3. China Town.

360 26 5
                                    

Dostanie się do wnętrza Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku należało do czynności dziecinnie prostych. Wystarczyło przebić się przez niekończący się tłum turystów siedzących na wielkich, białych, marmurowych schodach, minąć ochronę, która z obojętnością i zmęczeniem wypisanym na ich twarzach sprawdzała torby w poszukiwaniu zakazanych przedmiotów takich jak broń, środki wybuchowe, butelka z wodą bądź kanapka służąca za tani lunch. Ostatnim najważniejszym i najtrudniejszym krokiem było dostanie się do kas by zakupić bilet, lub tak jak to uczyniła Liz, kradzież naklejki z bluzki niczego nieświadomej starszej mijającej jej kobiety. Potem pozostało jej jedynie wejście przez ogromny kamienny łuk wprost do pierwszego działu muzeum – sztuki egipskiej.

Tego dnia postanowiła stać się małą kropką w tłumie. Widzialną. Namacalną. Ludzką. Była to dla niej niezwykle miła odmiana, choć wiedziała, że odzyskując twarz naraża się na niebezpieczeństwo. Mijając ochroniarza uśmiechnęła się do niego promiennie, uważnie mierząc jego sylwetkę okiem. Dostrzegła jego broń wraz z pękiem kluczy przyczepionym do jego pasa. Mijając go zahaczyła palcem o uchwyt trzymający magnetyczne karty przy jego pasku. Uchwyt puścił natychmiast. Mężczyzna czując dotyk na swoim ciele obrócił się za siebie w momencie, w którym Liz chytrze chowała karty do swojej kieszeni. Schylała się i spojrzała na niego z dołu z miną niewiniątka. Wyciągnęła w jego stronę dłoń z kluczami.

- Odpięły się Panu od pasa – wyjął je z jej dłoni kompletnie zaskoczony.

- Dziękuję – odparł z wdzięcznością malującą się na jego starej twarzy. Pot zraszający jego górną wargę niemalże spływał mu na usta. - Ciągle mi się to zdarza.

- Proszę uważać – powiedziała Liz z uśmiechem. - Nigdy nie wiadomo co by się stało gdyby wpadły w niepowołane ręce – rzuciła i odeszła od niego szybko, śmiejąc się pod nosem. To zadanie ją cieszyło. Było takie proste. Tak bardzo przyziemne.

Gdy powoli szła przed siebie mijając setki przedmiotów wystawionych w wielkich, szklanych gablotach wzrokiem spokojnie oceniała swoje przyszłe zadanie. Wszystkie kamery. Przejścia zamykane za pomocą kart magnetycznych. Każdy laser w gablocie chroniący wystawione w środku przedmioty liczące sobie ponad 5 tysięcy lat. W normalnych okolicznościach zachowałaby się tak jak każdy inny turysta. Chodziłaby od gabloty do gabloty z ustami szeroko otwartymi w zachwycie. MET należało do największych muzeów na świecie, a jego kolekcja była wręcz przytłaczająca. Jako dziecko zwiedzała to miejsce z matką, gdy ta była jeszcze w stanie rozróżnić sen od rzeczywistości. Była w tym budynku dziesiątki razy i nadal miała wrażenie, że za każdym razem gdy tu wchodziła dostrzegała coś zupełnie nowego. Gubiła się w tym miejscu za każdym razem.

Tym razem pozwoliła sobie jedynie na wolny spacer, który poprowadził ją wprost do najnowszej wystawy poświęconej obiektom kultu. Mała wystawa schowana była za większym przejściem, w którym znajdował się niebotycznych rozmiarów sarkofag. Kilka kroków dalej znajdowała się już tylko wolna przestrzeń i najprawdziwsza świątynia egipska postawiona w samym sercu muzeum. Na skromnej wystawie znajdowały się małe brązowe posążki, ciężka, złota biżuteria, lniane, niemalże przeźroczyste ubrania wyniszczone przez czas, niewinnie wyglądające czarne naczynia, w których przechowywano organy wewnętrzne mumii i złota. Cała masa złota. To co miała skraść, znalazła w przeciągu kilku sekund. Wystarczyło, że weszła do pomieszczenia i pozwoliła, by wyczulone zmysły zaprowadziły ją w prost do przedmiotu, którego szukała. Ciężko było obojętnie przejść obok tej małej figurki. Demoniczna energia emanowała z niej z taką siłą, że otaczająca ją gablota drżała od jej mocy . Posążek przedstawiał małego, nic nie wyróżniającego się od innych figurek mężczyznę o imieniu Neb-Senu. Proste muskularne ciało. Płachta przewieszona przez krągłe biodra. Włosy splecione w warkocze sięgające ramion i mocno zarysowany podbródek. Liz pochyliła się nad figurką i uśmiechnęła się do niej szeroko. Oddzielała ich od siebie jedynie tafla szkła. Położyła dłoń na  zimnej powierzchni, a fale energii wysyłane przez mały przedmiot sprawiały, że włosy stanęły jej dęba na głowie. Patrząc na jego malutką twarz miała wrażenie, że oczy, w które patrzyła się poruszyły.

Golden ThreadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz