media: SABATON - 40:1
<Art>
– To wy jeszcze nie gotowi? – pytam, będąc opartym o ścianę. Staram się nie zerkać w stronę smutnego Alberta. No oczywiście, że znowu musieliśmy się pokłócić. Tata uznał, że obecność Alberta to bardzo dobry pomysł. Ciekawe dla kogo? Bo na pewno nie dla mnie!Z drugiej strony to... Martwiłbym się, gdyby Albert tutaj został, a Garth zaatakował nas. Czułbym się... Sam nie wiem, jak mógłbym się czuć, gdybym wrócił do sfory, a Albert... Nie żyłby.
Jednak nie mogę zapewnić, że nasza ucieczka też okaże się bezproblemowa. Jeśli groziłoby nam niebezpieczeństwo, a ja miałbym wybierać pomiędzy Gwyn'em a Albertem... Logiczne, że wybrałbym szczęście brata, ale... Co ze mną?
– Albert przypomnij mi, dlaczego jedziesz z nami? – pytam; chociaż wiem, że to brzmi niegrzecznie z mojej strony. Nie powinienem się tak do niego odzywać, ale... Jestem rozdarty. Najchętniej zostawiłbym Alberta gdzieś i kazał mu zostać i czekać na mnie. Tata zabronił nam wracać wcześniej, dopóki nie dorwą Gartha. Jego ostatnie posunięcie przelało szalę goryczy. Włamał się do domu Desiresa i omal nie pozbawił go życia. Nic dziwnego, że tata postanowił wcielić w życie sugestię Borysa. Ja miałem jechać i pilnować Desiresa z Gwyn'em; lecz tata uznał, że ktoś jeszcze musi z nami jechać i tak padło na Alberta. Oczywiście nie szczędziłem słów, powiedziałem nawet za dużo, ale... Naprawdę nie chcę, by Alert był w to wszystko zamieszany.
– Ponieważ twój ojciec chciał, kogoś neutralnego – oświadcza chłodno.
– Dlaczego to jesteś ty? – dopytuje się. Chyba próbuję go zirytować, żeby odpuścił i nie jechał z nami. Może... To uratowałoby mu życie?
– Na Lunę, Arthur, daj spokój... Albert to nie dziecko, da radę, no i w razie czego mamy kogoś, kto nas poskłada – wtrąca się Desires dopinając walizkę. Spoglądam na brata. Nie odezwałem się słowem, bo wiem, że nawet, by nie zrozumiał.
– Ale Albert nie jest nam potrzebny – mówię – Sami sobie damy radę. Nie jedziesz nigdzie Albert.
– Jadę – odpowiada – Twój tata chciał, żebym jechał, więc jadę – mówi, nie patrząc nawet na mnie.
– Tylko spróbuj wsiąść do auta – grożę mu.
– To...? Daj spokój Art. Wkurzasz mnie – macha dłonią.
Czy on naprawdę mnie lekceważy?! Próbuję o niego zadbać! Oczywiście, nie mogę zagwarantować mu tego, że tutaj będzie bezpieczny, ale... Mogę mieć nadzieję, że nie jest skończonym idiotą i w razie niebezpieczeństwa ucieknie i spróbuje się z nami skontaktować! A jak pojedzie z nami... Nie będę mógł zrobić nic, by go uchronić! Jak niby później spojrzę w oczy Desiresowi?
Słuchaj Desires, kocham Alberta, więc żeby go ratować, poświęciłem twojego mate?!
<...>
– Dlaczego musisz być zawsze taki uparty, Albert! – nie daje za wygraną i nawet teraz chcę się go stąd pozbyć. Cholernie uparta beto, chociaż raz użyłbyś swoich szarych komórek i zobaczył, coś tak oczywistego! Przecież nie robię tego z czystej złośliwości.
– Dlaczego nie mogłeś sobie, kurwa, posiedzieć w swoim pożal się gabinecie i czekać aż wrócimy? Ciebie tutaj, kurwa, nie powinno być. To nie miejsce dla bet... Zamówię ci taksówkę i wracasz do sfory – oznajmiam twardo. Tak będzie lepiej. Zamówię taksówkę i każę pojechać taksówkarzowi do innego miasta, pod najbliższy hotel, a na koniec taksówkarz przekaże mu moją wiadomość. Że robię wszystko dla jego dobra!
– Nie mam mowy! – krzyczy Albert.
– To rozkaz!
– Nie jesteś jeszcze przywódcą, więc ciebie nie muszę słuchać! – Albertowi nawet nie drgnęła powieka kiedy to mówił. Proszę, nie bądź taki uparty, Albert i nie zmuszaj mnie, żebym musiał powiedzieć, dlaczego taki jestem. Nie chcę musieć się o niego martwić w każdej sekundzie.
Robię krok w tył i odwracam się, wychodząc z pokoju. Muszę ochłonąć. Naprawdę muszę ochłonąć. Później porozmawiam z Albertem na spokojnie i... wytłumaczę mu, dlaczego jestem taki nerwowy.
Wiedziałem, że Desires szedł za mną. Najwidoczniej jemu też nie podobało się, to, że praktycznie od samego początku naszej ucieczki, wydzieram się na Alberta. Jednak jak mam być spokojny?! Wiedząc, że... Może nam grozić niebezpieczeństwo? Czy uciekając, czy zostając w stadzie?
– Zachowujesz się jak dziecko, Art – oświadcza, a ja wzruszam ramionami.
– Daj mi spokój Desires – rzucam lekceważąco i rzucam mu mordercze spojrzenie. Jednak Desiresowi mogę wyjaśnić, dlaczego zachowuję się tak, a nie inaczej – Nie chcę tutaj widzieć Alberta, rozumiesz? Gdyby Garth... Gdybym miał wybierać między tobą a nim... Po prostu tego nie chcę... – wiem, że to nie ma żadnego sensu, ale Desires na pewno zrozumie. Myślę, że nim samym mogą targać podobne odczucia, tylkotylko że może w niejszym stopniu, co mnie. Cholera jasna, czemu Desires zawsze był lepszy w ukrywaniu swoich emocji?
– Kochasz Alberta? – pyta, nawet się nie zdziwiłem, że na to wpadł. Czy ja jakoś specjalnie się ukrywałem z troską o Alberta? Nie. Nawet Borys zaczął coś zauważać.
– To dziwnie okazujesz tę miłość – zauważa. Gdyby to było takie proste... Albert jest męską betą, co z góry skreśla go jako mojego życiowego partnera, a przynajmniej w oczach stada, a raczej tej starszej części. W naszym stadzie panuje zasada krwi, więc władzę mogę przekazać komuś, kto ma w sobie krew Wisleyów. Kiedy byłem dzieckiem, myślałem, że wszystko jest proste – że jesteśmy jedną wielką rodziną.
– Spieprzaj, Desires. Też nie byłeś lepszy w te klocki – dogryzam mu.
– Ciekawe przez kogo? Brałem przykład ze starszego brata – wzrusza ramionami. To mu współczuję, akurat nauczycielem nie byłem najlepszym. Beznadziejnie zakochany w swoim przyjacielu, robiąc wszystko, by nie zdradzać za bardzo, swoich uczuć. Chociaż myślę, że chyba każdy wie, poza Albertem.
Tą, jakże, miłą i braterską scenę przerwał głośny krzyk i towarzyszący przy tym odgłos z broni palnej. Spojrzałem na Desiresa, a on na mnie. To nie wróżyło niczego dobrego. Nawet nie musiałem się zastanawiać gdzie biegnąć. Albert i Gwyn byli sami.
Cóż Silverthorn ukończyła pisanie książki i chyba zapomniała, że raczej trzeba publikować rozdziały, bo same się nie opublikują xD
CZYTASZ
The moon is miles above us
Cerita PendekAlbert i Art dwójka przyjaciół z dzieciństwa, zawsze nierozłączni, nawet drobne nieporozumienia, nie potrafiły zniszczyć ich przyjaźni. Do czasu - Art zaczął czuć coś więcej do swojego przyjaciela z dzieciństwa. Mimo swoich uczuć, Art musiał je zepc...