4. Neb-Senu.

232 26 3
                                    

Żadna kolekcja w historii Metropolitan Museum of Art nie wzbudzała tak wielu emocji jak ta najnowsza, znajdująca się w samym sercu skrzydła sztuki egipskiej. Było w niej coś na tyle niezwykłego i niepokojącego, że choć stojącym nieopodal ochroniarzom raz naraz przez całe ciało przebiegały zimne dreszcze i czoła pokrywały się zimnym potem, tłumy turystów napływały do tego miejsca liczniej i liczniej każdego dnia. Wszystko dzięki artykułowi opublikowanemu w nowojorskim dzienniku, oficjalnie nazywającym zgromadzone artefakty nawiedzonymi

Wystarczył jeden telefon wystraszonego ochroniarza, by cała historia zamieniła się w niesłychaną sensację. Kamery zostały rozstawione w każdy kąt pomieszczenia, a większość ich obiektywów została skierowana na małą figurkę przedstawiającą nic nieznaczącego Neb-Senu. Kamery nagrywały figurkę bez przerwy przez równą dobę, by udowodnić to, co głosił głos przerażonego mężczyzny po pięćdziesiątce. Z figurką i emanującą z niej energią było coś nie tak, choć jedyne co objawiło się w obiektywach kamer, to jej niemalże niewidoczny ruch. W trakcie doby obracała się o dokładnie 180 stopni, jakby chcąc plecami obrócić się od obserwujących ją oczu. 

Sprawdzono wszystko. Drgania. Elektrykę, nawet wpływ oświetlenia i zabezpieczeń gabloty na figurkę i nie znaleziono niczego, co byłoby w stanie wyjaśnić to zjawisko. Jednak to nie figurka była w tym wszystkim najgorsza. Był nim sarkofag stojący nieopodal niej, który po zachodzie słońca wydobywał ze swojej głębi ciche westchnienia. Łatwo było się domyśleć co nastąpi wkrótce po opublikowanym artykule. Wystawa wraz z kolekcją pękała w szwach. Tłumy uparcie spędzały całe godziny fotografując figurkę, w oczekiwaniu na zachód słońca. Poza fanatykami szukającymi sensacji, wokół figurki kręcili się także reporterzy, naukowcy i turyści, którzy po sekundzie spędzonej w pomieszczeniu wraz z małym Neb-Senu, po prostu uciekali gdzie pieprz rośnie. Uczucie zimna i niepokoju było dla nich zbyt przytłaczające.

W taki też wieczór Liz postanowiła spełnić małą prośbę mężczyzny, któremu zawdzięczała swoje życie. Taki dług niełatwo było spłacić. Tej nocy miała skraść figurkę, która powodowała tyle emocji. Gdy dotarła na miejsce jej wystawy, miała wrażenie, że jej serce na chwilę zgubiło swój rytm. Sala pękała w szwach. Brakowało zaledwie kilku minut do zamknięcia, a sala wypełniona była po brzegi szukającymi wytłumaczenia naukowcami. Plakaty wokół wystawy głosiły, że demoniczny przedmiot zostanie przeniesiony do muzeum w Londynie w przeciągu następnego tygodnia, co nie dawało jej wielkiego pola do popisu. Pełnia księżyca wypadała następnego dnia i z tego co jej powiedziano, było to dla niej datą ostateczną doręczenia przedmiotu. Czas uciekał nieubłaganie, a turyści nie mieli zamiaru ruszyć się ze swojego miejsca. Miała do wyboru tylko dwie opcje. Powrót następnego dnia, bądź zmuszenie tłumów do wyjścia. Liz nie należała do osób cierpliwych. Postanowiła poczekać do zamknięcia muzeum dla zwiedzających, stając w kącie sali, tuż pod kamerą, którą zniszczyła ledwie kiwnięciem palca. Wykonywanie zleceń w miejscu najeżonym kamerami i ochroną nie należało do rzeczy łatwych. Nawet gdy miało się na sobie runy niewidzialności. Pocieszała się jedynie myślą, że oszukać będzie musiała jedynie przyziemnych, których o wiele łatwiej jest zmanipulować niż podziemnych.

Godziny mijały, a w sali ze słynną kolekcją nadal znajdowały się kamery i dwójka naukowców. Wiedziała, że mogli spędzić tutaj całą noc. Musiała działać i tym razem postanowiła improwizować. Zdjęła z siebie na chwilę run niewidzialności i wmaszerowała do sali, patrząc z pewnością siebie, która sprawiała, że naukowcy spojrzeli na nią zaskoczeni, nie biorąc nawet pod uwagę tego, że nie powinna w ogóle tam być. Wchodząc głębiej do sali w mgnieniu oka niszczyła obiektywy kamer i aparatów. Nikt jeszcze nie zdawał się tego dostrzegać. Miała zaledwie kilka minut. Jej sztuczny uśmiech mącił im w głowach.

Golden ThreadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz