5. Przeklęta figurka.

204 23 3
                                    

Trzy dni. Spędziła z tą przeklętą figurką trzy dni. Trzy bardzo długie dni, w których większość postanowiła spędzić poza domem. Nie tylko z powodu swoich niekończących się, paskudnych zleceń ale także z powodu samego egipskiego, miniaturowego facecika. Po kolejnej nieprzespanej nocy miała dość. Była skrajnie wykończona, a lurowata kawa, na którą była skazana tego jak i każdego innego poranka, nie pomagała. Dłonie trzęsły się jej niemiłosiernie na samą myśl o demonicznym przedmiocie. Figurka znajdowała się zaledwie o krok od niej, a jej puste, kamienne oczy przyprawiały ją o dreszcze.

Gdy przyniosła ją do domu, nie miała pojęcia na co się pisze. Nie spodziewała się trzaskających drzwi, trzęsącej się podłogi, spadających z półek przedmiotów, mrugających świateł i szeptów. Miała wrażenie, że w przeciągu chwili od wniesienia przedmiotu do jej domu, stał się on przeklęty. Wiedziała czym było nawiedzenie i niejednokrotnie miała z nim do czynienia. To nie były demony, które posiadły ludzkie ciało. To nie były demony, które niewidoczne dla ludzkiego oka, bawiły się ich kosztem. Była Nocnym Łowcą. Gdyby zamieszane były w to demony, wiedziałaby o tym. To z czym miała teraz do czynienia było mroczniejsze. Nieuchwytne i zdecydowanie niemożliwe do wykrycia. Pierwotne i przerażające.

Pierwszej nocy zachowała spokój, choć całe jej ciało rwało się do ucieczki. Jej mieszkanie w pełni naszpikowane było zaklęciami ochronnymi. Nie było w odległości kilku mil bezpieczniejszego miejsca. A jednak ani zioła, ani zaklęcia nie pomogły powstrzymać koszmarów i lewitujących w pokojach przedmiotów. Nad ranem niemalże się poddała i cisnęła figurką za okno. Przeszło jej przez myśl, by gdzieś ukryć ją poza domem. Schować w poświęconej ziemi, gdzie nikt by jej nie szukał. Ryzyko było jednak zbyt wielkie, a cena do zapłacenia zanadto bolesna. Musiała tak więcej czekać trzy dni. Tak jak jej rozkazano. Nie mogła poprosić zaprzyjaźnionego czarownika o pomoc. Nikt nie miał prawa wiedzieć, że figurka znalazła się w jej rękach. Każdy jej poszukiwał. Cały świat zastanawiał się co tak naprawdę wydarzyło się w znanym muzeum. Narobiła hałasu i teraz z pokorą musiała czekać, by burza się uspokoiła. Clave pewnie posłało już po nią swoich łowców głów. Miała tylko jedną szansę, by tego nie schrzanić. Kolejne potknięcie mogło kosztować ją coś więcej niż tylko głowę. 

Następnego dnia chwyciła więc jedną z setek ksiąg znajdujących się w jej zagraconym saloniku, znajdującym się w nawet większym nieładzie niż zwykle i zaczęła szukać prostego rozwiązania na odcięcie się od skutków ubocznych swojego tymczasowego gościa. Jedyną pozytywną stroną tego wszystkiego było to, że tak długo jak nie dokończyła tego zlecenia, miała spokój. Nie musiała nikogo zabijać, słuchać błagań o litość, patrzeć w przerażone oczy i udawać, że nie ma duszy, która płonie po każdym paskudnym czynie, którego się dopuszczała. Mogła spokojnie egzystować, sprzątając bałagan, który powstawał w trakcie nocy. Lubiła prostotę takiej egzystencji. Jakby odkurzenie dywanu mogło naprawić ostatnich dziesięć lat. Jakby ustawienie książek na półce w porządku alfabetycznym mogło zmyć hektolitry krwi z jej rąk. 

Ostatecznie postanowiła umieścić Neb-Senu w małej wanience z wodą święconą, otoczoną ziołami i kręgiem z soli. Nie mogła zrobić nic więcej. I w jakiś sposób to pomogło. Drzwi nie trzaskały już tak głośno, a książki pozostały na swoich miejscach na półkach. Nie pomogło to jednak nic a nic szeptom. Liz znała wiele języków. Więcej niż przeciętny łowca, może z powodu tego kim była i czym się parała, a może z samotności i czasu jaką jej dawała. Tego języka jednak nie znała. Był zbyt stary a księgi, które miała, pomagały zrozumieć jej jedynie szczątki słów. Zaledwie echo ich przesłania. Po wielu godzinach domyśliła się, że powtarzane słowa mówią o deszczukrwi i śmierci. I nie brzmiało to zachęcająco. Ani o jotę. 

***

Koszmary nie zdarzały się jej zbyt często. Nie takie. Nie tak intensywne, w których śniła o czymś innym niż własne życie i przewinienia, których się dopuściła. Wystarczyło, że każdej nocy na nowo to wszystko przeżywała. To było już wystarczającym koszmarem. Ten sen był jednak zupełnie inny. Wdzierający się do jej umysłu niczym trucizna. Niczym ciemność, którą wdychała wraz z ciężkim powietrzem wirującym w jej sypialni, uderzającym o zaparowane szyby. Ciężkie firany zasłaniające okna drżały od podmuchów, a przywieszone na nich zioła sypały się niczym śnieg na drewnianą podłogę. Mokre od potu prześcieradła wiły się wokół jej ciała, otaczając jej sylwetkę niczym kokon. Wydawała się tego nie zauważać, całą swoją uwagę skupiając na tym co aktualnie działo się w jej snach. Jej zarumienione policzki błyszczały od potu, a srebrne włosy przykleiły się do jej czoła i szyi. Cokolwiek widziała, cokolwiek dane jej było w tej chwili przeżywać, nie mogło być to nic przyjemnego. Jej ciche westchnienia i zduszone krzyki były jedynym dźwiękiem unoszącym się w pomieszczeniu. I choć mogła jeszcze tego nie wiedzieć, wszystko to zawdzięczała małej, kamiennej figurce postawionej w kręgu soli. Jak co noc powolutku obracała się wokół swojej osi, a ciemność wokół niej gęstniała. 

Golden ThreadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz