o to pytam, przecież – uśmiecham się delikatnie. Chociaż fajnie, by było mieć dzidziusia z Albertem.

– Alfy i bety również mogą przechodzić ruję, jest naprawdę niski procent szansy, że podczas pełni dostaniemy rui, ale nigdy nie jest on zerowy. Stało się. Byliśmy oboje w rui, więc... Również mogłeś mnie oznaczyć. W normalnych okolicznościach mógłbyś sobie gryźć mój kark i nic, by się nie stało.

– Ale na pewno, nie czeka nas żadna nieplanowana niespodzianka? – upewniam się.

– Na Lunę, Art. Oczywiście, że nie! W jedną noc magicznie nie stałem się omegą. Ruja u alf i bet zwiększa tylko popęd seksualny, łapiesz? Czy mam ci to obrazkowo przedstawić? – pyta mnie.

– Jakbyś był taki kochany, to poproszę – uśmiecham się w jego stronę i obejmuje go.

Potrzebowaliśmy tyle czasu, by powiedzieć sobie prawdę.

Czy gdyby nie ta nagła ruja, czy... Wciąż udawalibyśmy, że nic nie ma między nami?

<...>

– Co was do mnie sprowadza? – pyta tata. Uznałem, że nie warto trzymać tego w tajemnicy. W końcu i tak, by wyszło na jaw, że jestem z Albertem. Może, by nikogo to nie zdziwiło, ale oznaczyłem go jak swojego. To już raczej wymaga podjęcia innych kroków.

– Mam takie pytanie. Gdybym hipotetycznie zaczął się spotykać z męską betą, to... Nie było by to problemem?

– Tak, Art. Myślę, że o tym już rozmawialiśmy.

– A gdybym tak oznaczył męską betę? – pytam. Nie wiem, jak inaczej miałbym zacząć. Jakoś nie mogłem powiedzieć tak prosto z mostu, że oznaczyłem Alberta. Wolałem wybadać grunt.

Tata spojrzał na mnie w niemałym szoku.

– Jeszcze raz?

– No co by się stało, gdybym oznaczył męską betę.

– Która nawiasem sobie tutaj stoi i patrzy, jak Art się kompromituje – odzywa się Albert. Posyłam mu mordercze spojrzenie. Nie tak miało to wyglądać. Miałem wybadać grunt, by w ostateczności powiedzieć tę szokującą informację.

– Wszystko zniszczyłeś Albert – zwracam się do niego.

– Na pewno poszło szybciej niż gdybyś ty miał mówić.

– Cóż to... – zaczyna tata – Zaskoczyliście mnie. Podejrzewałem, że w końcu wybierzesz Alberta, ale oznaczenia się nie spodziewałem.

– Widzi pan? Ja również.

– Albert, słońce... Czy mógłbyś przestać, być na mnie zły? – proszę go.

– W życiu. Będę ci to wypominać tak długo jak będę tylko mógł.

I widzisz głupi wilku, co narobiłeś najlepszego? Mój wilk wtedy o niczym innym nie myślał jak tylko zrobić z Alberta swoim. A teraz z tą nieznośną betą będziemy się użerać do końca swoich dni.

Albert wytłumaczył mi, że... Ruję u alf i bet wyzwalają silne uczucia. W moim przypadku mogło to, być zazdrość. Naprawdę byłem zazdrosny o tego nieistniejącego kolesia! Cieszę się, że nie spotykał się z nikim, ale... No ma rację. Zachowałem się źle, słuchając się swojego wilka.

– Czyli nie jesteś zły, ani nic w tym stylu? – upewniam się.

– Nie, Art. Jak już mówiłem, zawsze podejrzewałem, że wybierzesz Alberta. A po naszej rozmowie, byłem wręcz pewien, że chodzi o niego.

The moon is miles above usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz