13. Teraz, nasze życie wygląda tak samo jak kiedyś.

502 43 1
                                    

media: POWERWOLF - Sermon Of Swords

<Art>

– Co ty robisz? – pyta mnie Albert, a ja prawie dostaję zawału, a plaster, który trzymałem w palcach, upada mi na podłogę.

– Naklejam plasterek? – mówię, w końcu Albert ma jakiegoś bzika na punkcie zdrowia i zdarza mu się panikować, kiedy ktoś przetnie się kawałkiem papieru. Nigdy nie wiem, o co tyle tego szumu, w końcu ta rana... Zniknie szybciej, niż ja zdążę się, jej przyjrzeć, ale... Dla świętego spokoju opatruje sobie drobne skaleczenia.

– Źle to robisz – mówi, a ja wzdycham głośno. Że co proszę? Jakie źle?

– Oj daj spokój, to tylko skaleczenie – mamroczę pod nosem, a po chwili dostaję po łbie za swoje słowa.

– Auć.

– Głupota ma boleć – stwierdza.

– I czemu tylko ona mnie boli?

– Jesteś wybrańcem, doceń to – oświadcza dumnie, a ja wzdycham głośno.

– Mogę zrezygnować? – pytam, a Albert tylko kręci głową.

– Gotuj szybciej pasożycie – rozkazuje mi.

– Co?

– Masz gotować szybciej... Zresztą ile razy mam ci mówić, cholerniku jeden, że jak zamierzasz wpaść do mnie pod moją nieobecność, to łaskawie mi napisz? Czy to takie trudne?

– Pisałem ci – mówię.

– Nie łżyj. Nic nie pisałeś – jednak dla pewności sprawdza swój telefon – A faktycznie pisałeś. Skoro udało ci się odblokować tę umiejętność, to z łaski swojej przestań mi się włamywać do domu, swojego domu nie masz? – pyta mnie.

Mam, ale tutaj jest przytulnie. Właściwie wszędzie jest przytulnie niż w moim domu.

– Mhm... Zostaję dziś na noc – informuję go.

– Ty naprawdę jesteś bezdomny.

– Zaraz tam bezdomny.

– To wynocha spać do siebie, nie prowadzę, jeszcze, przytułku.

– Wynika z tego, że zamierzasz jednak taki przytułek otworzyć.

– A zamilcz, bo cię jebnę – ostrzega mnie – Daj jeść.

– Dam, ale pod jednym warunkiem, pójdziesz grzecznie spać.

– I coś jeszcze?

– Masz się wyspać, bo zaczynasz powoli gadać bezsensu.

– Sam zacząłeś tę dyskusję – skarży się – Więc nie zwalaj teraz winy na mnie. Wyrzucę cię z domu – zastrzega sobie, a ja tylko kiwam głową. Nigdy tego nie zrobi. Chociażby nie wiem, ile razy wpraszał mu się do domu, to nigdy tego nie zrobi. Jego groźby, są nic warte. I wiem o tym najlepiej.

<...>

Nudziło mi się, więc poszedłem do przychodni, trochę poirytować Alberta w pracy. W poczekalni czekało kilka osób, ale nikt nie zaprotestował, kiedy wchodziłem. Nie dlatego, że jestem synem przywódcy i to mój przywilej. Każdy wie, że jestem raczej tutaj w prywatnych celu i będę przeszkadzać tylko Albertowi. Oczywiście, jeśli wymaga tego sytuacja, to wychodzę. Młode omegi, raczej nie chcą rozmawiać o swojej pierwszej rui w towarzystwie alfy. Albertowi też nie chcą zbytnio ufać, ale... Muszą, w końcu tata nakazał, by wszystkie omegi, które dostały swoją pierwszą ruję, zgłaszały się do Alberta, dzięki temu, beta potrafi przewidzieć, kiedy ruje u omeg zaczną się robić regularne. Totalnie się nie znam na medycynie, ale jak tak irytuję sobie ciemnowłosego w pracy, to widzę, jak traktuje swoich pacjentów – do każdego podchodzi w indywidualny sposób. Chociaż przypadek może być taki sam, to Albert... Nie zawsze postąpi tak samo. Nie wiem, skąd on czerpię tyle tej siły.

– Dzień doberek – witam się z Albertem, który posyła mi tylko zirytowane spojrzenie. Wiem, że się cieszy, widząc mnie.

Siadam sobie na kozetce i po prostu gapię się przed siebie.

– Nie przeszkadzam? – pytam, a moje pytanie było skierowane do starszej bety.

– Ależ skąd – odpowiada.

– Skoro już przywlekłeś swój tyłek tutaj, to zdaj się na coś – odzywa się Albert. Niezbyt często prosi mnie o jakieś przysługi. Jednak wiem, że samemu może być mu trudno, ale ten uparcie wzbrania się przed sprowadzeniem sobie kogoś do pomocy. I nie każdy chcę pracować z taką marudą.

Ja po prostu przywykłem do jego marudzenia, więc zbytnio mi ono nie przeszkadzało. Właściwie to... Nie miałbym nic przeciwko temu, by pomagać mu cały czas, ale... Nie zawsze tego chce.

– Słucham cię – mówię, chociaż wiem, że pewnie powie coś również niemiłego.

– Zanieś to dla Desiresa – mówi i wręcza mi jakąś teczkę. Zgaduję, że tutaj znajdują się kopie dokumentów Gwyn'a. Chociaż dla Alberta prywatność jego pacjentów jest ponad wszystko, tak dla Gwyn'a, łamie swoje postanowienia. Jednak rozumiem go, w końcu omega jest nieufna.

Mogą minąć miesiące, bądź lata, kiedy zacznie ufać Desiresowi, dlatego bezpieczniej będzie wręczyć mu kopię dokumentów, by mógł się z nią zapoznać sam, bo pewnie Albert przekazał mu wszystko, co uznał za najważniejsze w kwestii zdrowia jego omegi.

– I nie czytaj tego, tylko do rąk własnych, rozumiesz?

– Rozumiem – jestem ciekaw tego, co dolega omedze, ale wolę uszanować prośbę Alberta oraz to, że mój brat chyba nie byłby zadowolony z tego, gdybym to zrobił.

Zresztą niektórych rzeczy można było domyślić się samemu.

Omega była wychudzona i na dodatek z połamanymi nogami, aż strach pomyśleć jakie okropieństwa musiał doświadczyć na własnej skórze, ale teraz jest już bezpieczny. Mój brat będzie dla niego najlepszym alfą.

Pozostaje tylko kwestia Gartha, ale myślę, że to tylko kwestia dni aż go dorwiemy i uwolnimy tą omegę od przeszłości. A może... Może nawet uchronimy inną omegę przed takim losem?

Oczywiście założyliśmy, że Garth będzie próbował odzyskać Gwyn'a, ale przecież nie musi tak być. Przecież nie wie, co się z nim stało, a nikt raczej mu nie powie, że zabraliśmy go. W końcu jego zwolennicy nie żyją, a reszta... Rozproszyła się. Może uzna, że go zabiliśmy.

W głębi duszy odczuwałem ulgę, że Gwyn był nieoznaczony, ponieważ w takim wypadku... Desires wyczułby w Gwynie swoją omegą, ale ta... Już nie czułaby tego. Podczas ich spotkania nie byłaby świadoma, że jest w pobliżu swojego mate, gdyby była oznaczona przez innego alfę.

W dodatku zabicie Gartha byłoby kłopotliwe, w końcu omegi bez swojego partnera... Nie są zbyt silne, by przeżyć. Może gdyby miał młode... Ale tak... Mielibyśmy skazać niewinną omegę na śmierć?

Myślę, że nie potrafiłbym zrobić tego własnemu bratu, nawet gdyby omega błagała o zakończenie życia Gartha, wiedząc, co może jej się przytrafić, to wciąż alfa wyczuwa swoją omegę.

Ta cała więź jest dość skomplikowana. Gdybym spotkał swoją omegę, a ta byłaby oznaczona to... Porzuciłbym wszystkie uczucia względem innych na rzecz jej, nawet jeśli nigdy nie będą odwzajemnione. Jednak gdybym spotkał swoją omegę, mając już oznaczoną partnerkę... Nic by się nie stało. Nie odczulibyśmy tego, że jesteśmy sobie przeznaczeni. 


Tak sobie Silverthorn siedzi i pisze rozdział w przód, tak jakby robiła to na bieżąco i wiecie to? Silverthorn podczas pisania rozdziałów daje ten sam vibe, co Silverthorn sprzątająca dom. A taki mały fun fact  

The moon is miles above usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz