*Seth*
Wydarzyła się tragedia.
Skończyły mi się chipsy.
Więc musiałem udać się do żabki.
Wsiadłem na rower, bo do najbliższej żabki nie było wcale tak daleko, i wyruszyłem, licząc w myślach że pieniędzy spokojnie wystarczy mi na trzy opakowania i butelkę coli.
Gdy dojechałem, zostawiłem rower na zewnątrz, i wszedłem do sklepu. Skierowałem się od razu do alejki z chipsami, szukając mojego ulubionego smaku. Jak na złość, paprykowe były na najwyższej półce, a więc poza zasięgiem moich rąk. Nie mogę się doczekać aż urosnę.
- Przepraszam, poda mi pan... - Zacząłem, chcąc się zwrócić do mężczyzny obok, i prawie się wywróciłem, gdy dostrzegłem kto to. Obok mnie stał Ronodin w wyciągniętej czarnej koszulce, japonkach i różowych skarpetach, ze zmęczonym wyrazem twarzy. - Ronodin? Co ty tu...?
- Wyobraź sobie, że jednorożce, te mroczne również, muszą coś jeść. - Wyjaśnił ze znudzeniem. - Przyszedłem po zupki chińskie.
- Ah. Podasz mi chipsy paprykowe, proszę? - Zapytałem.
Uśmiechną się złośliwie i podał mi chipsy.
- Trzeba jeszcze urosnąć. - Stwierdził.
- Och, zamknij się. - Zaczerwieniłem się. - Każdy się z tego nabija! A to nie moja wina!
Wpatrywał się we mnie, a ja poczułem się niezręcznie.
- Dobra dawaj. - Wstawiłem rękę po chipsy, a on podniósł je nad głowę, uśmiechając się niewinnie.
- Musisz poprosić.
- Nie ma takiej opcji.
- No to musisz jeść inne chipsy. - Wzruszył ramionami.
Spojrzałem na niego ze złością.
- Proszę.
- No bardzo ładnie. - Dał mi opakowanie, uśmiechając się z samozadowoleniem.
Prychnąłem coś pod nosem i poszedłem po cole. Po zapłaceniu za zakupy upchnąłem wszystko w plecaku, obserwując kontem oka Ronodina.
Wyszedł ze sklepu. Postanowiłem go śledzić. Może ma gdzieś tutaj tajną bazę? Bo w sumie, czemu nie. Ładna okolica, blisko sklepu...
Zaszedliśmy do pobliskiego lasu, gdy jednorożec zatrzymał się i spytał:
- I po co za mną leziesz?
Postanowiłem na razie się nie ujawniać.
- Seth, ja do ciebie mówię. Podejdź tu.
Posłusznie wylazłem z krzaków. Spojrzał na mnie ze znudzeniem.
- Skradasz się z dyskretnością słonia. Do tego masz różowo-fioletowo-czerwony plecak. Ukradłeś go Kendrze, czy jak?
- Vanessie.
Nagle złapał mnie za rękę, czego kompletnie się nie spodziewałem. Pociemniało mi przed oczami, a po chwili stałem w jakimś ciasnym pomieszczeniu wielkości windy.
Stoję sobie, prowadzę z nim konwersację o plecakach, a on mnie porywa. Bezczelność.
Ronodin sprawdził coś w jednej kieszeni, drugiej, i kolejnej po czym powtórzył czynność. Z każdym razem mina mu rzedła.
- Cholera. - Odezwał się po chwili. - Zgubiłem klucze.
- Ale czekaj, czekaj. Klucze do czego? I po co w ogóle MNIE tu zaciągnąłeś.
CZYTASZ
Baśniobór. Wszystko & nic.
RandomOne shoty i inne takie. Niech pierwsze rozdziały was nie zniechęcają, dopiero się uczyłam. ✓Wulgaryzmy ✓LGBT+ ✓To jest dziwne ✓Wspomniane sceny erotyczne (nie są opisane, aż taka dziwna nie jestem) Skoro ja nie mam osiemnastki, a to napisałam, to m...