media: Beast in Black - Oceandeep
<Art>
– Czyżbyś przewidział jakąś apokalipsę, Desires? – pytam brata, kiedy widzę, jak męczy się z pakowaniem zakupów do mojego samochodu. Ostatnio popsuł mu się samochód, więc teraz robię za szofera. Zakupy Desiresa przypominały bardziej zakupy mamy, kiedy jeszcze wszyscy mieszkaliśmy razem.
– Nie, ale... Gwyn. Nie chcę zostawiać go samego – mówi, a ja kiwam głową. Zauważyłem, że ostatnim czasem Desires ma bzika na punkcie Gwyn'a. Nie, żeby wcześniej nie miał, ale teraz... Totalnie przepadł.
– To... Już niedługo, tak? – pytam.
– Za dwa miesiące – odpowiada, po czym zaczyna wyłamywać swoje palce. Zauważyłem, że zaczął to robić od momentu, kiedy w pobliżu nie ma Gwyn'a. Widać, że przez cały czas, kiedy jest w pobliżu ukochanego, nie może pokazać mu swoich prawdziwych obaw. W końcu nikt nie chcę stresować Gwyn'a; przez co, nie składam im niezapowiedzianych wizyt. Omegi w ciąży, źle znoszą obecność innych alf, które nie są ich partnerami. Chociaż wiedzą, że nikt nie ma zamiaru ich skrzywdzić, to instynkt sprawia, że myślą inaczej. Dlatego wolę nie narażać Gwyn'a na niepotrzebny stres związany z moją obecnością. Właściwie, dla całkowitego bezpieczeństwa spotykam się z Desiresem.
– Macie wybrane już imię? – pytam z ciekawości. Albert wspominał, że nie chcą znać płci dziecka... To okrutne, nie chcą poznać płci dziecka, by jeszcze bardziej się do niego nie przywiązać i cierpieć, gdyby coś się stało...
– Mhm... – odpowiada – Chłopca chcemy nazwać Cathal, a co do dziewczynki, to nie jesteśmy zgodni. Ja chcę nazwać ją Selenę, a Gwyn Artemida.
– Selene? Jak odpowiednik naszej Luny? – pytam, a kasztanowłosy przytakuje. Znam płeć ich dziecka, bo Albert w sekrecie mi je ujawnił.
– Mhm... W końcu to dziecko... To dar od Luny, więc gdyby była to dziewczynka, to myślę, że powinniśmy ją tak nazwać – stwierdza.
– A mi się tam podoba Artemida – mówię mimochodem. W żadnym wypadku przecież nie sugeruję, że ich dziecko jest dziewczynką. W żadnym, po prostu mają dylemat z żeńskim imieniem.
– A tak szczerze to Cathal brzmi jakoś... dziwnie i obco.
– To samo powiedział Gwyn. Jednak jak pewnie zauważyłeś ani moje, ani imię Gwyna nie brzmi jakoś... znajomo. Jest dziwne i obce.
– Czyli postanowiliście nazwać syna dziwnym imieniem, żeby stworzyć sobie jakąś tradycję? Dziewczynki będą mieć ładne imiona, ale chłopcy już nie? – pytam – A liczyłem, że nazwiecie chłopca Arthur, po wujku – uśmiecham się jak idiota.
– W życiu.
– A może Albert?
– Zapomnij.
– Macie oboje beznadziejny gust. Ja swojego syna nazwałbym Desires, albo Chris.
– To ty, ale my nie jesteśmy tobą, ani Albertem.
– Teraz to mnie obrażasz, Desires, I ranisz moje uczucia!
– Teraz już wiem, co musi przechodzić z tobą Albert na co dzień.
– Zostaw biednego Alberta w spokoju – mówię.
– Ale ja tylko mówię, że wiem, co czuję Albert, musząc się z tobą użerać w dzień w dzień. Oszalałbym jeśli miałbym spędzić z tobą dwa dni, a co dopiero całe życie?
– Albert jakoś nie narzeka – stwierdzam – Jest szczęśliwy – dodaję. Chyba by mnie nie oszukał, prawda? Nie chcę przecież, żeby czuł się nieszczęśliwy u mojego boku. Nawet jeśli oznaczałoby to, że odejdzie ode mnie. Pozwolę mu. Bo przede wszystkim chcę jego szczęścia.
– Wy to jesteście oboje popaprani w tym swoim szczęściu – komentuje Desires.
<...>
Desires krążył po przychodni, próbując znaleźć dla siebie miejsce, ale nie mógł. Nikt nie mógł. Wszyscy martwiliśmy się o Gwyn'a, który zaczął rodzić. Wiedzieliśmy, że to najtrudniejsza chwila dla nas. Ostateczny sąd. Albert nie pierwszy raz wspominał o tym, że sam poród również może przynieść komplikacje. Oczywiście nie mówił jakie komplikacje mogą wystąpić, ale każdy wiedział, co ma na myśli. Jednak nikt nie mówił tego na głos, nikt nie chciał powiedzieć tego i czuć wyrzuty sumienia, gdyby się spełniło. Nawet teraz. Próbowaliśmy być dobrej myśli. Dla Desires'a
– Idę tam – mówi Desires, a ja dopadam go i powstrzymuje, nim wejdzie i zrobi niepotrzebnego chaosu – To za długo już trwa – oświadcza.
– Poród dopiero co się zaczął – kłamię. Poród trwa od dłuższego czasu, ale Desires nie musi o tym wiedzieć, prawda? Jeśli tam wejdzie, zrobi się niebezpiecznie. Instynkt alfy weźmie nad nim górę. Może skrzywdzić Alberta i sam nie będzie świadom tego, że skazał swoją omegę na większe cierpienie.
– Na pewno? – mruży oczy.
– Tak – odpowiadam – Chodź, usiądziemy, a nim się zorientujesz, przytulisz swoją córkę i Gwyn'a – mówię, nawet nie zdając sobie sprawy, że zdradziłem płeć ich dziecka.
– Córkę? – pyta zdezorientowany Desires. Cóż... Może to i dobrze. Teraz zacznie myśleć o swojej córce?
– Tak, będziecie mieć córkę – przytakuję.
– Będę mieć córkę – powtarza, jakby chyba nie wierząc, w to, co się dzieje.
– Tak, będziesz mieć – przytakuję mu ponownie. Nie chcę mówić mu, że nie wszystko jest pewne, ale przynajmniej Desires się uspokoił. Na dłuższą metę pewnie niewiele to się zda, ale zawsze warto próbować. Teraz Desires jest zajęty przeżywaniem tego, że będzie mieć córkę, ale w końcu przypomni sobie wszystkie słowa Alberta o tym, że ciąża Gwyn'a jest zagrożona. I instynkt alfy znowu będzie kazać mu ochraniać swoją omegę. Jednak mam nadzieję, że do tego czasu poród się zakończy, a Desires zobaczy swojego ukochanego i swoją córkę.
Jednak nie wszystko mogło trwać wiecznie, w końcu Albert wyszedł z sali. Od razu zauważyłem, że coś w mimice twarzy bety się zmieniło. Wiedziałem, że coś się stało, ale Desires był szybszy, wpadł do sali, w której odbywał się poród. Przez chwilę nie było słychać nic, zwykła cisza. Podszedłem do Alberta i spojrzałem mu prosto w oczy, ten pokręcił tylko głową. Czyli jednak moje przeczucie się sprawdziło. Coś się stało.
– Zabiłeś go! – krzyknął Desires – Zabiłeś go! – wydziera się i w ostatniej chwili udało mi się odepchnąć Alberta, a Desires uderzył mnie. Próbowałem go powstrzymać, ale Desires był silniejszy.
– Zabiłeś go! Zabiłeś ich oboje! – krzyczał. Sam nie mogłem w to uwierzyć. Oboje nie żyją? Złapałem mocniej Desiresa. Wiem, że targają nim silne uczucia, ale nie mogę pozwolić, by zrobił coś sobie, albo komuś innemu.
– Zamknij się Desires! – warknąłem, kiedy usłyszałem płacz. Czyżby jednak dziecko przeżyło? Płacz się nasilił, a Desires zamarł. Też to usłyszał. Wiedział, do kogo należy ten płacz.
Rozluźniłem uchwyt, na tyle ile pozwalał mi stan Desiresa.
– Idź do niej – zachęcam go. Ten spogląda na mnie. Jest rozdarty. Nie wiem, co ma zrobić. Iść do córki, czy pomścić ukochanego.
CZYTASZ
The moon is miles above us
Short StoryAlbert i Art dwójka przyjaciół z dzieciństwa, zawsze nierozłączni, nawet drobne nieporozumienia, nie potrafiły zniszczyć ich przyjaźni. Do czasu - Art zaczął czuć coś więcej do swojego przyjaciela z dzieciństwa. Mimo swoich uczuć, Art musiał je zepc...