media: Alan Walker - Lily
<Art>
– Ty chyba zgłupiałeś do reszty – komentuje zachowanie bety, który uznał, że spanie na podłodze jest całkiem przyjemne.
– Mhm... Idź sobie – mamrocze.
– Najpierw to zobaczę cię w łóżku, to wtedy pójdę – ostrzegam go, licząc, że ta subtelna groźba zmusi go do zmiany miejsca spania. Ale gdzie tam! Wymamrotał jakieś przekleństwa i kazał mi się wynosić z jego domu.
Chyba naprawdę jest głupi, że pozwolę mu tak tutaj spać.
– Do łóżka!
– Zmęczony jestem – mówi – Nigdzie nie idę.
– To cię tam zaniosę – oświadczam i nie czekając na jego reakcję, podnoszę go z tej podłogi.
– Zgłupiałeś?!
– Na pewno mniej niż ty – odpowiadam, Albert chyba uznał, że w sumie już mu wszystko jedno, bo nie protestował i pozwolił się zanieść do sypialni, a kiedy położyłem go na łóżku, szybko wpełzł pod kołdrę.
– Mięciutkie łóżeczko – wymamrotał tylko, a ja uśmiechnąłem się delikatnie. A to mi zarzuca, że zachowuję się jak dziecko. Może i zachowuję się jak dziecko, ale w ogólnym rozrachunku to on jest większym dzieckiem – nie ja.
Westchnąłem głośno, widząc, że Albert zdążył już zasnąć. A chciałem mu jeszcze dokopać ego. Cóż zrobię to rano. Wyszedłem z sypialni bety i rozejrzałem się po salonie i kuchni. Przynajmniej panował tutaj względny porządek. Co prawda gdzieniegdzie leżały jakieś papiery, które postanowiłem zebrać i położyć w jednym miejscu.
Pamiętam, że w jego pierwszym tygodniu wyrzuciłem ważny dokument, który uznałem za śmiecia (był zgnieciony, to myślałem, że jest do wyrzucenia) a Albert ganiał mnie po całej sforze i dopiero znalazłem schronienie w chatce Borysa, przed żądną krwi betą. Nie wiem, o co się złościł, bo papier leżał w koszu. Zrozumiałbym gdybym wyrzucił worek ze śmieciami. Ale ten kawałek papieru leżał samotnie na dnie kosza. Nic się nie stało, a skończyło się na tym, że nie odzywał się do mnie przez tydzień, a kiedy już raczył się odezwać, to skończyłem z obitą kością ogonową. I to się nazywa profesjonalny lekarz. Najpierw cię pobiję, a później zadba o twój szybki powrót do zdrowia.
<...>
– Czy ty nie masz przypadkiem swojego domu? – tak brzmią pierwsze słowa Alberta w moją stronę, zaraz po przebudzeniu. Milutko, nie powiem.
– Dzień dobry, Albert. Dobrze spałeś? – pytam betę, zmieniając temat.
– Pytam jeszcze raz... Nie masz swojego domu?
– Mam.
– To śpij u siebie, a nie wysługujesz się moją biedną kanapą!
– Kupię ci nową? – proponuję.
– Nie chcę, lubię tą.
– Och proszę cię Albert, zawsze narzekasz, ale i tak pozwalasz mi tutaj spać – a w myślach dodaję: zazwyczaj. Czasami miewa takie dni, kiedy nawet nie mogę wejść do jego domu, bo gdzieś czai się z miotłą.
Czy to w ogóle nie podchodzi pod jakieś znęcanie się? Widzisz mój szanowny wilku? Ta beta się nad nami znęca, więc łaskawie skończ traktować go jak swojego partnera.
Właściwie to... Myślałem, że Albert nie jest stuprocentową betą. Kiedyś były przypadki, że omylnie nadawano drugą płeć dzieciom i z czasem wychodziła na jaw ich prawdziwa natura. Zazwyczaj mylono omegi z betami. Więc... Myślałem, że z Albertem też jest coś nie tak, ale... Włamałem mu się raz do przychodni i przejrzałem sobie jego akta medyczne i nie znalazłem nic, co mogłoby świadczyć, że Albert nie jest stuprocentową betą. To po prostu mój wilk, uznał, że tak będzie i koniec. Czasami tak bywa; nie mamy nad tym kontroli, że nasz wilk lubi innego bardziej niż innego. Zawsze byliśmy blisko ze sobą, więc mój wilk traktował zapach Alberta jak coś znanego. Zapach truskawek zawsze był nieodłączną częścią naszego życia, w końcu wilk zaakceptował ten zapach, tak samo jak akceptuje się członków rodziny. Chociażby tego mdlącego zapachu mandarynek, którym cechuje się Desires nie może zaakceptować. Chociaż ja traktuję Desiresa jak brata, tak mój wilk... Niekoniecznie traktuje go jak członka rodziny.
A może to mój wilk jest wybrakowany? Aromatyczny zapach owoców leśnych, Gwyna, mój wilk zaakceptował.
Tak, to mój wilk jest jakiś wybrakowany.
– Ej, Albert, mam takie pytanie.
– Dajesz.
– Czy wilki mogą być wybrakowane? – pytam go.
– Wybrakowane? W jakim sensie?
– No nie wiem... W każdym?
– Sam widzisz, że ja jako wilkołak mam słaby wzrok, co można uznać za wybrakowanie. A u Desiresa podejrzewam brak węchu, a raczej nie odczuwa go tak intensywnie jak inni, bo inaczej nie mogę stwierdzić, dlaczego nie działają na niego feromony omeg w rui.
– A jakieś inne wybrakowania?
– Dlaczego pytasz? Zauważyłeś u siebie jakieś niepokojące obawy? Mam cię przebadać?
– Co? Nie! Po prostu jestem ciekawy.
– Na pewno? – kiwam głową – Nie spotkałem żadnego takiego przypadku, ale myślę, że tak... Możliwe jest, by wilkołak urodził się wybrakowany. Może być to zasługą przekazanych genów, na przykład matka omega, była chorowita, czy może jak w przypadku Gwyn'a może dojść do pewnych czynników, które powodują, że bliżej nam do człowieka niż do wilkołaka. Zaspokoiłem twoją ciekawość?
– Jak najbardziej. Dzięki – uśmiecham się w jego stronę.
Silverthorn wcale nie zapomniała dodać rozdziału, po prostu rano nie miała kiedy, więc robi to teraz, chociaż teraz też czuję się jakby miała zasnąć na stojąco xD Cały dzień w pracy wiało nudą, a szefowa, jak zwykle w piątki mnie wypuszcza wcześniej, gdzie ruch jest większy niż dziś, tak dziś... Myślała, że coś ją trafi i zacznie się z nudów turlać po podłodze.
CZYTASZ
The moon is miles above us
Short StoryAlbert i Art dwójka przyjaciół z dzieciństwa, zawsze nierozłączni, nawet drobne nieporozumienia, nie potrafiły zniszczyć ich przyjaźni. Do czasu - Art zaczął czuć coś więcej do swojego przyjaciela z dzieciństwa. Mimo swoich uczuć, Art musiał je zepc...