23. Zaginiona dziewczyna.

49 7 4
                                    

Demon eksplodował imponującą fontanną posoki i wnętrzności na tle przechodzącego w róż nieba, niczym groteskowa forma fajerwerków. Finley Nightshade błyskawicznie opuścił dłoń, w której zaledwie chwilę temu znajdował się jeden z jego ulubionych noży i pośpiesznie zakrył twarz od nagłego wybuchu, swoim okrytym w czarny pancerz ramieniem. Było jednak już za późno. Żrący kwas krwi demona zaczął trawić część jego ubrania, docierając do gładkiej skóry jego przedramienia. Fin zaklął szpetnie i strząsnął rękaw z obrzydzeniem. Krople posoki wylądowały w brudnej kałuży, dymiącej od kilku chwil wody, niczym zgaszona nagle zapałka.

Sam demon oczywiście zniknął, wrócił do piekielnych czeluści, z których przybył. Zostawił jednak za sobą bałagan, na którego widok młody Łowca się skrzywił. Pozostałości demona zwisały z okolicznych lamp niczym girlanda, obryzdały czerwoną, cegladną ścianę budynku na przeciwko i wyżerały właśnie dziury w żelaznych schodach na boku fasady kamienicy, na którą brunet jedynie spoglądał żałośnie. Zdecydowanie nie pasowało to do modnego klimatu Soho.

– Thomas! – krzyknął Fin, odwracając się za siebie. – Gdzie jesteś? Widziałeś to? Zabity jednym ciosem! Nieźle, co?

Nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Z całą pewnością jeszcze zaledwie kilka minut temu przyjaciel strzegł jego pleców. Teraz Fin stał samotnie na tej wąskiej, mokrej od deszczu ulicy, z irytacją marszcząc brwi. Wilgoć pokrywająca popękany chodnik i świeżo wylany asfalt powoli zamieniała się w szron. Jego oddech był jedynie gęstymi kłębami mgły. Nie pamiętał kiedy ostatnio było tak zimno o tej porze roku. W ostatnich dniach pogoda nie była dla nich łaskawa. Nawet jak na Nowy Jork amplitudy były ciężkie do wytłumaczenia. Obawiał się tego, co zwiastują te nieprzyjemne zmiany.

Czyż Wong Wai nie wspominał o rzekomych plagach, które mogli sprowadzić na ziemię wypuszczając na wolność prastarego demona? Nadal nie mógł uwierzyć w podobną teorię. Nie podzielił się nią także z Clave, które obecnie nadal sprzątało ogromny bałagan, do którego doszło w tunelu Holland. Szukali też Lizbeth - teraz gdy znał jej imię - łapał się na tym, że zbyt często go używał. Pragnął go używać.

Jego zielone oczy powoli omiotły otoczenie w poszukiwaniu kolejnego zagrożenia. Panująca wokół cisza go niepokoiła. Manhattan nigdy nie był tak cichy. Nie powinien być. Ulica w oddali zwężała się i skręcała ostro w prawo, wprost do kolejnego labiryntu uliczek idealnie odcinajacych się równoległymi przecznicami. Właśnie za to kochał to miasto. Jego rozkład był na tyle prosty, iż nie sposób było się w nim zgubić. Może poza Greenwich Village. Tego miejsca akurat kompletnie nie rozumiał. W oddali majaczył zarys niekończących się sznurów zaparkowanych wzdłuż ulicy samochodów. Jedne nowe i ekskluzywne, inne porzucone dekady temu, stajace się powoli częścią tego podrdzewiałego, zespsutego miasta.

Po Thomasie nie było śladu.

Może wrócił na lepiej oświetlone Spring Street? Jego niekończące się wystawne sklepy i wysokie po samo niebo szklane witryny, miały w sobie coś pięknego. Zwłaszcza teraz gdy słońce nieśmiało wznosiło się coraz wyżej ku niemu, brawiąc je coraz mocniej wszystkimi odcieniami czerwieni i pomarańczu. Zwłaszcza wtedy ta dzielnica nabierała wyrazu. Jej szklane, pretensjonalne witryny, stawały się przedłużeniem niekończącego się bezkresu nieba.

Fin wzruszył ramionami i skierował się w stronę szerszej alei. Skoro stracił swojego twarzysza, miał zamiar chociaż nacieszyć się tym chwilowym widokiem. Zanim wynurzył się z pogrążonej w mroku uliczki, po raz ostatni z godnością otrząsnął swoje ubrania z krwi demona i ogarnął włosy z twarzy. W oddali minęła go wielka śmierciarka przepełniona po brzegi dziesiątkami ogromnych czarnych worków. Piętrzące się ich kontynuacje na rogu ulicy nieopodal nie miały zostać zabrane spod nóg przechodniów aż do kolejnej godziny. Łowca przeskoczył zgrabnie nad jednym z worków i oparł się nonszalancko o wysoki pomarańczowy kontener, już zapełniony najnowszymi wydaniami dzisiejszej gazety. Nie musiał spoglądać w dół aby wiedzieć, że jej wydanie dostępne było w tym miejscu z conajmniej trzech różnych językach.

Golden ThreadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz