Seth nauczyciel 3

458 22 47
                                    

(Pov Eve)

Wyszłam ze swojej tajnej kampy w szafie. W plecaku miałam ciuchy i kanapki. Przy pasie przyczepiłam sobie miecz.

Byłam gotowa. Podjęłam decyzję. Nie chcę żyć w tym zamku. Chcę się stąd wreszcie urwać. Chcę być szczęśliwa!

Chyba przydałoby się kogoś powiadomić o tym, że odchodzę. Wyjęłam kartkę, długopis i napisałam:
"Odchodzę, bo was nienawidzę
Wszyscy jesteście głupimi debilami
Nie zwiędnijcie moich kwiatków
Adios
~Księżniczka Eve"

Taśma klejąca, i cyk, kartka przytaśmowama do drzwi. Omiotłam pokój wzrokiem. Widzę go ostatni raz.

Westchnęłam i udałam się na arenę. Gdy weszłam do pomieszczenia, Seth stał przy wielkim toporze i podziwiał jego ostrzę.

Ha, tym razem ja go wystraszę!

Podeszłam cicho do niego od tyłu. Złapałam go i przewróciłam na podłogę. Usiadłam okrakiem na jego nogach, przykładając ostrze do sztyletu jego szyi. Uśmiechnęłam się szeroko na widok jego zaskoczonej miny.

Nachyliłam się nad nim, dotykając swoim nosem jego nosa.

- Hej. - Przywitałam się. - Uciekamy z tego burdelu?

- Kobieto. - Chłopak był czerwony na twarzy i cały czas zerkał na mój sztylet. - Kocham cię, ale jeszcze raz tak zrobisz...

- Co? - Zdezorientowana, odsunęłam od niego broń. Nadal jednak nie oddaliłam twarzy.

- Eee... - Chłopak przymknął oczy. Uniósł głowę i delikatnie mnie pocałował.

Moja twarz zapewne przypominała dorodną wiśnię. Nie przejmując się tym specjalnie, wessałam się w jego usta.

Po chwil oderwaliśmy się od siebie. Oboje czerwoni jak (chciałam napisać jak rurki Gabrysia, ale znowu mieszałabym uniwersa ~A) pomidory zebraliśmy się z podłogi.

Seth złapał mnie za rękę.

- Najpierw uciekniemy, potem będziemy się całować.

Zgodziłam się. Plan idealny.

***

Udało nam się wyjść z terenu mojego byłego domu bez zupełnego problemu. A potem pojawił się komplikacje.

A tak dokładnie: smok.

- Dwoje wystraszonych dzieci. - Stwierdził zadowolony gad. - Obiad idealny.

Skupiłam się i udało mi się wyzwolić spod kontroli potwora.

Złapałam Setha za rękę i pociągnęłam. Nie zareagował, zupełnie sparaliżowany.

Załkałam. Tak się kończy uciekanie zamku.

Przytuliłam się do chłopaka, zamykając oczy. Jeśli umrzeć, to z nim.

Nic więcej nie pamiętam.

***

Otworzyłam oczy. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Koło mnie był Seth, dzięki czemu bardzo mi ulżyło. Żył. Ja żyję.

Leżeliśmy na posłaniu, które wyglądało jak z jakiś skór. To chyba było w... Jaskini? Czułam się bardzo słabo, ale podpełzłam do chłopaka. Sprawdziłam mu puls, upewniając się że wszystko ok.

Oddychał. Odetchnęłam z ulgą i położyłam głowę na jego brzuchu. Nie miałam nawet siły, aby zmienić pozycję, ale wsunie to było mi nawet wygodnie.

Do jaskini wbił... Centaur. Podszedł do mnie i stwierdził oczywistość;

- Obudziłaś się.

- Zgadza się. Co się stało...?

- Zobaczyłem, że smok was atakuje, w momencie gdy zemdlałaś. Albo ze stresu, albo przez smoczy oddech, nie wiem. Przegoniłem smoka. Wziąłem was do mojej jaskini.

- Co z nim?

- Żyje. Chyba jednak było coś z oddechem tego smoka.

- Aha. - Z wysiłkiem się wysławiałam, oczy same mi się zamykały.

- Prześpijcie się. - Centaur wyszedł.

A ja usnęłam na brzuchu Setha.

***

Gdy znowu się obudziłam, centaur gotował coś w ogromnym kotle nad ogniskiem. Usiadłam, przyglądając mu się przez zmrużone oczy.

- Kim jesteś? - Zapytałam. Zawsze fajnie wiedzieć, u kogo w domu właśnie nocujesz.

- Centaurem pustelnikiem. Żyję sobie tutaj, gotując potrawki z wiewiórek, od czasu do czasu kogoś ratuję.

- Aha. - No tak. Klasyczny przypadek centaura pustelnika. - Jak masz na imię?

- W przełożeniu na wasz język, to chyba będzie Brązowooki. - Faktycznie, jego oczy były brązowe. - Zupa będzie zaraz gotowa. - Powiadomił mnie jeszcze, i wrócił do mieszania w kociołku.

Delikatnie dotknęłam policzka Setha. Uśmiechną się przez sen. To słodkie.

- Budź tego tutaj, jedzenie gotowe. - Poprosił nasz gospodarz.

- Seth! - Potrząsnęłam jego ramieniem. - Wstawaj! Jedzenie wystygnie!

- Jedzenie? - Mruknął, otwierając oczy. - O, jaki ładny widok, zaraz po przebudzeniu.

Zaśmiałam się, odbierając miskę z tajemniczym daniem od centaura.

Chłopak koło mnie także dostał to coś. Zamieszał łyżką w misce, patrząc podejrzliwie na Brązowookiego.

- Czy to nie jest trujące?

- O ile nie masz uczulenia na wiewiórki, to jest w 100% jadalne.

Prawie się zadławiłam.

- Wiewiórki? Tu są wiewiórki? - Zapytałam słabo, odstawiając miskę. Było smaczne, dopóki nie dowiedziałam się, z czego to jest. Obecnie nie miałam zbytniej ochoty nawet na to patrzeć.

Jednak głód zrobił swoje i razem z Sethem zjedliśmy po dwie porcje. Centaur powiadomił nas, że jest około 2 w nocy. Postanowiliśmy przenocować u niego do rana, następnego dnia o świcie, wyruszyć w dalszą podróż.

Baśniobór. Wszystko & nic.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz