Nie wiem jak mam na imię. Miałam bardzo ciężki wypadek i całkowicie straciłam pamięć, no może tak do połowy, ale tej ważniejszej. Wszyscy zwracają się do mnie "blondyna" albo "ej ty". Jestem pewna siebie, zawsze stawiam na swoim. Ogólnie mam ciężki charakter, strasznie się rządzę, ale to zależy od sytuacji. Mam 15 lat, nikt z mojej rodziny nie żyje, zginęli w pożarze. Nie mam pojęcia. jak udało mi się przeżyć. W sumie to wolałabym umrzeć niż męczyć się tutaj, gdzie obecnie jestem. Pamiętam nasze dwa konie. Dark Angel i Devil czy jakoś tak, długo ich nie widziałam.Siedziałam w tym przeklętym miejscu już chyba miesiąc. Było tu okropnie! Wszyscy zachowywali się jak dzikie zwierzęta żeby tylko zjeść chociaż trochę, bo z jedzeniem było słabo. Dziewczyny wredne jak nie wiem, ale tylko na początku dopóki nie stałam się tak jakby liderką. Każdy mnie lubił, no może oprócz jednej, której miejsce przejęłam w grupie tych "najładniejszych" i najmilszych. Nie wiem czemu. Nie wyglądam jak ona, tym bardziej się tak nie zachowuję.
Od paru dni słyszałam w swojej głowie jakieś dziwne głosy. Nie miałam schizofrenii, bo by to wykryli, prawda? Czułam się źle jakby ktoś mnie ciągle obserwował i jeszcze na dodatek ten jakże przecudny dom dziecka jest tuż obok lasu. Starałam się to ignorować.
"Mój" pokój znajduje się na drugim piętrze, mieszkam z trzema chłopakami, bo nie było już wolnych miejsc u dziewczyn. Po prostu masakra! Oni nie dają mi spać, bo albo całą noc gadają albo grają w butelkę, w której nie biorę udziału, ale jakoś dziwnym trafem najczęściej wypada na mnie. Gdy mówią coś w stylu "ej twoja kolej" lub "wyłaź z tego łóżka i zagraj z nami" itp., to przykrywam głowę kołdrą i dalej próbuje zasnąć nie zwracając na nich uwagi. Mam ich już serdecznie dosyć. Heh, a kto by nie miał? Tu się nie da żyć. Ludzi tyle, że nawet kroku postawić nie można. Nie chciałam już dusić się w tym budynku dlatego postanowiłam się przejść.
Wąska droga biegła przez las aż do parku. Było południe dlatego nie brałam kurtki tylko zwykłą, cienką bluzę. Szłam sobie swoim tempem, a wiatr plątał moje włosy, które delikatnie na nim falowały. Ciągle czułam czyjąś obecność co stawało się z każdą chwilą bardziej przerażające i jeszcze te głosy w głowie. Przyspieszyłam kroku chciałam jak najszybciej wyjść z tego okropnego lasu. Jednak gdy zaczęłam biec przewróciłam się i usłyszałam łamiącą się gałązkę, jednak nie z mojej winy. Wstałam i pomyślałam, że i tak jak umrę to nic nie stracę, bo co? Piętnastoletniej dziewczyny nikt nie zaadoptuje, a jak skończę osiemnaście to wywalą mnie na bruk i radź sobie sama. Wzięłam się w garść i odwróciłam się za siebie żeby zobaczyć kto to lub co to. Oczywiście nikogo tam nie było. Postanowiłam wrócić, bo co ja tu będę robić? W połowie drogi powrotnej zatrzymałam się i stwierdziłam, że jednak pójdę do parku dlatego zwróciłam. Jednak to nie byłam ja. Przeraziłam się strasznie, bo nie wiedziałam co się za mną dzieje. Po chwili gdy już byłam w parku odzyskałam panowanie. Podszedł do mnie jakiś nieznajomy mężczyzna i patrzył się na mnie jak na starą znajomą, której nie wiedział przez bardzo długi czas. Trochę się od niego odsunęłam, a on tylko spytał "To ty?". Nic nie odpowiedziałam i zaczęłam się wycofywać aż w końcu pobiegłam. Przez całą drogę do "domu" miałam go przed oczami. Gdy stanęłam przed drzwiami wejściowymi coś kazało mi obejrzeć się za siebie. Zrobiłam to. On tam stał i znów się na mnie patrzył.
Weszłam do budynku i od razu pobiegłam do swojego pokoju sprawdzić czy ten facet dalej tam stoi. Ku mojemu zdziwieniu poszedł sobie, ale nie wiem gdzie. On mógł być wszędzie. Było późno i nie miałam co robić dlatego poszłam spać. Rano na śniadanie udało mi się "zdobyć" chociaż jedną kromkę chleba. Wolałam nie pchać się w ten cały tłum rzucających się na siebie ludzi, którzy walczą o najmniejszy kawałek jakiegokolwiek jedzenia. Widok był okropny no, ale co zrobię? Nic nie zrobię. Ponownie chciałam się przewietrzyć, dlatego zamiast kapci założyłam buty i wyszłam. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę stawu. Bardzo lubiłam to miejsce, przypominało mi ono o wszelkich dobrych wspomnieniach jakie pamiętam. Chciałam usiąść na brzegu i zamoczyć nogi w zimnej wodzie jak ja to zawsze robię, ale on tam był. Jednak gdy go zobaczyłam coś kazało mi do niego podejść. Mężczyzna tylko na mnie zerknął i odwrócił wzrok z powrotem w stronę błyszczącej tafli wody. Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje, ale ktoś mną usiadł koło niego, a ja tylko obserwowałam jak intruz porusza się moim ciałem i co robi. To było bardzo dziwne, ale po chwili odzyskałam panowanie. Siedziałam jeszcze chwile obok niego i zaczęłam zbierać się do odejścia jednak coś mi nie pozwoliło, ponieważ ktoś chwycił mnie ze rękę i przyłożył do nosa dziwnie pachnąca chusteczkę po czym zemdlałam. Obudziłam się w lesie przywiązana do drzewa. Zaczęłam wołać o pomoc, ale nikogo tam nie było. Siedziałam pod dębem i myślałam o tych wszystkich wydarzeniach. Teraz wiedziałam jak umrę - z głodu i pragnienia. Byłam zagubiona, nie wiedziałam co robić. Po chwili usłyszałam odgłos łamiącej się gałązki .Szybko podniosłam głowę i zauważyłam człowieka z nożem. Zanim zdążyłam się zorientować co się dzieje przyłożył mi nóż do szyi i mocno przycisnął. Po chwili zemdlałam. Obudziłam się w dobrze oświetlonym pokoju jednak nie był to mój pokój w domu dziecka. Podobał mi się, nawet bardzo. W ogóle ładnie urządzony. Nagle zauważyłam za sobą tego samego mężczyznę, którego spotkałam w parku. Okropnie się wystraszyłam. Nie miałam pojęcia jakie ma zamiary co do mnie. Wyglądał przyjaźnie, ale mimo tego miałam obawy. Gdy zauważył, że trochę ochłonęłam powiedział "Nie bój się, nic ci nie zrobię. Adoptowałem cię". Po tych słowach zamarłam. Czy to prawda? Tylko po co komu piętnastoletnia dziewczyna w domu? Z jednej strony bałam się strasznie, a z drugiej cieszyłam jak nie wiem co. Gdy obiad był gotowy zaprosił mnie do kuchni. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Po raz pierwszy od dłuższego czasu widziałam normalny obiad, a nie coś co wygląda jak stara papka. Przy jedzeniu przedstawił się i wszystko mi wytłumaczył na przykład, to że cała procedura adopcyjna trwała trzy lata i nie chciał żeby ktoś cokolwiek mi mówił na ten temat, ponieważ nie miał stuprocentowej pewności, że wszystko się uda. Przez resztę dnia zastanawialiśmy się jak Walter (bo tak ma na imię) ma mnie nazywać. W końcu i tak się nie zdecydowaliśmy. Wieczorem pokazał mi mój pokój. Podobał mi się. Przed snem zaczęłam go pytać chyba i wszystko. Dowiedziałam się przynajmniej, że miał kiedyś córkę i żonę jednak zginęły w wypadku samochodowym. Smutne to było. Gdy wyszedł zauważyłam, że spod drzwi pada na ścianę światło, a z racji tego, iż nie mogłam zasnąć zaczęłam się bawić. Układałam ręce w różny, dziwny sposób, a na ścianie pokazywały się co chwila nowe kształty. Rano, gdy zeszłam na śniadanie zaczęły boleć mnie oczy. Pewnie to przez, to że długo nie spałam. Wydawało mi się jakbym mieszkała tu od wieków. Myślałam, że moje życie zmieniło się na lepsze.