"Ty potworze ! Czemu to robisz ?!" - ciągle słyszę te słowa gdy zabijam ludzi. Teraz mam 20 lat. W ciągu pięciu lat mojego działania jako łowca ludzi zabiłem więcej niż 100 osób. Zapomniałem już jak wyglądało moje dawne życie przed tymi wydarzeniami, które sprawiły że jestem teraz potworem, przed którym wiejecie, jak przed Tobim czy tym całym Jeffem... Postaram się opowiedzieć wam mą historię. Czemu to robię? Ze znanych sobie powodów.
Zacznijmy od tego że mam na imię Aleksander. Jeśli się tylko ośmielicie powiedzieć to imię kiedy na was będę polował, to obiecuję! Wasze mięso posłuży do nakarmienia bezdomnych psów! Wróćmy teraz do głównego tematu. Mieszkałem wraz z mamą, tatą i młodszym bratem w Białogardzie. Jest to małe miasto liczące około 25 tys. mieszkańców. W naszej rodzinie były chwile gdzie kłótnia i milczenie między nami trochę trwało, lecz byliśmy szczęśliwą rodziną. Miałem 15 lat gdy moje życie się zmieniło na dobre. Chodziłem do 2 gimnazjum, a potem do 3 gimnazjum. Teraz pewnie się zapytacie jakim cudem miałem 15 lat w 3 klasie gimnazjum. Miałem takie szczęście że urodziłem się w listopadzie. Byłem najmłodszy z klasy. Cóż, taki pech. Byłem także najsłabszy wśród moich kolegów. Przez to byłem ich workiem treningowym i popychadłem. Śmiali się że moje uderzenie zamiast boleć to uświerzało ból. Moje oceny nie były genialne, nie licząc biologi. Należałem do elity biologicznej. Zawsze dostawałem piątki, dlatego jak mieli problemy to od razu do mnie lecieli i się pytali mnie o to co mieliśmy na kartkówce i co to jest i jak działa. Trochę mnie to wkurzało, najpierw gardzili mną by następnie błagać mnie na kolanach o pomoc z bioli. Uważałem to za normalne życie. Tak żyłem sobie do pewnego dnia.
Gdy się obudziłem ogarnęło mnie dziwne poczucie. Jak by coś mi groziło. Czułem się zestresowany i zagrożony. Gdy poszedłem do kuchni zobaczyłem jak mój brat dokańcza śniadanie. Miałem takie szczęście że miałem na jedenastą do szkoły. Podszedłem do szufladki gdzie są talerze. Gdy zbliżyłem się do brata to uczucie nagle urosło i zaczął mnie boleć brzuch. I nie. Nie chciałem wtedy srać... Gdy wyjąłem talerz mój brat skończył i poszedł do pokoju po plecak. Wraz z jego odejściem to uczucie zagrożenia stało się mniejsze a ból ustąpił. Zignorowałem to i zrobiłem sobie płatki z mlekiem. Po zjedzeniu śniadania napiłem się coli i poszedłem do swojego pokoju. Mojego brata już dawno nie było w domu. Cały czas wolny przesiedziałem na uczeniu się z matmy której nie nawidziłem. Gdy zobaczyłem że jest 9.50 zacząłem się ogarniać. Umyłem zęby, uczesałem włosy i ubrałem się. Gdy się pakowałem zobaczyłem za oknem jednego z moich kolegów z klasy. Po chwili zobaczyłem także moją koleżankę. Przytulili się i zaczęli zmierzać do szkoły. Po chwili wyszedłem z domu. Cały czas ogarniało mnie to uczucie. Nerwowo patrzyłem się w każdą stronę szukając zagrożenia.
- Ogarnij się Alek! - pomyślałem.
Gdy dotarłem w końcu do szkoły od razu na co spojrzałem to był plan zajęć.
- Pierwsza chemia... Zajebiście - pomyślałem zażenowany.
Nienawidziłem także chemii. Chemia sama sobie jest całkiem spoko. Nie lubiłem lekcji chemii przez moją nauczycielkę. Każdy z klasy ją nienawidził. Był do tego jeden powód. Gdy była kartkówka dzieliła nas na rzędy. W czym problem? W tym że zawsze jedna grupa miała więcej punktów maksymalnych od drugiej, a zawsze każda grupa miała tą samą maksymalną liczbę punktów.
Gdy tak wchodziłem do góry złapała mnie moja koleżanka. Przywitałem się i zaczęliśmy gadać o jakiś rzeczach. Gdy z nią rozmawiałem to moje dziwne uczucie znikało. W końcu zniknęło i tak było do końca lekcji. Gdy wróciłem do domu mój brat już był. Poszedłem do kuchni się napić. Gdy wracałem minąłem się z bratem. Uczucie stało się tak silne że zacząłem płakać. Szybko otarłem łzy i położyłem się spać. Obudziła mnie mama dopiero na obiad. Nie wiecie jak było mi ciężko powstrzymać łzy. Z prędkością światła zjadłem obiad by jak najszybciej znaleźć się dalej od rodziny. Znowu położyłem się spać z myślą że mi to pomoże.